niedziela, 9 września 2012

For your smile_7

Sama nie wiedziała co ma zrobić. Przecież gdyby Josh dowiedział się, że to ona spotyka się z Jacksonem, wpadłby w szał. Nie pomogłyby tłumaczenia, że to tylko przyjaciel. Łatwo było go wyprowadzić z równowagi. Pamięta jak kiedyś przez dłuższy czas starali się o dziecko, ale im się nie udawało. Okazało się, że Julia jest bezpłodna. Gdy się o tym dowiedział, uderzył ją w twarz. Później przepraszał, tłumaczył się... Wybaczyła mu, bo wiedziała, że on jest mężczyzną jej życia. Jednak od tamtej pory po prostu się go bała. Kiedy opowiedziała o całym zdarzeniu swojemu ojcu, nie uwierzył jej. Według niego Josh był idealnym kandydatem na męża dla Julii. I skoro ją uderzył, to sobie na to zasłużyła. Matka, jak zwykle, była tego samego zdania. Dziewczyna wolała im nie mówić o jej problemach z zajściem w ciążę, bo to by ich ostatecznie rozwścieczyło. Tak więc wszyscy byli przeciwko niej. Ach... gdyby Babcia żyła, nie pozwoliłaby jej tak traktować. Umarła rok temu na raka płuc. Paliła bardzo dużo papierosów, czasem nawet cztery paczki dziennie. Ale to była jej jedyna wada. Była troskliwa, kochana i szczera. Bardzo kochała Julię. Z wzajemnością. Obie rozumiały się bez słów. Babcia miała duży wpływ na to kim dziś jest dziewczyna. To po niej odziedziczyła talent do rysowania. Teraz jednak leży pod ziemią, ale jej dusza zapewne była w niebie. A ona została sama na tym świecie pełnym zła i obłudy. Moment... Przecież miała Michaela. Tak wspaniałego człowieka spotyka się raz w życiu. Był taki czuły, troskliwy i tak kocha swoje dzieci. Jej serce drgnęło szybciej. 
"Uspokój się głupia!" - pomyślała.
*
Minęły kolejne dwa dni. Do jej drzwi zapukał listonosz. Odebrała cztery koperty. W dwóch były rachunki, w kolejnej pocztówka od jakiejś znajomej, a w ostatniej był list. Spojrzała na niego - brak nadawcy. Mimo to postanowiła otworzyć. Wiadomość była krótka:
"                                                                      Droga Julio!
Dlaczego zerwałaś ze mną kontakt? Przecież tak wspaniale nam się rozmawiało. Przepraszam, jeśli czymś Cię uraziłem. Odezwij się, bo dzieci za Tobą tęsknią... wszyscy tęsknimy.
Michael"
Och... to było takie słodkie z jego strony. Musi jak najszybciej do niego zadzwonić. Josha akurat nie ma w domu. Wzięła telefon żeby wykręcić numer. Chwila..., ale jaki numer? Przecież nie znała jego numeru. Bosko! Wyszła z domu tak, jak stała, ubrana w T-shirt z podobizną Dzwoneczka, czarne rurki i trampki. Loki miała związane w niedbały kucyk. Paręnaście minut później wysiadała już z taksówki przed tak dobrze znaną jej bramą Neverlandu. Nie zdążyła nacisnąć guzika domofonu... Właśnie zaczęła się otwierać. Podjechał wózek golfowy, który prowadził ochroniarz. Wsiadła bez słowa. Szybko dojechali pod sam dom. Gdy pojazd się zatrzymał, wyskoczyła z niego jak oparzona. Zaczęła iść w stronę drzwi. Otworzyły się powoli, a z ich wnętrza wybiegły dwa słodkie maluchy.
- Ciocia Julia! - krzyknęły i rzuciły się w jej ramiona.
- Hej dzieciaki - ucałowała ich - Co tam u was?
- Mam dla ciebie prezent - powiedziała Paris i pokazała dziewczynie ukrytą za plecami kartkę. Był to rysunek, który przedstawiał Michaela i ją oraz dwójkę dzieci. Wszyscy trzymali się za ręce.
- Dziękuję kochanie, jest śliczny!
- Sama rysowałam.
- My rysowaliśmy - sprostował Prince.
- Naprawdę wam dziękuję - przytuliła ich do siebie. - A gdzie zgubiliście tatusia?
W tym momencie przed dom wyszedł mężczyzna w liliowej koszuli i swoich ulubionych, czarnych spodniach. Ku jego zdziwienia, rzuciła mu się na szyję.
- Przepraszam, że się nie odzywałam. Tak bardzo was kocham. Jesteście dla mnie jak rodzina.
Przytulił ją mocno.
- Nic się nie stało. Po prostu martwiłem...... znaczy martwiliśmy się o ciebie - zawstydził się.
Wszyscy razem skierowali się w stronę salonu. Usiedli na dywanie. Dziewczyna plotła Paris warkoczyki, a Michael z chłopcem grali w łapki. Nana przyniosła cztery szklanki soku pomarańczowego. Nie wiadomo kiedy, zaczęli grać w chowanego. Krył Prince. Julia weszła do jakiegoś ciemnego pomieszczenia. Gdy zamknęła za sobą drzwi, postanowiła zapalić światło. Ujrzała wgłębienia w ścianach, a w nich tysiące wieszaków z najróżniejszymi ubraniami. Były tam flanelowe koszule w chyba wszystkich możliwych kolorach, ale także bardziej oryginalne stroje. Znalazła złoty kombinezon, białą, wysadzaną diamentami kamizelkę oraz słynną kurtkę z thriller'a. Nie mogła oprzeć się pokusie. Wciągnęła ją na ręce. Nagle usłyszała kroki. Szybko zgasiła światło i ukryła się między wieszakami. Ktoś powoli otworzył drzwi i wszedł do środka, po czym przekręcił klucz w zamku. Julia nie chcąc się wydać, zastygła w bezruchu. Postać podeszła do miejsca, w którym schowała się dziewczyna. Pisnęła cicho gdy nieznajomy złapał ją za nos. Zapalił światło.
- Co ty tu robisz? - zapytała. 
- Zawsze się tu chowam. Ale co ty tu robisz? - spytał Michael.
- Spędzam miło czas w towarzystwie ciuchów - powiedziała z ironią.
- No tak, przecież to kobiety kochają najbardziej! Ubrania! Ale muszę przyznać, że masz bardzo gustowną kurteczkę. Pasuje do tego T-shirtu.
- Dzięki - odpowiedziała z przekąsem i pokazała mu język.
- Ja ci dam...! 
Zaczął ją łaskotać. W pewnym momencie znaleźli się tak blisko siebie, że zetknęli się nosami. Popatrzyli sobie głęboko w oczy, jakby chcieli odgadnąć co czuje drugie.
- Hmm... może lepiej wyjdźmy stąd. Dzieci pewnie już dawno przestały nas szukać.
- Och... ok królewno - uśmiechnął się zawstydzony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz