środa, 17 października 2012

Destiny_11

- Przepraszam... Mama upiekła murzynka i kazała mi cię poczęstować.
- Uhm... Dzięki! To moje ulubione ciasto - uśmiechnął się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów.
- Cienias! Szarlotka lepsza!
- Jak kto woli. Kończ tę gadaninę i daj spróbować tych pyszności!
- Najpierw ładnie poproś!
- Prooooszę.... - zrobił swoją popisową minę w stylu słodkiego szczeniaczka.
- Kto cię tego nauczył, co? Mistrz manipulacji!
- Wrodzony talent plus lata praktyk.
Rozsiedli się wygodnie na jego łóżku, pałaszując czekoladowy przysmak. Kiedy już ostatni kawałek ciasta został pochłonięty, zabrali się do pracy. Maddie, w trakcie zaplatania warkocza ze swoich długich, złotych włosów, zapytała:
- To co zamierzasz zaśpiewać na tym pokazie talentów?
- Właściwie, to myślałem nad taką jedną piosenką...
- Zaśpiewaj mi ją!
- Nie... To nie jest dobry pomysł. Wykonam coś J5.
Rozejrzał się po pokoju. W samym jego rogu dostrzegł lekko zakurzony, brązowy karton. Podszedł do niego i zaczął grzebać w całej masie płyt, szukając w nich jakiegoś pomysłu. Dziewczyna patrzyła na niego z zaciekawieniem, zastanawiając się, dlaczego tak szybko uciął temat tamtej piosenki. Czyżby miał przed nią jakieś tajemnice? Zerknęła na jego granatową koszulę z równym, wyprasowanym kołnierzykiem. Lubił się tak ubierać... Tylko mógłby zrobić coś z tymi włosami. Jakoś nie przemawiało do niej to "jacksonowskie" afro, które posiadali wszyscy bracia w tej rodzinie. W tej chwili Michael odwrócił się, uśmiechając się od ucha do ucha, z jakąś kartką w dłoni. Spojrzała w jego głębokie, czekoladowe oczy. Mogłaby przysiąc, że gdyby dokładniej się im przyjrzała, zobaczyłaby jego myśli.
- Znalazłem! - zawołał, nie kryjąc dumy.
- Co znalazłeś mój bohaterze?
Jej słodki śmiech wypełnił całą sypialnię. Usłyszawszy go, chyba przez okno, do pokoju zapukał Marlon.
- Co tu się wyprawia? Taka świetna zabawa i to beze mnie? Maddie, marnujesz czas z tym chłoptasiem? Pomyliłaś adresy, mój pokój, to ten naprzeciwko - mrugnął do niej zalotnie.
- Wiesz, chyba jednak zostanę z tym "chłoptasiem", ale dzięki za zaproszenie.
Chłopak, wyraźnie zasmucony, wyszedł z sypialni brata. Maddie, radosna, bo udało jej się spławić natręta, spojrzała na przyjaciela. Ten siedział na parapecie, odwracając twarz do okna. Miała złe przeczucia...
- Michael... Co się stało? - zapytała, kładąc mu rękę na ramieniu.
- Nic.
- Przecież widzę, że nie jest w porządku.
- Po prostu wkurza mnie to, jak jestem traktowany w tym domu. Wszyscy się ze mnie wyśmiewają: Marlon, Jermaine, La Toya... Poza tym nie mam prawa decydować o sobie nawet w najmniejszym stopniu. Prawdopodobnie nie wystąpię na tym pokazie talentów.
- Dlaczego?
- Mój ojciec nie lubi tego typu "zabaw", bo podobno przeszkadza to w karierze...
- Wybacz mi moje pytanie, ale co się dzieje teraz z twoim tatą?
- Jest na wyjeździe służbowym, ale wraca jutro...
- Uhm... Nie przejmuj się. Coś wymyślimy... Jeszcze będziesz miał tę swoją księżniczkę kiczu. A teraz powiedz, co ty tam tak chowasz...?
- Znalazłem tekst, którego szukałem.
- Jakiej piosenki?
- I'll be there.
- You and I must make a pact. We must bring salvation back... Where there is love... I'll be there...
Jej głos przeszył go dreszczem. Zaśpiewała tak, że jego umysł domagał się więcej jej anielskiego głosu. Lecz zamiast niego usłyszał powtórnie jej zaraźliwy śmiech.
- Jakbyś wcześniej powiedział, o co chodzi, to zaoszczędzilibyśmy czas na szukaniu...
- Jesteś niesamowita! Mówił ci już ktoś, że masz przepiękny głos?
- Nie i całe szczęście, bo i tak bym nie uwierzyła. Zresztą, muszę ci przyznać, że jak na razie ta piosenka jest moją ulubioną, jeśli chodzi o waszą twórczość.
- Miło mi to słyszeć. A może zaśpiewasz ze mną? Robiłabyś ładne chórki...
- Coś jeszcze panie Jackson?
- Tak. Mogłabyś wyjść w cekinowej, obcisłej sukience i pomalować usta na czerwono... - powiedział, udając wielką gwiazdę.
- Obawiam się, że dodatkowo przyćmiłabym pana swoim blaskiem. A co do chórków, to pana głos byłby idealnym tłem dla mojego.
- Chciałabyś!
Wymierzyła mu pstryczka w nos, śmiejąc się serdecznie.
- No dawaj Jackson! Pokaż na co cię stać!
Stanął przed nią, udając zdenerwowanie, jakie niegdyś towarzyszyło mu na różnych konkursach. Wziął do ręki szczotkę do włosów i wykreował ją na mikrofon. Zaczął powoli, spokojnie... "You and I must make a pact...". Płynął w melodii, od czasu do czasu dodając rytm poprzez pstryknięcie palcami. Zamknął oczy. Zawsze działo się tak, kiedy on i muzyka stawały się jednością. Obietnica, którą musiał dotrzymać... "Just call my name...". Nie zamierzał zaprzepaścić tej szansy... "And I'll be there...". Poczuł mrowienie na całym ciele. Wiedział, że to ten moment. Uchylił powieki, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Z piersi wyrwało się radosne: "Just look over your shoulders honey! I'll be there..." Zakończył cichym szepnięciem.... "I'll be there..." Nieśmiało opuścił głowę. Zerkał na wpatrzoną w niego przyjaciółkę. Ta zdawała się być całkowicie oczarowana i, tkwiąc pod jego urokiem, bała się wypowiedzieć choć jedno słowo. Nie chciała, aby magia, którą stworzył podczas swojego występu, tak szybko znikła.
- Jak ci się podobało? - zapytał, wyraźnie zaniepokojony jej długim milczeniem.
- Jeszcze pytasz? To było cudowne, Michael! Ona będzie twoja... ja bym była... - dodała cicho.
Podbiegł do niej i uścisnął ją serdecznie. Jak on mógł żyć bez niej dotychczas? Coraz częściej zadawał sobie to pytanie. Dziękował Bogu za to, że obdarował go takim Aniołem Stróżem. Czym zasłużył sobie na takie wyróżnienie...?


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz