piątek, 5 października 2012

Destiny_6

- Gdzie wyście się podziewali?! - zapytała przerażona Katherine, kiedy stanęli w drzwiach, ociekając wodą.
- Mieliśmy małą kąpiel Mamo, nie denerwuj się. Zobacz, mamy gościa.
Zza Michaela wychyliła się równie mokra Madeline, uśmiechając się nieśmiało do matki swojego przyjaciela.
- No dobrze już, idźcie się przebrać. A ty Maddie, masz jakieś suche ubrania?
- Chciałam się właśnie przebrać, ale rodzice razem z Kevinem pojechali na zakupy i nie mm jak dostać się do domu...
- Spokojnie Mamo, zaraz coś jen znajdziemy...
Pociągnął dziewczynę za rękę i wbiegli razem na górę. Kiedy już drzwi jego pokoju się zamknęły, zaprosił przyjaciółkę do łazienki, a sam zaczął szukać dla niej jakichś ubrań.
- Może być sweter i jeansy?
- Co? Nic nie słyszę! Woda zagłusza!
- Pytam, czy może być sweter i jeansy?!
-A twoje?
- Tak...
- To mogą być.
Usłyszał jej śmiech. Ułożył rzeczy na oparciu krzesła i zaczął się przebierać. Właśnie zapiął spodnie, rozglądając się jednocześnie za koszulą, gdy z łazienki wychyliła się Maddie.
- Mógłbyś podać mi ubrania?
- Uhm... oczywiście.
Trochę skrępowany sięgnął po rzeczy i podał przyjaciółce. Zapiął błękitną koszulę, usiadłszy na łóżku.
- Przepraszam, że tak długo, ale mam taki głupi zwyczaj wąchania cudzych perfum. Muszę przyznać, że twoje są przepiękne.
- Dziękuję... Lepiej chodźmy już na dół. Mama pewnie się niecierpliwi... Do twarzy ci w tym sweterku - uśmiechnął się głupkowato.
- Z pewnością lepiej niż tobie.
Pokazała mu język i zbiegła po schodach. Wpadła do kuchni, strasząc tym samym i tak już zdenerwowaną Katherine. Za nią wbiegł Michael, uśmiechnięty od ucha do ucha. Ucałował zaskoczoną matkę i usiadł na kuchennym blacie.
- Chcecie, żebym umarła na zawał?!
- Przepraszamy panią bardzo. Po prostu...
- Nie możemy doczekać się twojej wspaniałej kolacji - dokończył chłopak.
- No dobrze... Siadajcie już do stołu, zaraz podam kurczaka z warzywami.
- Może pomogę?
- To bardzo miło z twojej strony Maddie, ale nie trzeba.
- Oboje ci pomożemy Mamo.
Zaczęli nakrywać do stołu, gdy nagle do jadalni wparowali trzej chłopcy. Uśmiechnęli się promiennie do pięknej sąsiadki. Następnie, z ogrodu, przyszła Janet z bukietem mleczy w dłoni i wręczyła go matce. Z góry słychać było trajkoczącą przez telefon La Toyę. Usiadła do stołu, nie odrywając słuchawki od ucha.
- Skończ już to paplanie. Kolacja jest już na stole.
- Och! Muszę już kończyć Dimond, pogadamy później.
Rozłączyła się i spojrzała z zaciekawieniem na gościa. Kiedy już wszystkie półmiski  znalazły się na właściwych miejscach, odmówiono modlitwę i rozpoczęto posiłek.
- Będziecie z Mike'iem chodzić do jednej klasy, tak? - zagadnęła pani domu.
- Zgadza się. I z tego, co mówiła mi mama, Janet będzie w tej samej klasie, co Kevin.
- To cudownie!
- Skąd się przeprowadziliście? - zapytał Marlon. - Muszę wiedzieć, gdzie szukać takich pięknych dziewczyn.
- Urodziłam się w Londynie...
- Tęsknisz za domem?
- Może trochę... Ale tutaj też jest fajnie - uśmiechnęła się do Michaela.
- Może przenocujesz u nas dzisiaj? Planowaliśmy sobie maraton horrorów - zaczął Jermaine.
- Nie nadaję się do takich filmów... Jestem strasznym tchórzem...
- To nic, przy nas nie będziesz się bała - puścił do niej oczko. - A rodzice też nie będą mieli nic przeciwko.
- Musiałabym zapytać...
- Już ja się tym zajmę, kochanie - powiedziała czule Katherine.
Przyszedł czas na sprzątanie po kolacji, które okazało się świetną zabawą. Jermaine i Randy zmywali naczynia, nucąc przy tym znane im świetnie kawałki. La Toya, na zmianę z Janet, śpiewała żeńską partię podczas wycierania sztućców, a Mike z Marlonem tworzyli chórki w przerwach od ustawiania dużej kanapy przed ekranem, na którym miały być wyświetlane filmy. Jej, w przydziale, dostało się wytarcie stołu i zwinięcie kremowego obrusu. Kiedy już wszystko było, pani Jackson przygotowała dzieciom małe przekąski, a sama położyła się spać. Młodzież rozsiadła się wygodnie na puszystym dywanie. Poustawiali obok siebie tacki z owocami, chipsami i słonymi orzeszkami,a na stole, soki i 2 butelki coli. Ktoś włączył rzutnik i, na białym materiale, pojawił się pierwszy kadr filmu grozy. Maddie, siedząc obok Michaela, próbowała zgrywać odważną. Cieszyła się, że ma go obok siebie, mimo, że nie było się czego obawiać. Po około pół godzinie pierwszego filmu, mała Janet spała niczym niemowlę w swojej sypialni na górze. La Toya siedziała, obejmując podkurczone kolana, z napiętymi nerwami do granic możliwości. Jermaine wpatrywał się w ekran ze średnim zainteresowaniem, za to Marlon, wolał, zamiast na film, zerkać na uroczą sąsiadkę. Ta, wtulona w pierś przyjaciela, próbując nie trząść się ze strachu, przymykała powieki. Michael z uśmiechem na ustach, pochłaniając co chwilę kilka słonych orzeszków, oglądał wilkołaka pożerającego swoją kolejną ofiarę...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz