- Świetnie to sobie wszystko wymyśliłeś, Applehead!
Siedzieli na miękkim dywanie w bibliotece. Ona pozbyła się niewygodnych butów, które krępowały jej ruchy. W dłoniach trzymali czerwono-białe kubki z sokiem pomarańczowym.
- Możesz mi wyjaśnić, dlaczego ktoś taki, jak Król Popu przyjmuje gości ze świątecznymi kubkami w środku lata? - zaśmiała się, spoglądając na przyjaciela.
- Uhm... no wiesz, bardzo lubię Gwiazdkę, poza tym... Hej! Ty mi tu nie wybrzydzaj, tylko lepiej opowiadaj, gdzie się podziewałaś?
- Hmm... Od kiedy przeprowadziliśmy się do Nowego Jorku, wszystko stanęło na głowie. Rodzicie coraz więcej pracowali, ja skończyłam liceum i poszłam na studia. Kevin właśnie planuje ślub, na którym zresztą musisz się pojawić!
- Och... Jan będzie niepocieszona...
- Jesteś wredny! - pokazała mu język.
- Dobra, to już wiem, co się dzieje u całej twojej rodziny. Ale co z tobą? Czym się zajmujesz oprócz projektowania?
- Jestem pełnoetatową żoną i matką dwójki brzdąców...
Z jego oczu na moment znikł cały blask, lecz gdy tylko wspomniała o pociechach, natychmiast wrócił.
- Masz dzieci? To cudowne! Ile mają lat? Jakie mają imiona? - pytał podekscytowany.
- Alyson ma 6 lat, a Max dwa.
- Będę mógł ich poznać? Mam pomysł! Zabierz rodzinę i przyjedź do Neverlandu! Dzieciaki będą miały ubaw!
- Jak ty to sobie wyobrażasz, Michael? Ja mam pracę, Aly w tym roku zaczyna szkołę, a Max jest jeszcze mały... Wiem, że bardzo chcesz ich poznać, ale to nie wypali.
- Och... Dlaczego nie? Przecież to świetny pomysł! Będziecie mogli tu mieszkać, jak długo tylko będziecie chcieli. Wszystko będzie do waszej dyspozycji: karuzele, kino, słodycze, Zoo...
- Masz tu nawet Zoo? - zapytała z niedowierzaniem.
- A tak... - wyszczerzył się. - To co? Zgadzasz się?
- Mike, ja mam męża. Nie mogę o niczym decydować bez niego.
- Proooooszę....
- Zobaczymy. A teraz powiedz mi, co u ciebie słychać, Królu Popu?
- Ja? Królem? Nie... W sumie to nic ciekawego. Dopiero co wróciłem z trasy i teraz chcę trochę odpocząć.
- A co z kobietami?
- Co? Żartujesz? Nie mam do tego głowy... - cała jego pewność siebie nagle znikła.
- Nie wykręcaj się. Oglądałam wiadomości. Co to za tancerka, z którą się całowałeś?
- Tatiana? To nic takiego...
- Nie wyglądało na "nic takiego". Skoro nie chcesz, to nie mów.
- Po prostu to już nieaktualne. Nigdy więcej już jej nie zobaczę.
- A chciałbyś?
- Hmm... Nie mówmy o tym. Masz ochotę na małą wycieczkę?
- Z tobą zawsze.
Założyła buty, a on podał jej rękę i rozpoczął oprowadzanie. Najpierw dotarli do kina, w którym znajdowało się kilkadziesiąt wygodnych foteli, a na tyłach sali stało stoisko z popcornem i chyba wszystkimi rodzajami słodyczy na świecie. Mike wziął średniej wielkości, papierową torebkę i nałożył do niej mnóstwo łakoci, które mieli jeść podczas dalszego oglądania. Kolejnym punktem miała być największa karuzela w całym miasteczku. Zmęczeni długim maszerowaniem postanowili wsiąść do kolejki, która kursowała po całym terenie posiadłości. Kiedy wreszcie dotarli na miejsce, kobieta nie była pewna, czy powinna wsiadać.
- Boisz się? - zapytał prowokująco.
- Ja? No chyba sobie kpisz!
Znów zdjęła niewygodne buty i usadowiła się na krzesełku. Człowiek odpowiedzialny za maszynę uruchomił sinik i karuzela ruszyła. Pęd wiatru rozwiewał jej długie loki, a śmiech, mieszający się z krzykiem, mknął niesiony nim daleko poza granice Neverlandu. Bawili się beztrosko, niczym dzieci, które urwały się w Disneylandzie spod opieki rodziców. Kiedy kosz, w którym siedzieli, zaczął zwalniać, adrenalina powoli opadała. Mężczyzna, wysiadając, podał rękę przyjaciółce, pomagając jej się wygramolić.
- To było świetne! - zawołała zachwycona.
- Cieszę się, że ci się podobało. Chodź, teraz pokażę ci cały dom...
- Mam mało czasu....
- Zdążmy.
Nie musieli iść długo. Po dziesięciu minutach frapującej rozmowy byli już pod drzwiami. Wpuścił swojego gościa i powiedział do gosposi, która krzątała się po salonie:
- Sophio, to jest właśnie pani projektant, Madeline Robin.
- Ekhm... Rilley - wtrąciła zakłopotana.
- Co? Ach, tak. Madeline Rilley.
- Bardzo mi miło panią poznać - starsza kobieta uśmiechnęła się życzliwie. - Panie Jackson, podać już obiad?
- Myślę, że możemy jeszcze trochę poczekać. Jednak słodycze przed obiadem nie są najlepszym pomysłem.
- Byłabym dumna, gdyby moje dzieci też doszły do takiego wniosku. Przepraszam pana, panie Jackson - żartobliwie przyjęła całkiem oficjalny ton - ale muszę już wracać.
Jako że lubił żartować z ludzi, ciągnął dalej zabawę rozpoczętą przez przyjaciółkę.
- Kiedy moglibyśmy umówić się na kontynuowanie pracy?
- Dostosuję się do pana. Zostawiam mój numer telefonu.
Wyjęła z kremowej torebki swoją wizytówkę i wręczyła ją, zachowującemu w pełni poważną minę, Michaelowi. Ten odprowadził swojego gościa do drzwi i wezwał kierowcę, który miał odwieźć kobietę do bramy. Na pożegnanie nachylił się i szepnął jej do ucha:
- Zadzwonię Księżniczko... - i delikatnie cmoknął jej dłoń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz