poniedziałek, 17 grudnia 2012

Ynitsed_7

- Gdzieś ty była tak długo?
Stał w progu z poplamionym fartuchem założonym na służbowy strój. Miał zniesmaczoną minę, a zza niego spoglądał na panią czekoladowy dog. Bez słowa minęła męża i skierowała się do pokoju dziecięcego, w którym płakał dwuletni maluch. Podniosła synka i troskliwie przytuliła go do siebie.
- Cii... Max... Nie płacz... Mama już wróciła...
Obdarzyła brzdąca pełnym miłości pocałunkiem. Z chłopcem na rękach zajrzała, po cichu, do pokoju swojej nieco starszej pociechy. Dziewczynka siedziała przy zielonym biurku i pilnie odrabiała pracę, którą zadała jej przed swoim wyjściem. Córka nie mogła już doczekać się pierwszego dnia w szkole. Chciała być najlepsza w klasie, dlatego już teraz, z pomocą matki, rozpoczęła naukę płynnego czytania i pisania. Po chwili zauważyła rodzicielkę, która przyglądała jej się z zaciekawieniem.
- Mamo! Dlaczego tak długo cię nie było? - zapytała, wtulając się w nią.
- Byłam w pracy, Myszko. Takie mam zajęcie.
- Co dziś będzie na kolację?
- A to jeszcze nie jedliście?! Tatuś nic wam nie przygotował?
- Nie... Ale może moglibyśmy zjeść lasagne'ię?
- Zobaczymy... A jak ci idą lekcje?
- Dobrze. Napisałam już pięć różnych zdań i przeczytałam bajkę o Piotrusiu Panie.
- Znowu? Aż tak bardzo lubisz tę historię?
- Jest super!
- A chciałabyś poznać prawdziwego Piotrusia?
- No jasne!
Może pomysł Michaela nie był najgorszy? Zastanowi się jeszcze nad tym, ale teraz to na pewno nie jest odpowiedni moment. Może podczas ferii...
*
- Dlaczego tak długo cię nie było? - zapytał z wyrzutem.
Leżeli w wygodnym, małżeńskim łożu, oddzieleni od siebie kołdrą. Ona, pochłonięta przez lekturę, zbytnio nie przejęła się pytaniem męża. Ten chrząknął znacząco kilka razy, a gdy wciąż nie uzyskał odpowiedzi, zabrał żonie książkę i spojrzał na nią naburmuszony.
- O co ci chodzi, Steven? Czy nie mogę już nawet w spokoju poczytać książki?
- Mogłabyś odpowiedzieć mi na pytanie, które ci zadałem?
- Dobrze wiesz, że byłam u klienta i po prostu trochę dłużej mi się zeszło. Nie rozumiem, o co masz do mnie pretensję...
-Nie ma cię całymi dniami: OK. Przymykam na to oko, bo wiem, że taką masz pracę. Wyjeżdżasz na weekendy w służbowych sprawach: OK, rozumiem. Ale nie potrafię pojąć tego, że nie jesteś w stanie dotrzeć do domu na kolację. Mamy dzieci. One muszą wiedzieć, jak wygląda ich matka!
- Och, błagam cię! Kto, jak kto, ale ty nie powinieneś robić mi wyrzutów. Spędzasz w pracy po kilkanaście godzin dziennie, a potem włóczysz się po mieście. I przypominam ci, że to moja matka opiekuje się naszymi dziećmi, kiedy ty balangujesz, i to mój ojciec załatwił ci pracę. Więc proszę cię, przestań robić z siebie taką wielką ofiarę i bądź facetem.
- Ach, tak... Dla ciebie nie jestem facetem... Pewnie dlatego znalazłaś sobie jakiegoś fagasa i szlajasz się z nim do późna, zamiast po ludzku wrócić do domu. Mylę się?
- Mylisz się jak cholera, ale nie mam ochoty rozmawiać z tobą na ten temat.
Odłożyła nieszczęsną książkę na szafkę nocną i zgasiła światło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz