czwartek, 7 lutego 2013

Ynitsed_17

- Gdzie się pan tak spieszy, panie Jackson?
- Sofio, nie mogę teraz zjeść obiadu. Muszę jechać do szpitala.
- Nie czuje się pan Dobrze?
Hmm... Fakt. Od ostatniego spotkania z Madeline nie czuł się najlepiej, ale to nie o niego teraz chodziło. Musiał jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. To wszystko było kompletnie szalone i pozbawione choćby odrobiny sensu. Dzwonił do niej wiele razy. Był pewien, że zwyczajnie nie ma ochoty na rozmowę z  nim. W tym momencie pragnął, żeby jedynie o to chodziło. Tak bardzo się cieszył, kiedy nareszcie podniosła słuchawkę... Tylko, że to nie była ona. Telefon odebrał Steven i roztrzęsiony zapytał:
- Słucham?
- Dzień dobry, czy to telefon Maddie..? - zawachał się słysząc męski głos.
- Tak, do numer Maddeline. Nie może teraz rozmawiać. Jest w szpitalu.
Po tych słowach rozłączył się. Jak to w szpitalu? Co się mogło wydarzyć? Musiał jak najszybciej do niej pojechać. Nie zniósłby, gdyby stało jej się coś złego z jego winy. Pewien problem stanowiło na początku odnalezienie tej konkretnej placówki (i wciąż nie był pewny, czy myśli o właściwym miejscu), lecz przypomniał sobie coś, co zobaczył kiedyś w domu Maddie. Było to, dumnie ustawione na regale, zdjęcie noworodka z wszelkimi najważniejszymi danymi. Na samym dole, tuż przy ramce, widniała nazwa szpitala, w którym malec się urodził. Jaką mógł mieć pewność, że Maddie jest teraz w tym samym miejscu, co 2 lata temu? Właściwie to żadnej, ale postanowił nie tracić nadziei. Wziął ze sobą jedynie dokumenty i pognał czym prędzej do, zaparkowanego przed domem, auta. Ku jego zaskoczeniu, bo w wielu filmach w takich właśnie momentach wszystko dzieje się wbrew woli głównego bohatera, silnik zawarczał bez zarzutu. Spike, stojący na straży, otworzył bramę, a on ruszył z piskiem opon do Cedars-Sinai Medical Center...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz