niedziela, 24 lutego 2013

Ynitsed_20

Leżała z przymkniętymi oczami wsłuchując się w dźwięk brzęczącego wentylatora. Szaro-białe ściany, zielona kołdra, którą była przykryta, to wszystko było przesadnie sterylne. Była przemęczona wizytą dzieci i męża, chociaż musiała przyznać, że była to pierwsza przyjemna chwila od dwóch dni. Nie bardzo pamiętała jak właściwie się tu znalazła. Wciąż bolała ją głowa, z tym, że dołączyły mdłości i poczucie osłabienia. Obok niej, na białej szafce stała ulubiona maskotka jej córki oraz bukiet żonkili od Stevena. Ktoś zapukał cicho...
- Proszę.
Drzwi skrzypnęły i powoli otworzyły się, ale nie widziała, kto był za nimi. Wciąż miała zbyt miało siły, by unieść ciężkie powieki. Dostrzegła jedynie wysoką, szczupłą postać, która bezszelestnie weszła do środka. Stanęła w dole łóżka i bez słowa przypatrywała się jej w skupieniu. Dopiero po chwili kobieta zauważyła, że tajemniczy gość klęka obok niej i delikatnie ujmuje jej dłoń w swoje silne, męskie ręce. Już wiedziała, kim on jest. Poczuła na swojej skórze ciepłe, mokre łzy, które spływając powoli, wyżłobiły niewidzialne rany. Chciała coś do niego powiedzieć... cokolwiek. Ale nie mogła. Słowa uwięzły jej w gardle przedłużając niekończącą się ciszę. Jego usta zostawiały na każdym z jej smukłych palców płonący znak tęsknoty. Zebrała wszystkie siły na jakie było ją stać w tamtej chwili i pogładziła delikatnie jego policzek. Spod gęstych rzęs uroniła błyszczącą na jej bladej twarzy łzę. Dopiero wtedy mężczyzna podniósł się i nachylił nad nią. Pocałował jej czoło wciąż nie puszczając jej ręki. Właśnie wtedy do sali wszedł lekarz. 
- Dobry wieczór pani Rilley. Widzę, że ma pani gościa...
Niezauważalnie otarł wilgotne policzki i usunął się w kąt pokoju. Doktor przejrzał dokładnie kartę Madeline i pokiwał głową ze zrozumieniem. 
- Mam dla pani dobrą nowinę... Okazało się, że te wszystkie sensacje, jak ból głowy, omdlenie, czy mdłości nie są spowodowane przez żadną chorobę.
- Więc co jest przyczyną? - odezwał się Michael drżącym głosem.
- A mógłbym wiedzieć, kim pan jest?
Kobieta wyciągnęła nieznacznie dłoń w jego kierunku dając do zrozumienia, by stanął obok. Doktor nie musiał już więcej pytać.
- Niedługo poczuje się pani lepiej, a teraz musi pani porządnie wypocząć. To bardzo ważne zarówno dla pani jak i dla dziecka.
Madeline otworzyła oczy i spojrzała pytająco na lekarza. Czuła, że dłoń Michaela trzymała ją teraz nieco mocniej i pewniej. 
- Gratuluję - dodał na wychodnym i opuścił salę. 
Zostali tylko we dwoje. Michael nachylił się ponownie i dotknął swoimi jej ust. Teraz już była naprawdę jego. Wiedział, że już go nie zostawi, a może tylko miał taką nadzieję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz