- Proszę.
Drzwi skrzypnęły i powoli otworzyły się, ale nie widziała, kto był
za nimi. Wciąż miała zbyt miało siły, by unieść ciężkie powieki. Dostrzegła
jedynie wysoką, szczupłą postać, która bezszelestnie weszła do środka. Stanęła
w dole łóżka i bez słowa przypatrywała się jej w skupieniu. Dopiero po chwili
kobieta zauważyła, że tajemniczy gość klęka obok niej i delikatnie ujmuje jej
dłoń w swoje silne, męskie ręce. Już wiedziała, kim on jest. Poczuła na swojej
skórze ciepłe, mokre łzy, które spływając powoli, wyżłobiły niewidzialne rany.
Chciała coś do niego powiedzieć... cokolwiek. Ale nie mogła. Słowa uwięzły jej
w gardle przedłużając niekończącą się ciszę. Jego usta zostawiały na każdym z
jej smukłych palców płonący znak tęsknoty. Zebrała wszystkie siły na jakie było
ją stać w tamtej chwili i pogładziła delikatnie jego policzek. Spod gęstych
rzęs uroniła błyszczącą na jej bladej twarzy łzę. Dopiero wtedy mężczyzna
podniósł się i nachylił nad nią. Pocałował jej czoło wciąż nie puszczając jej
ręki. Właśnie wtedy do sali wszedł lekarz.
- Dobry wieczór pani Rilley. Widzę, że ma pani gościa...
Niezauważalnie otarł wilgotne policzki i usunął się w kąt pokoju.
Doktor przejrzał dokładnie kartę Madeline i pokiwał głową ze
zrozumieniem.
- Mam dla pani dobrą nowinę... Okazało się, że te wszystkie
sensacje, jak ból głowy, omdlenie, czy mdłości nie są spowodowane przez żadną
chorobę.
- Więc co jest przyczyną? - odezwał się Michael drżącym głosem.
- A mógłbym wiedzieć, kim pan jest?
Kobieta wyciągnęła nieznacznie dłoń w jego kierunku dając do
zrozumienia, by stanął obok. Doktor nie musiał już więcej pytać.
- Niedługo poczuje się pani lepiej, a teraz musi pani porządnie
wypocząć. To bardzo ważne zarówno dla pani jak i dla dziecka.
Madeline otworzyła oczy i spojrzała pytająco na lekarza. Czuła, że
dłoń Michaela trzymała ją teraz nieco mocniej i pewniej.
- Gratuluję - dodał na wychodnym i opuścił salę.
Zostali tylko we dwoje. Michael nachylił się ponownie i dotknął
swoimi jej ust. Teraz już była naprawdę jego. Wiedział, że już go nie zostawi,
a może tylko miał taką nadzieję...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz