Steven chyba nie wierzył własnym oczom. Jakim cudem facetem, z którym zdradziła go żona mógł być Król Popu?! Przecież to nie jest możliwe...
- Proszę być trochę ciszej... Maddie musi teraz odpoczywać.
- Kim pan jest, żeby mnie uciszać?! Co pan tu tak właściwie robi?!
Dbam o zdrowie Madeline. Jeśli chce pan porozmawiać, możemy to zrobić na zewnątrz.
Wydawał się być niewiarygodnie spokojny, czekając na decyzję mężczyzny. Poczuł, że dłoń Maddie zaciska się na jego nieco mocniej. Spojrzał na ukochaną, której szmaragdowe oczy błyszczały na tle bladej buzi. Uśmiechała się go niego słabo, a mimo nie najlepszej kondycji wciąż wyglądała pięknie.
- Michael, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - usłyszał jej cichy głos.
Ucałował jej delikatną dłoń i wyszedł na korytarz. Nie potrafił przestać myśleć o tym, jak na wiadomość o dziecku zareaguje Steven. Co, jeśli nie pozwoli jej odejść? Przecież jest jej mężem, więc ma pierwszeństwo. Zaraz... O czym on myśli?! Miłość to nie kolejka w sklepie! W miłości nie ma czegoś takiego jak kolejność. Nie da się przestać kochać. Można tłumić uczucie, zapewniać siebie, że to już nieważne, nieaktualne... Ale to tylko oszustwo. Stworzenie iluzji, by jakoś żyć dalej. Prawdziwa miłość nie umiera, nie gubi się, nie zostaje zapomniana... Z rozmyślań wyrwał go szczęk otwieranych gwałtownie drzwi. Steven wybiegł z sali widocznie rozgniewany, rozglądając się w poszukiwaniu swojego rywala. Jego stalowe oczy przeszyły Michaela groźnym spojrzeniem, a słowa przecięły głuchą ciszę.
- Gratulacje, panie Jackson... Jest twoja, ale nie myśl, że ułatwię wam uwijanie wspólnego gniazdka. Jeszcze oboje tego pożałujecie!
Zniknął za rogiem pozostawiając Michaela w lekkim szoku. Bał się, czy aby nie zrobił krzywdy Maddie, dlatego jak najszybciej pobiegł, żeby to sprawdzić. Kiedy tylko wszedł do sali, zobaczył swoją ukochaną leżącą na szpitalnym łóżku, zalewającą się łzami.
- Maddie, czy on... coś ci zrobił? Skrzywdził cię? - zapytał przerażony.
- Wszystko w porządku, Mike...
- Więc dlaczego płaczesz?
- Po prostu... to trudne... Steven powiedział, że nie odda mi dzieci...
- Nie bój się, poradzimy sobie razem. Będziesz z dziećmi i wszystko się jakoś ułoży...
Pocałował jej blade czoło. Było po 11:00, a lekarz powiedział, że rano ją wypisze. Michael postanowił, że zostanie przy niej w nocy, a później pomoże przy opuszczaniu szpitala. Oczywistym było, że nie może teraz tak po prostu wrócić do domu. Powstał między nimi niepisany pakt, który przypieczętowała wzajemna miłość. Zamieszka u niego, a gdy sąd postanowi, że dzieci pozostaną pod jej opieką, wtedy nareszcie stworzą normalną, szczęśliwą rodzinę...
Zniknął za rogiem pozostawiając Michaela w lekkim szoku. Bał się, czy aby nie zrobił krzywdy Maddie, dlatego jak najszybciej pobiegł, żeby to sprawdzić. Kiedy tylko wszedł do sali, zobaczył swoją ukochaną leżącą na szpitalnym łóżku, zalewającą się łzami.
- Maddie, czy on... coś ci zrobił? Skrzywdził cię? - zapytał przerażony.
- Wszystko w porządku, Mike...
- Więc dlaczego płaczesz?
- Po prostu... to trudne... Steven powiedział, że nie odda mi dzieci...
- Nie bój się, poradzimy sobie razem. Będziesz z dziećmi i wszystko się jakoś ułoży...
Pocałował jej blade czoło. Było po 11:00, a lekarz powiedział, że rano ją wypisze. Michael postanowił, że zostanie przy niej w nocy, a później pomoże przy opuszczaniu szpitala. Oczywistym było, że nie może teraz tak po prostu wrócić do domu. Powstał między nimi niepisany pakt, który przypieczętowała wzajemna miłość. Zamieszka u niego, a gdy sąd postanowi, że dzieci pozostaną pod jej opieką, wtedy nareszcie stworzą normalną, szczęśliwą rodzinę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz