- Wzięłaś wszystko, Słońce? - zapytał, ciągnąc jej małą walizkę w kierunku wyjścia.
- Wydaje mi się, że tak. W końcu nie miałam ze sobą zbyt wielu rzeczy...
- Serio? Bo walizka wydaje się być całkiem ciężka...
- Przecież ty jesteś silny i świetnie dajesz sobie z nią radę, prawda? - uśmiechnęła się i cmoknęła go w policzek.
- No jasne! Co z tymi kwiatami?
Bukiet żonkili wciąż zdobił szafkę nocną. Prezent od Stevena wydawał się być złą wróżbą, bo kwiaty wyglądały dość ponuro. Mimo swojej słonecznej barwy były bezwonne, jakby sztuczne. Tak jak ich uczucie. Nie jest w stanie cofnąć zmarnowanych 15 lat, ale może przeżyć resztę swoich dni u boku właściwego mężczyzny. Michael był kimś, kogo kochała najbardziej, zaraz po swoich dzieciach. Wiedziała, że będzie świetnym ojcem i wspaniałym partnerem.
- Możemy już wychodzić, Maddie?
- Chodźmy, nie mogę się doczekać. Słońce przez szybę nie jest takie ciepłe i radosne.
- To tak jak moje życie bez ciebie... - uśmiechnął się nieśmiało.
- Michael...
Nie mogła się powstrzymać. Zbliżyła swoje usta do jego, zatapiając się w słodkim pocałunku. Czarne loki, okalające jego twarz, delikatnie łaskotały jej policzki, a męskie dłonie troskliwie obejmowały jej talię.
- Myślę, że powinniśmy już iść... Neverland czeka na swoją panią...
Wziął jej walizę, a wolną ręką ujął jej dłoń. Chciał mieć pewność, że teraz już nikt mu jej nie odbierze. Uśmiechnęli się serdecznie do recepcjonistki i ruszyli w kierunku wyjścia. Kiedy tylko Michael otworzył drzwi, by przepuścić swoją ukochaną, natychmiast oślepiły ich blaski fleszy. Dziesiątki, jeśli nie setki, dziennikarzy czekało przed budynkiem szpitala. Wszędobylscy paparazzi robili zdjęcia zaskoczonym Michaelowi i Madeline nie zważając na protesty obojga. Nagle poczuł, że dłoń kobiety wyślizguje się z jego ręki, by chwilę później całkiem stracić z nią kontakt. Rozejrzał się, z przerażeniem szukając ukochanej, lecz nie mógł znaleźć jej w tłumie otaczającym go ze wszystkich stron. Multum zadawanych pytań mieszało mu w głowie do tego stopnia, że w pewnym momencie kompletnie stracił świadomość. Jedyną myślą, która wciąż kołatała się w jego głowie, było pytanie: gdzie jest Maddie? Znikąd usłyszał głos swojego ochroniarza, który jako jedyny pospieszył mu z pomocą. Nie miał czasu zastanawiać się, skąd on się tu wziął. Wszystko działo się tak szybko... Poczuł, że toruje mu drogę do limuzyny, jednocześnie ciągnąc go lekko za rękę.
- Stój, Spike!
- Co się stało, panie Jackson?
- Nie możemy iść! Zgubiłem gdzieś Maddie! Ci cholerni paparazzi nas rozdzielili!
- Niech pan wsiądzie do auta, a ja jej poszukam.
- Nie ma mowy! Nie zostawię jej tak!
- Nie rozumie pan, że całe to zamieszanie jest spowodowane pana obecnością? Kiedy ukryje się pan w samochodzie, może się uspokoją.
Dostrzegłszy trafność argumentu, szybko wskoczył do limuzyny czekającej na niego pod szpitalem. W mgnieniu oka zablokował drzwi, by żaden z tych natrętów nie mógł dostać się do środka. Teraz nie pozostało mu nic innego niż czekanie. Każda sekunda wydawała się być wiecznością, której towarzyszyły strach i niepewność. Co się stało z Madeline? Dlaczego puściła jego rękę? Jeżeli coś jej się stało, nigdy sobie tego nie wybaczy. Tylko skąd, na Boga, wzięły się tutaj te hieny?! Nagle w jego głowie zabrzmiały słowa Stevena... No jasne! To on do nich zadzwonił i powiedział, że "Michael Jackson jest w odwiedzinach u kochanki". Tylko czy nie pomyślał, że może zrobić krzywdę własnej żonie?! Kompletna bezmyślność. Niespodziewanie podskoczył na miejscu wyrwany z otępienia, usłyszawszy donośny głos Spike'a:
- Proszę się rozsunąć! Przepraszam! Proszę nie robić zdjęć!
Wtem drzwi otworzyły się, a do środka, prosto w ramiona swojego mężczyzny, wpadła Maddie. Jej walizka pospiesznie wylądowała w bagażniku, a Spike odpalił auto i ruszył. Michael wciąż tulił ją do siebie, ocierając od czasu do czasu jej łzy. Oparła głowę na jego klatce piersiowej, pochlipując jeszcze i pociągając nosem. Głaszcząc jej głowę, uspokajał ją swoim anielskim głosem...
- There'll be no darknes tonight... Lady our love will shine... Just put your trust in my heart... And meet me in paradise... You're every wonder in this world to me... A treasure time won't steal away... So listen to my heart... Lay your body naxt to mine... Let me fil you with my dreams... I can make you feel so right... And baby through the years... Gonna love you more each day... So I promise you tonight... That you 'll always be the lady in my life...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz