sobota, 20 kwietnia 2013

Until Death Do Us Part..._1

Słoneczne promienie obudziły go dość wcześnie. Leniwie wyciągnął się na ogromnym łożu niczym kot, po czym wziął głęboki oddech. Firanka w przestronnym, jasnym pokoju falowała od miarowych powiewów letniego wiatru. Postanowił, że w ten sobotni poranek trochę się zrelaksuje. Zaścielił łóżko i w czerwonej pidżamie zszedł do jadalni. Od progu, z uśmiechem, powitała go kobieta w średnim wieku, ubrana w bieluteńki fartuch. Jej jasnobrązowe włosy spięte były w schludny, gładki kok, a ciepłe, kawowe oczy promieniały radością. Była gosposią w Neverlandzie od dobrych pięciu lat, więc zdążyła poznać swojego pracodawcę dość dobrze. Przynajmniej wystarczająco, by stwierdzić, czego w danej chwil mu potrzeba. Cenił ją za to chyba najbardziej ze wszystkich pracowników i traktował jak drugą matkę.
- Dzień dobry Lauro, jak się dziś miewasz?
- Bardzo dobrze, dziękuję. A jak pan się czuje?
- Powiem ci, że ze świadomością wolnego dnia żyje się całkiem nieźle.
- Pewnie jest pan głodny... Może przygotuję omlet z kremem czekoladowym?
- Czytasz mi w myślach, zresztą jak zawsze. Jak ty to robisz?
- Kobieca intuicja...
Gosposia uśmiechnęła się poczciwie i zabrała się za przygotowanie śniadania. Michael usiadł wygodnie na wysokim stołku przy kuchennym blacie i odpłynął myślami gdzieś daleko. Słyszał szmer wody, która płynęła swobodnie w znajdującej się za oknem fontannie. Słońce wpadało do jadalni przez otwarte okno ogrzewając ją odrobinę. Świeżo ścięte kwiaty stały w kolorowym wazonie ze szkła, a ich zapach słodko unosił się w powietrzu. Zamknął oczy rozkoszując się błogością chwili. Laura, jakby nagle coś sobie przypominając, ożywiła się o zwróciła do mężczyzny:
- Prawie bym zapomniała! Dzwonił pan Berry Gordy i chciał z panem mówić, ale nie miałam sumienia pana budzić. Ostatnio bardzo dużo pan pracował i powinien pan wypocząć...
- Jesteś kochana, Lauro, ale mogłaś mnie obudzić. Czy była to sprawa niecierpiąca zwłoki?
- Chyba nie, bo pan Gordy powiedział, że zadzwoni już rano.
- Całe szczęście... Może byłby dobrze, gdybym to ja oddzwonił...
- Teraz, to musi pan spokojnie zjeść śniadanie i wypić kubek gorącej herbaty. Powinien pan o siebie dbać.
- Powinienem cię ozłocić. Jesteś niesamowita! Dziękuję ci, że mi pomagasz.
Wstał i bez skrępowania przytulił kobietę. Potem usiadł, by spałaszować parującego aromatycznie omleta.
*
Witaj Michael! Dzwoniłem do ciebie wieczorem, ale twoja gosposia powiedziała, że śpisz. Cieszę się, że oddzwoniłeś.
- Przepraszam cię bardzo, Berry. Laura powinna była mnie obudzić, ale nie potrafię się na nią gniewać. To złota kobieta. A więc o czym chciałeś porozmawiać?
- Mam dla ciebie propozycję, która z pewnością cię zainteresuje...
- Hmm... Coś ty taki tajemniczy?
- Bo nie wiem, czy chcesz mnie wysłuchać - zaśmiał się głośno.
- Zawsze chcę cię słuchać! - zaprotestował dziecinnie. - Wiem, że chcesz dla mnie jak najlepiej i za to cię kocham. Niech Bóg ci błogosławi, Berry. A więc co to za sprawa?
- Pewna osoba bardzo nalega na spotkanie z tobą... Ma do ciebie interes.
- Powiesz mi wreszcie, czy mam tu umrzeć z ciekawości?
- Spokojnie... Przecież wiesz, że tak tylko się droczę... Martin Longman, nowy szef SONY, chce porozmawiać o płycie.
- Berry... dopiero wróciłem z turnee po całym świecie. Nie planowałem wydawania nowego albumu już teraz.
- Na spotkaniu miała pojawić się także Lisa Marie Presley, ale skoro nie jesteś zainteresowany...
Po drugiej stronie zrobiło się cicho. Michael, zaskoczony takim obrotem sprawy, natychmiast zmienił zdanie.
- W sumie, to przecież mogę się z nim spotkać... Na kiedy jesteśmy umówieni?
- Wiedziałem, że propozycja ci się spodoba - zaśmiał się Berry. - Planowałem spotkanie na jutro, punktualnie o 11:00. Pasuje ci?
Westchnął głęboko. O tej porze miał się spotkać ze swoją przyjaciółką Debbie... W sumie miało to być jedynie wspólne oglądanie filmów oraz rozmowa o troskach i radościach życia codziennego. Niby nic ważnego, ale czy Debbie zgodziłaby się przełożyć spotkanie? Miał taką nadzieję. Myśl o ponownym spotkaniu panny Presley, córki Króla, zawładnęła nim całkowicie. Musiał ulec.
- Ok. A gdzie mam się stawić?
- W siedzibie SONY. Teraz bardzo cię przepraszam, Michael, ale muszę oddzwonić do Longmana i poinformować go o twojej zgodzie.
- W porządku, dziękuję Berry. Niech Bóg ci błogosławi.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz