Płakała. Z każdą kolejną łzą, po bladym policzku spływała maleńka cząstka duszy, która tak bardzo teraz cierpiała. Wydawałoby się, że nic nie mogło zranić jej bardziej niż utrata ukochanego już dziecka. A jednak... Przecież miała obok siebie wspaniałego mężczyznę i najważniejszą dla niej rodzinę. To właśnie dla nich powinna się podnieść, odrodzić niczym feniks z popiołów, bo ma dla kogo żyć. Teraz, mimo wszystko, nie potrafiła tego dokonać. Nie była na tyle silna, by przejść do porządku dziennego z tym, co się stało. Uchyliła lekko powieki, by rozejrzeć się po sali. Kojąco-zielone ściany nie były w stanie jej uspokoić, a białe "meble" przytłaczały swoją sterylnością i chłodnym wyrazem. Jej wzrok powędrował na śpiącego Michaela, który jako jedyny rozjaśniał to pomieszczenie i nadawał mu chociaż odrobinę ciepła. Wyglądał na mocno przemęczonego, ale wciąż był po prostu piękny. Nigdy wcześniej dokładniej się nad tym nie zastanawiała, ale jego nie można było nazwać zwyczajnie "przystojnym". Jego twarz miała perfekcyjne rysy, duże oczy pełne blasku zawsze promieniały miłością, a wyjątkowy uśmiech był dopełnieniem ideału. Poza tym jego dusza należała do tych, które nie zostały skalane żądzą pieniądza, czy brakiem empatii. Było w nim coś niesamowitego, ciepłego, radosnego i nieprawdopodobnie szczerego, co urzekało ją za każdym razem coraz bardziej. Wiedziała, że nie poznała go jeszcze choćby w połowie, ale to sprawiało, że chciała go odkrywać ciągle... do końca ich wspólnego życia.
- Maddie... nie śpisz...? - zapytał przebudzony Michael, lekko ziewając.
- Nie... już się wyspałam...
- Może czegoś potrzebujesz? Chciałabyś może coś do picia albo do jedzenia? Cokolwiek? Wystarczy, że powiesz.
- Mógłbyś przynieść mi sok pomarańczowy?
- Daj mi chwilę... Zaraz wrócę z twoim sokiem, Księżniczko.
Pocałował jej wątłą, podobną kolorem do kartki papieru, dłoń i wyszedł poprawiając spadającą z twarzy maseczkę. Ona zamknęła oczy tylko na chwilę, chcąc dać im odpocząć po kilku już nieprzespanych nocach. Tylko moment kojącego snu i wstanie, by walczyć o swoją przyszłość. Jeszcze tylko minutkę...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz