wtorek, 25 czerwca 2013

Ain't no sunshine when He's gone...

Dziś, 25 czerwca, mija czwarta rocznica odejścia naszego Anioła. Chciałabym powiedzieć, że płaczę przez cały dzień, ale tak nie jest. Co więcej, nie jestem nawet smutna. Mój rozum podpowiada mi, że jestem po prostu obłudna i niewdzięczna i prawdopodobnie wielu mogłoby się z tym zgodzić. Serce natomiast twierdzi oraz wierzy gorąco, iż Michael jest teraz w lepszym miejscu, dlatego powinnam się tym cieszyć razem z Nim. Nie wiem, które z tych wytłumaczeń jest prawdziwe, ale wiem, że cokolwiek by się nie działo, Michael jest dla mnie priorytetem. Postanowiłam dodać kilka z moich ulubionych zdjęć naszego Applehead'a :)













4 komentarze:

  1. Nie musisz go opłakiwać. Wystarczy, że o nim pamiętasz.
    Michael byłby z Ciebie dumny ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to dobrze, że pamięć o nim nie zanika :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja wczoraj pierwszy raz płakałam po czyjejś smierci. Nie mogłam się uspokoić i cały czas tylko myślałam i michaelu. Już 4 lata mineły a ja dopiero sobie uświadomiłam jakiego wspaniałego człowieka zabrakło na tym świecie. Łzy mi się lały strumieniami.Kiedy wybiła równo 23.26 wpadłam w histerie! Wyobrażałam sobie tę karetke i gasnące oczy michaela! Nawet teraz pisze to ze łzami w oczach.

    OdpowiedzUsuń
  4. To już cztery lata... Straciliśmy kogoś wspaniałego.

    OdpowiedzUsuń