sobota, 29 czerwca 2013

Until Death Do Us Part..._13

Leżał na łóżku wtulony twarzą w miękką poduszkę. Nie odczuwał zmęczenia, gdyż od tygodnia nie wychodził z sypialni. Nie czuł głodu, chociaż ostatni obiad, który jadł, odbył się cztery dni temu. Nie czuł bólu, choć po tych wszystkich bezsennych nocach, jego głowa już się buntowała. Właściwie, to nie czuł chyba nic. Wypłakał zapas łez na najbliższe lata, więc wyżłobione przez nie drogi na jego bladych, zapadniętych policzkach jedynie rysowały się niewyraźnie. Oczy, które prawie przez cały czas pozostawały zamknięte, były rozpaczliwie nieme. Gdyby ktoś zobaczył go w takim stanie, na pewno nie odnalazłby w nim tego charyzmatycznego, pełnego wigoru i pasji artysty, oddanego w pełni muzyce i pomocy innym. Dostrzegłby natomiast człowieka zrujnowanego doszczętnie, który w swoim smutku wpadł w niewidzialną przepaść bez możliwości wydostania się. Lecz nikt nie mógł go zobaczyć. Dwuskrzydłowe, potężne, dębowe drzwi ze złotymi klamkami były zamknięte na klucz, a ten leżał spokojnie obok łóżka, na nocnej szafce. Mimo iż zegar cichutko wybijał samo południe, rolety w oknach pokoju zostały opuszczone. Sypialnia w głębokiej ciemności pełniła rolę niemego obserwatora jego rozpaczy. Miały miejsce momenty, kiedy skumulowane w nim emocje uwalniały się, a wtedy wpadał w szał. Najbardziej cierpiały na tym poduszki. Po jednym z takich właśnie ataków sprowokowanych bezsilnością, pierze pokryły całą podłogę. Gdy już wyrzucił z siebie wszystkie uczucia, padał bezwładnie na łóżko i ciężko oddychając, stopniowo obojętniał. Było to chyba jeszcze gorsze, niż niekontrolowana agresja. O czym wtedy myślał? Na początku próbował odpowiedzieć sobie na pytanie "Dlaczego?", ale do jego głowy nie przychodził żaden argument. Przecież nigdy nie wyrządził tej, ani żadnej innej, rodzinie jakiejkolwiek krzywdy. Pomagał im, był na ich wezwania, troszczył się o nich i ofiarowywał swoją bezinteresowną miłość. Później zastanawiał się, czy może rzeczywiście zrobił coś nie tak. Może faktycznie w niewłaściwy sposób zachował się względem chłopca. W takiej chwili przychodziła frustracja. Czego, jak czego, ale tego, że nie skrzywdziłby dziecka, był pewien. Prędzej skończyłby ze sobą, podcinając żyły, niż zraniłby niewinne stworzenie, dar od Boga. Ktoś znów stał pod drzwiami i próbował przekonać go, do opuszczenia "twierdzy" chociaż na chwilę. Rozpoznał głos Lisy Marie. Dziwiło go, że jeszcze tutaj jest.Wiedział, że nie nocuje w Neverlandzie, ponieważ wraca, by opiekować się dziećmi, ale codziennie, koło południa, zjawia się, by sprawdzić, czy da mu się jakoś pomóc. Dotąd nie było takiej możliwości. Po części ze względu na kolejne, wyssane z palca, bzdury pojawiające się w mediach na jego temat, jak również, przez to, że nie pozwalał sobie pomóc. Za drzwiami znów zrobiło się cicho, jednak dla niego nie miało to żadnego znaczenia. W jego głowie, jak mantra, powtarzało się pytanie:

" Jakie to uczucie, gdy jesteś samotny i zimny w środku?".

Wyjął z nocnej szafki kartkę papieru, pióro, atrament i dwie tabletki na ból głowy. Usiadł po turecku i zaczął pisać...


3 komentarze: