niedziela, 21 lipca 2013

Until Death Do Us Part..._14

Witajcie Kochani! 
Udało mi się szczęśliwie wrócić z wakacyjnego wypoczynku. Oto kolejna część opowiadania. Proszę, napiszcie, jak Wam się podoba. Miłego czytania ;) 
Liberian_Girl
*****************
Jak mogła pomóc mu uwolnić się od tego cierpienia? Ta sprawa była jedyną, która, w tamtym czasie, zaprzątała jej głowę. Danny zauważył jej roztargnienie. Zresztą niemożnością było przeoczenie go. Każdego dnia siadała w fotelu i niemo wpatrywała się w telewizor, a w okolicach południa znikała gdzieś na kilka godzin. Początkowo trochę go to martwiło, jednak teraz, do zaniepokojenia, dołączyło zniecierpliwienie. Od tak dawna mieli się gdzieś razem wyrwać. Priscilla była nawet gotowa zająć się swoimi wnuczętami dając im tym samym wolny wieczór. Ale Lisa ciągle była nieobecna. Jak długo jeszcze przyjdzie mu to znosić? Usłyszał głośne łkanie małego chłopca. Mimo nasilającego się płaczu jego żona nie reagowała, więc ruszył do pokoiku synka kipiąc od gniewu. Kobieta stała przy oknie wpatrując się w kołyszące się delikatnie liście drzew i nie zwracała uwagi na kwilące w łóżeczku dziecko. Danny wziął Bena na ręce i ostrożnie kołysał, dopóki chłopczyk się nie uspokoił. Dopiero wtedy, wyraźnie podirytowany, odezwał się do żony:
- Na co tak patrzysz? Cóż takiego dzieje się za tym cholernym oknem, że jest ważniejsze od twojego dziecka?
- Przestań... Obudzisz go - odpowiedziała bezbarwnym głosem, jakby to, o czym właśnie rozmawiali, zupełnie jej nie dotyczyło.
- Nawet jeśli, to nie powinno ci to przeszkadzać. To nie ty go usypiałaś. Zresztą również nie ty zajmujesz się NASZYMI dziećmi bez przerwy od dwóch miesięcy!
- Mówisz tak, jakby to była moja wina, że nie masz pracy. Poza tym zawsze chciałeś spędzać z nimi więcej czasu. No to teraz masz okazję.
Co w nią wstąpiło?! Najbardziej chyba drażnił go fakt, iż mówiła to wszystko ze stoickim spokojem. Wiedział, że nie może w tym momencie zakończyć tej rozmowy, ale mały Benjamin zaczynał się już niespokojnie wiercić, rozbudzany podniesionymi głosami rodziców. Mężczyzna zacisnął silną dłoń na nadgarstku żony i wyciągnął ją na korytarz.
- Ałć! Co ty wyrabiasz?! To bolało...
- Przynajmniej sprawdziłem, czy reagujesz na bodźce. A już myślałem, żę całe życie z ciebie uleciało, bo ciągle nie ma cę w domu, a jeśli już jesteś, to snujesz się po nim jak jakieś pieprzone zombie.
- Wpadasz w paranoję, Dan. Serio, to nie moja wina, że nie dostajesz w tej chwili żadnych propozycji.
- Wiem, że to nie twoja wina, ale mogłabyś mi tego wciąż nie wypominać! Jesteś w końcu moją żoną, czy nie? Czy w małżeństwie nie chodzi o wzajemne wsparcie? Więc gdzie to się podziało u nas?
- Nie wiem. Dan, daj mi teraz spokój. Nie mam ochoty, w tej chwili, z tobą rozmawiać.
- Nie masz ochoty? To nic nowego. Zresztą idź, poradzę sobie... Jak zawsze.
Poszła. Tym razem nie do salonu, by pobyć sama, ani też nie pojechała do Neverlandu, choć zegar nieubłaganie wybijał południe. Zabrała ze sobą cienki, beżowy płaszcz i wyszła z domu, zostawiając w nim zrezygnowanego męża i dwójkę dzieci ucinających sobie przedobiednią drzemkę.


1 komentarz: