W całej sypialni unosił się zapach jajecznicy ze szczypiorkiem, który wtedy przyprawiał go jedynie o mdłości. Żaluzje wciąż były zasłonięte, a on wciąż leżał przyklejony twarzą do poduszki. Nie wychodził z tego pokoju już od bardzo dawna. Właściwie, to chyba zapomniał, że można z niego wyjść. Każdy dzień wyglądał tu tak samo. Wstawał, a raczej budził się... Nie. Rzadko się budził, bo i nieczęsto sypiał. Potrafił przeleżeć w łóżku kilka godzin i nawet przy tym nie drgnąć. Oczywiście w tej codziennej rutynie było miejsce na usilne prośby Laury, Elizabeth, czy Lisy Marie o opuszczenie tej twierdzy. Ta ostatnia pojawiała się każdego dnia, około wpół do pierwszej. Raz odwiedziła go nawet Janet, ale prawdopodobnie minęły się ze sobą, gdy jego siostra, załamana stanem, w jakim znajdował się jej ukochany brat, opuściła Neverland z płaczem. . Tego dnia coś jednak się zmieniło. Wstał z łóżka, mimo nieznośnych mdłości, i stanął przed umywalką. Nad nią wisiało zgrabne lustro w białej, drewnianej ramie, w które nie patrzył od dobrych dwóch miesięcy. Teraz odważył się na ten ruch, czego, chwilę potem, gorzko żałował. To, co zobaczył, na pewno nie napawało optymizmem. Przetłuszczone, rozczochrane loki zebrane w niestaranną kitkę. Nienaturalnie biała, a raczej poszarzała twarz z wyraźnie podkrążonymi oczami. Te również straciły swój dawny blask, który widocznie wypłukało morze wylanych łez. Zapadnięte policzki pokryte czarnymi włosami nieogolonej brody dopełniały smutnego i jednocześnie żałosnego widoku. Czy powinien doprowadzić się do jako takiego porządku, zanim opuści swoją samotnię? Właściwie, to nie wiedział, dlaczego tak nagle zapragnął poczuć na swojej zmaltretowanej skórze ciepły powiew sierpniowego wiatru. Co tak diametralnie zmieniło jego nastawienie? Nie był do końca pewien. Wiedział tylko, że musi się podnieść po zadanym mu, przez los, ciosie, a teraz nadszedł na to najwłaściwszy moment. Z mahoniowej szafki wyciągnął maszynkę do golenia o trzech ostrzach, pędzelek oraz piankę i ustawił to wszystko przed sobą. Starannie rozprowadził biały krem po gęstej szczecinie na twarzy. Następnie, z delikatnością młodego skrzypka i precyzją wprawnego klarnecisty płynnie manewrował maszynką, by uniknąć zacięcia. Gdy już policzki stały się jedwabiście gładkie, zdjął czerwoną pidżamę upstrzoną złocistymi gwiazdami niczym kalifornijskie niebo w środku lata. Gorąca woda, padająca na niego z góry, ociekała powoli po wychudzonym, niezdrowo bladym ciele. Otoczył go słodki, duszący zapach frezji. Gęste loki przylepiały się do mokrej szyi. Zamknął oczy i pozwolił chwili trwać. Szklane ściany kabiny zaparowały, a on, niczym dziecko w kąpieli, zaczął pisać po nich palcem. "Don't let no one get You down. Keep movin' on higher ground." Zakręcił wodę i ręką wymacał puszystą krawędź ręcznika. Po wyjściu przepasał się nim w biodrach i powtórnie spojrzał w znienawidzone lustro...
Nie ma mnie tylko tydzień w domu, a tu już dwie nowe notki ;) Bardzo mnie to cieszy! Wreszcie mamy co czytać :D
OdpowiedzUsuńOba opowiadania jak zwykle, zajeb*ste ;)
Już nie mogę się doczekać cedeka ;)
OdpowiedzUsuń