niedziela, 11 sierpnia 2013

Until Death Do Us Part..._22

- Co on sobie, do diabła, wyobraża?!
- Uspokój się... Napijesz się herbaty?
- Wolałabym coś mocniejszego...
- Wedle życzenia.
Kobieta zniknęła za ścianką dzielącą kuchnię z salonem w poszukiwaniu trunku dość silnego, by ukoić rozgoryczenie Lisy. Trwało to może około 5 minut, gdy wróciła ze szklanką wypełnioną do połowy ciemnobrązowym napojem. Podała go przyjaciółce, po czym usiadła na przeciwko niej. Miała około dwudziestu sześciu lat i ledwie widoczne zmarszczki na czole. Stalowoszare oczy prawniczki zdawały się dokładnie lustrować każdego rozmówcę, docierając do najgłębszych zakątków jego świadomości. Była ubrana w eleganckie, czarne spodnie, w które wpuszczona była błękitna koszula. Jej proste włosy w kolorze słomy opadały lekko na ramiona.
- Dzięki Viv, że pozwoliłaś mi u siebie przenocować. Mam nadzieję, że Bart nie będzie miał nic przeciwko.
- Spokojnie, jest w delegacji. Wiesz, ostatnio stwierdził, że skoro nie mamy dzieci, to przecież nic go tu nie trzyma. Żyjemy w wolnym związku i, szczerze powiedziawszy, bardzo mi to odpowiada.
- Uwierz mi, to nie prawda, że dzieci zbliżają ludzi. Odkąd urodziła się Rilley, między mną, a Dannym coś zaczęło się psuć. Kiedy pojawił się Benjamin, to naprawdę stało się nie do zniesienia.
- Sądzisz, że to wina dzieci?
- Nie wiem... może. Potem przyszedł przestój w propozycjach nowych ról. Zaczął spędzać całe dnie w domu. Dziwię się, że jeszcze nie oszalał. Wcześniej dziećmi opiekowała się Sally, a od czasu do czasu moja matka, ale ostatnio postanowiliśmy, że skoro i tak na razie nie pracuje, to może z nimi posiedzieć. Wydaje mi się, że to po prostu go przerosło.
- Niewykluczone. A ty tak właściwie czy się teraz zajmujesz? Nie słyszałam, żebyś coś nagrywała...
- Byłam w trakcie negocjowania warunków wydania płyty w duecie z Michaelem?
- Jakim Michaelem? - zapytała bez cienia entuzjazmu.
- Jacksonem.
Nastała grobowa cisza, przerwana po dłuższej chwili przez głośny gwizd, wstawionego na ogień, czajnika. Vivienne spojrzała uważnie na przyjaciółkę. Ta nie zdradziła się nawet najmniejszym niewłaściwym gestem. Była zimna i opanowana.
- Żartujesz, prawda? Masz nagrać krążek z MICHAELEM JACKSONEM?
- Mała poprawka: MIAŁAM.
- To już nieaktualne? Co się stało?
- Jakby to powiedzieć..? On nie chce mnie więcej widzieć na swoje piękne, czekoladowe oczka - powiedziała z goryczą w głosie.
- Dlaczego?
Lisa westchnęła głęboko. Nienawidziła użalania się nad sobą, a to, co za chwilę miała zamiar opowiedzieć, nie było niczym innym, jak ubolewaniem nad własnym losem. Cóż, wiedziała, że może zaufać Viv i, że ona, jak nikt pomoże jej uporać się z nieznośnym bólem po utracie Mike'a.
- Dan nie skarżył ci się ostatnio, że ciągle nie ma mnie w domu? Że wciąż gdzieś znikam na całe dnie?
- Nie. Przyjaźnię się z tobą, nie z nim. Nie ma powodu, dla którego miałby mi się zwierzać ze swoich problemów. Za to ty się nie krępuj.
Dziewczynie podobał się sposób, w jaki starsza przyjaciółka wyrażała swoje zdanie. Vivienne Blackwood twardo stąpała po ziemi i potrzeba było naprawdę ogromnej jakiej zawieruchy, by wyprowadzić ją z równowagi. Zawsze potrafiła zachować stoicki spokój, tak na sali sądowej, jak i w życiu.
- Wtedy kiedy nie było mnie w domu, byłam z Jacksonem. Najczęściej spotykaliśmy się w Neverlandzie, żeby media nie nagłośniły sprawy. Sama wiesz, Dan mógłby się wściec, chociaż tak naprawdę nie było o co, a ja nie chciałam robić mu przykrości. Czasem jeździłam sama, czasami z Rilley...
- Z Rilley?! - przerwała jej nagle. - Czy ty nie wiesz, o co ten Jackson jest oskarżany?!
- Wiem i z całą pewnością oraz czystym sumieniem mogę powiedzieć ci, że to wszystko, co o nim, mówią to stek kłamstw. Nigdy nie widziałam kogoś, kto mocniej kochałby dzieci i troszczył się o nie tak bardzo. On nigdy nie skrzywdził by żadnego z nich.
- I dlatego zostało przeciwko niemu wniesione oskarżenie? Za niewinność nie idzie się siedzieć, Lis.
- A kto ci powiedział, że go wsadzą? Nie mają żadnych dowodów, bo takowe nie istnieją.
Dziwiło ją to, jak zaciekle broni go przed bezpodstawnymi spekulacjami wygłaszanymi przez przyjaciółkę. Czyżby jednak coś do niego czuła? Coś silniejszego, niż przypuszczała na początku? Starała się odpędzić to wrażenie jak najdalej od siebie.
- No dobrze, niech ci będzie. I co dalej? Spotykałaś się z nim...
- ... w Neverlandzie. Jadaliśmy razem obiady, czasami kolacje. Oglądaliśmy filmy, bawiliśmy się w wesołym miasteczku. Słowem, staliśmy się dla siebie przyjaciółmi. Kiedy po raz pierwszy Michael usłyszał o zarzutach, coś w nim pękło... Zamknął się w pokoju i przez miesiąc nie wychodził... - nie czuła się zbyt swobodnie, rozmawiając o tak prywatnych sprawach, nawet jeśli tą osobą była jej wieloletnia przyjaciółka. - Codziennie do niego jeździłam, prosiłam, by wyszedł. Zresztą nie tylko ja. Pojawiała się też jego siosta, Janet, Elizabeth Taylor, błagała, by z nią na ten temat porozmawiał. Bez skutku. Kiedy wreszcie opuścił ten przeklęty pokój, a było to tuż po mojej, kolejnej zresztą, kłótni z Dannym, pojechaliśmy na wycieczkę. Kiedy pływaliśmy łódką po jeziorze, zapadł zmrok. Michael zadecydował, że przenocujemy w domu jego przyjaciółki. I jakoś tak wyszło...
- Co "jakoś tak wyszło"? - zapytała poddenerwowana Viv, która jak do tej pory słuchała w skupieniu.
- No wiesz... zakończyliśmy tę noc w łóżku. Odpowiedź satysfakcjonująca, mecenas Blackwood? Ma pani coś na moją obronę?
- Kochasz go?
- Przecież ty nie wierzysz w miłość.
- Nie ważne w co ja wierzę. Pytam, czy go kochasz.
- Nie wiem.
- Masz kochającego cię, mimo twoich dziwacznych pomysłów, męża. Masz dwójkę uroczych dzieci i nie zapominaj, że mówi ci to osoba kompletnie pozbawiona instynktu macierzyńskiego. Masz dom, do którego chciałoby się wracać. Tymczasem pchasz się do łóżka samotnego supergwiazdora, do którego orientacji seksualnej nie można być całkowicie pewnym. Jedno muszę powiedzieć i wybacz za szczerość: jesteś pieprznięta.
- Wiem. Tylko co ja mam teraz zrobić?
- Mówiłaś, że nie chce cię widzieć na oczy. Dlaczego?
- Bo czuje się winny. Nie chce krzywdzić Dannego i dzieci.
- Z was dwojga chociaż on jest przyzwoity. I nad czym ty się zastanawiasz? Nie odejdziesz chyba od męża, do faceta, który cię nie chce.
- Uhm...
- Wybij to sobie z głowy, a tym czasem chodź na górę. Prześpisz się i spojrzysz jutro na wszystko trzeźwym okiem.
- Chciałaś chyba powiedzieć "skacowanym" - odparła dopijając miło rozgrzewającą Whisky.
Położyły się na szerokim łóżku obok siebie i nakryły cienkim kocem. Jak za starych dobrych czasów.
- Powiedz mi jeszcze tylko jedno... - wyszeptała Viv.
- Hmm?
- Jaki on jest w łóżku?
- Niesamowity...
Obie zasnęły z uśmiechami na ustach.

3 komentarze:

  1. Hahahahhah xd Świetne elementy komizmu.A w szczególności wątek "skacowanym" ;-)I to lubię.

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealnie przedstawiłaś cechy prawnika w postaci przyjaciółki. Dobra robota. W sumie to ta postać to może być ciekawy typ cynika. Jeszcze do tego dodać Priscillę i jak nic żywy narrator w akcji ;-)Już sobie wyobrażąm jak we dwie komentują przyszłe poczynania Lisy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Vivienne Blackwood wymiata ;) Mam nadzieję, że będzie brała aktywny udział w następnych wydarzeniach!!!! Świetne opo, chyba jedno z najlepszych ;)

    OdpowiedzUsuń