poniedziałek, 21 października 2013

Nefrytowe Serce_11

Lu Lu miała dziś wychodne, jednak przez wcześniejsze plany jej pracodawcy względem Yù, nie mogła zabrać ze sobą wnuczki. Postanowiła zatem wolny wieczór spędzić w jednej z chińskich knajpek w hałaśliwym centrum miasta. Nie chciała się przyznać, ani przed innymi, ani przed samą sobą, że w głębi serca tęskniła za miejscem, w którym się wychowała. Jako, że teraz była nieobecna, obowiązek przyrządzenia posiłku dla gościa i reszty domowników spadł na nich. Przygotowanie takiej kolacji, wbrew pozorom, nie należało do zadań najtrudniejszych. Razem wszystko zdawało się być łatwiejsze. Michael szybkimi, pewnymi ruchami kroił pomidory i sałatę, ona zajmowała się małymi kanapeczkami, a dzieci mieszały składniki surówki w dużej misce. Stół już był nakryty żywym, limonkowym obrusem, na którym ustawionych było pięć kompletów nakryć. Z kryształowego wazonu dumnie wyciągały się ku światłu żyrandola świeże kwiaty bzu. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, właściwie byli już gotowi. Dziewczyna zdjęła tylko, chroniący jej najładniejszą kreację, fartuszek i rozpuściła swoje sięgające do pasa, hebanowe włosy. Jej sukienka, w kolorze nienagannej bieli, była niezwykle skromna, lecz zwiewna, co przydawało jej uroku. Buzia Yù jak zawsze bez odrobiny makijażu, promieniała od ekscytacji, a jej głębokie, nieprzeniknione oczy błyszczały w oczekiwaniu na nieznane. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że przygląda się nieświadomej niczego dziewczynie już od dłuższego czasu. Otrząsnął się z wrażenia jakie na nim wywarła i radosnym krokiem ruszył na spotkanie gościowi. Ona tymczasem wyłożyła już na stół wszystkie przysmaki i zabrała dzieci do łazienki, by tam umyły ręce. Z hallu usłyszała ciepłe powitanie dawnych przyjaciół:
- Mac! Jak ty wyrosłeś! - Michael zamknął chłopaka w objęciach i poklepał przyjaźnie po plecach.
- Applehead! Dawnośmy się nie widzieli. W końcu mam już 23 lata na karku...
- Daj spokój! Każdy ma tyle, na ile się czuje... - zawołał z werwą, wierząc już teraz w powodzenie swojego planu. - Zapraszam do jadalni. Zjemy kolację, a później może obejrzymy jakiś film, co ty na to?
- Z tobą zawsze jest fajnie, wiec z góry zgadzam się na wszystko, Mike.
Podążyli razem do stołu, przy którym zobaczyli siedzących spokojnie Paris, Princa i młodą Chinkę. Michael uśmiechnął się przebiegle, co niestety uszło uwadze wszystkich zebranych, i zwrócił się do przyjaciela:
- Muszę ci kogoś przedstawić, Mac. To jest Yù, moja przyjaciółka i uczennica oraz ulubienica moich dzieci.
- Bardzo mi miło, nazywam się Macaulay Culkin, Madame... - powiedział szarmancko chłopak i skłonił się lekko.
Dziewczyna, zawstydzona śmiałością nowo przybyłego, zakryła dłonią różane usta i odkłoniła mu się z szacunkiem. Gdy już wszyscy zajęli odpowiednie miejsca, zaczęli pogawędkę na różne tematy. Przerwali ją dopiero na czas, kiedy jedzenie, za ich sprawą, stopniowo znikało ze stołu. Dopiero po dokończeniu kolacji młodzieniec ponownie zagaił rozmowę.
- Więc pochodzisz z Chin? Jak tam jest?
- To piękny kraj pełen tradycji i kultury. Jednak nie tak fascynujący jak Stany Zjednoczone.
- Dlatego tutaj przyjechałaś?
- Powiedzmy, że to było głównym powodem...
- Jesteś bardzo tajemnicza. Nie lubisz opowiadać o sobie?
- Nie przepadam. Poza tym chyba dzieci powinny już się położyć, prawda panie Jackson? - zapytała, po czym nie czekając na odpowiedź wzięła dzieci za rączki i dodała na odchodnym - Pomogę im przygotować się do snu. Panie Culkin, bardzo miło się z panem rozmawiało. Przykro mi, że muszę panów opuścić. Życzę dobrej nocy.
Wyszła, zupełnie nieświadomie kołysząc biodrami, jednak na tyle wyraźnie, by za tym płynnym ruchem podążyły oczy obu mężczyzn. Po chwili popatrzyli na siebie, jeden z wymownym uśmiechem na twarzy, drugi onieśmielony swoją reakcją. Michael, próbując ukryć rumieniec, jaki oblał jego blade dotąd policzki, zwrócił się do przyjaciela:
- To co, może obejrzelibyśmy Batmana, tak jak kiedyś? Zrobię popcorn, napijemy się coli...
- Kto ostatni w sali kinowej, ten frajer! - krzyknął Mac i pobiegł w znanym dla siebie kierunku.
- Nie masz szans!
Mężczyzna puścił się biegiem za towarzyszem, śmiejąc się jak za dawnych lat...
*
Prince i Paris już smacznie spali w swoich łóżeczkach, a ona leżała samotnie na miękkim tapczanie, przykryta jedwabną kołdrą w szmaragdowym kolorze. Czuła się niewiarygodnie samotna, gdy nie mogła spędzić tego wieczoru w towarzystwie Michaela. To dziwne, ale była odrobinę zazdrosna o starego przyjaciela, który teraz kradł bezcenne chwile z jej mentorem. Oczywiście wiedziała dobrze kim był dla niego Macaulay  Culkin, a także czym ten chłopak się zajmował, jednak od początku zbytnio nie przypadł jej do gustu. Nie mogła zakwestionować tego, że był przystojny i miał w sobie coś niezwykłego, mimo tego nie potrafiła myśleć o nim inaczej, niż w kategorii znajomego. Starała się nie zastanawiać nad tym, jak świetnie bawi się z Michaelem, podczas gdy ona skazana jest na oglądanie czterech ścian swojego pokoju. Oczywiście mogłaby bez przeszkód do nich dołączyć, ale czy nie byłoby to w złym guście? Poza tym nie miała wielkiej ochoty spędzanie czasu z tym bezpośrednim chłopakiem. Wiedziała, że będzie musiała znosić jego towarzystwo przez najbliższych kilka dni, dlatego postanowiła nie dokładać sobie więcej cierpienia. Zamknęła oczy i w duchu modliła się, by sen szybko przyniósł jej ukojenie...
*
- Applehead! Skąd ty wytrzasnąłeś tę dziewczynę?! - zawołał Mac w przerwie od opychania się popcornem.
- Spodobała ci się, co?
Michael wyczuł pismo nosem. Już podczas kolacji zauważył, że jego młody przyjaciel nie spuszczał oczu z ich pięknej towarzyszki. Martwiły go trochę chłód i zdystansowanie z jakim odnosiła się do niego Yù, ale liczył, że było to spowodowane jej wrodzoną nieufnością. Spojrzał na siedzącego obok niego rozczochranego blondyna, który jeszcze nie tak dawno temu woził go z szaleńczą prędkością po Neverlandzie w wózku golfowym. Ten sam chłopak, bez zapowiedzi i ku uciesze wszystkich dzieci obecnych w posiadłości, zepchnął go z trampoliny wprost do basenu. Nie mógł uwierzyć, że od tamtego czasu minęło ponad dziesięć lat. Teraz miał przed sobą młodego mężczyznę tuż po dwudziestce, z tymi samymi iskierkami w oczach. Był dobrym kandydatem dla Chinki, jednak nie zamierzał mu tego mówić. Postanowił trochę się z nim podroczyć i sprawić, by zapragnął jej jeszcze mocniej.
- Czy mi się spodobała? Stary, ona jest prześliczna... 
- Och... będę musiał przekazać jej twoje komplementy.
- Sam jej to powiem! Dam sobie radę - zaśmiał się i pokazał język przyjacielowi.
- Tylko jej nie przestrasz tymi swoimi wyznaniami, Romeo. To bardzo płochliwe stworzenie...
- Niech cię o to głowa nie boli, Applehead. Zanim się obejrzysz, będzie moja.
- Obyś się nie pomyli - dodał w duchu Michael i ponownie zatopił się w fabule filmu.






1 komentarz: