środa, 9 października 2013

Nefrytowe Serce_7

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze! Nawet nie wiecie jak wiele to dla mnie znaczy... Przepraszam, że nie odpowiedziałam na Wasze prośby i nie opublikowałam tej części wcześniej, jednak inne zobowiązania mi na to nie pozwoliły. Jeszcze raz dziękuję Wam serdecznie i życzę miłej lektury :)
Liberian_Girl

Z muzyką wszystko stawało się prostsze. Melodia, którą właśnie tworzył po raz pierwszy zabrzmiała w jego głowie dzisiejszego ranka. Przez lata pracy nauczył się rozpoznawać bezwartościowe fragmenty nucone pod nosem, od naprawdę ambitnych nut mogących stworzyć zgrabną całość. Był już bliski stworzenia pierwszej wersji piosenki, której tekst leżał spisany na kawałku białej chusteczki. Spojrzał bezwiednie na swoją szczęśliwą bransoletkę okalającą jego lewy przegub i  myśli mimowolnie popłynęły w kierunku jego słodkich aniołków. Pewnie spędzały teraz czas z Yù, grając w szachy w bibliotece, lub też czytając książki na dywanie w przestronnym salonie. Postanowił dokończyć kompozycję później i dołączyć do maluchów, wcześniej ukrywszy słowa utworu w kieszeni czarnych spodni. Dziarskim krokiem ruszył w kierunku salonu, zdecydowawszy najpierw zahaczyć o swoją sypialnię i zabrać z niej telefon. Gdy mijał pokój, w którym od czas przyjazdu do Stanów mieszkała młoda Chinka, coś podkusiło go, by zapukać do drzwi. Nie usłyszawszy odpowiedzi, nacisnął klamkę i zajrzał do środka. Wszystko było w całkowitym porządku, jednak ciągle czuł się nieswojo, mimo iż nie potrafił określić przyczyny niepokojących go myśli. Dziewczyna leżała na idealnie zaścielonym łóżku, a jej bieluteńka ręka opadła bezwładnie na podłogę muskając koniuszkami palców puszysty dywan w kolorze indygo. Wyglądała zjawiskowo i gdyby nie powoli unosząca się klatka piersiowa, mógłby pomyśleć, że widzi starogrecki posąg bogini olimpijskiej. Uśmiechnął się podziwiając jej niepodważalną urodę, gdy złe przeczucia powtórnie ukuły jego serce. Ze śpiącej piękności przeniósł swój wzrok na nakryty kremowym obrusem, drewniany stolik w rogu pokoju. Kilkanaście tabletek wciąż leżało w nieładzie, a szklanka z resztką alkoholu była jedynym światkiem odegranej tutaj tragedii. To niemożliwe! Na moment wstrzymał oddech, starając się przywrócić swoim kończynom odrobinę siły. Podbiegł do dziewczyny i palcami delikatnie podniósł jej powieki. Spod nich patrzyła na niego para ciemnobrązowych, martwych oczu, które tajemnice ich właścicielki zabrały ze sobą na zawsze. Energicznie przeszukiwał kieszenie w poszukiwaniu telefonu, a gdy wreszcie go znalazł, wykręcił numer alarmowy... Jak to możliwe, że w prywatnej klinice zabrakło karetki! W myślach przeklinał służbę zdrowia, po czym chwycił w ramiona jej wiotkie, delikatne ciało i przytulił do piersi. Schody nie stanowiły przeszkody. Zbiegł po dwa stopnie i już po chwili był na dole. Przestała oddychać. Czas płynął nieubłaganie. Czy zdąży? Pomruk silnika. Pisk opon. A co jeśli się nie uda? Pędził jak oszalały i nic nie było w stanie go powstrzymać.
- Jeszcze tylko chwila... Proszę cię, Yù, wytrzymaj!
*
Ile jeszcze nieszczęść będzie musiało wydarzyć się w jej rodzinie, by przodkowie zesłali im choć odrobinę błogosławieństwa. Siedziała przygarbiona z zapłakaną twarzą pociętą zmarszczkami, a mimo to wciąż piękną. W pomarszczonych rękach trzymała śmiertelnie białą dłoń ukochanej wnuczki. Jak wiele czasu minęło, odkąd tu przebywa? Może godzina, może dzień, może miesiąc... A może cały rok... Gdyby tylko była w stanie tchnąć życie w to drobne ciałko i wyrwać ją z szponów okrutnej kostuchy. Śmierć nie ominie nikogo, tylko dlaczego nie mogłaby jeszcze poczekać. Serduszko miało przed sobą jeszcze wiele lat smutków i trosk, a także wspaniałości losu. I nagle to wszystko musiało zostać tak drastycznie przerwane... Krajało się jej stare serce na samą myśl o ziemi, która niedługo pochłonie jej alabastrową figurę i pozostawi tylko gorzki żal. Spojrzała na jej zamknięte powieki kryjące najbardziej przeszywające oczy w całych Chinach... tak podobne do jej własnych. Czy to zabiła ją głośna i dzika Ameryka, czy też reżim jej własnego umysłu? To niemożliwe. Za dużo w tej małej było siły i wiary, podobnie jak w niej, gdy pojęła jakie jest jej przeznaczenie.
- Lu Lu...
Usłyszała cichy szept dobiegający z drugiego końca szpitalnej salki. Zmusiła się do oderwania wzroku od zmaltretowanego cierpieniem ciała i spojrzała na postać wypowiadającą jej imię. Dostrzegła mężczyznę ubranego w bezkształtny szary sweter i czarne rozciągnięte spodnie. Jego sięgające do ramion włosy rozwiane wiatrem pozostały w nieznacznym nieładzie, a zaczerwienione oczy błyszczały smutno. Nieśmiało podszedł do starszej kobiety i położył jej dużą dłoń na ramieniu, starając się ją pocieszyć
- Lu Lu... Powinnaś się trochę zdrzemnąć. Ben odwiezie cię do domu, a ja tu z nią zostanę.
- Nie mogę jej tu tak zostawić...
- Wszystko będzie dobrze, zajmę się nią...
Kobieta niechętnie podniosła się, a jej zesztywniałe kości skrzypnęły cicho. Przeszła, jak duch pozostawiając za sobą widmo strachu i smutku. On po cichu, jakby bojąc się popełnić fałszywy ruch, zajął jej miejsce obok łóżka dziewczyny. Dotknął delikatnie jej smukłych palców zakończonych bladoróżowymi paznokciami i zaczął swoją błagalną modlitwę...



4 komentarze:

  1. Ale po co ona to zrobiła? To przez presję ze strony jej rodziców, jakieś zdarzenie z dzieciństwa, które odbiło się na całym jej późniejszym życiu, czy też z powodu nieszczęśliwej miłości?
    Ale mnie pochłonęło to opowiadanie :)
    Cudeńko <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudne, czytam je 5 raz i nie mogę się naczytać C;
    Bosko piszesz.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne!!! Uwielbiam Twojego bloga ;) Sprawdzam co pięć minut czy nie ma kolejnej części ;)

    OdpowiedzUsuń