wtorek, 19 listopada 2013

Nefrytowe Serce_18

Co właściwie zamierzała mu powiedzieć w związku z zaistniałą sytuacją? Jego wizyta, skrzętnie przez oboje planowana, przypadała na jutrzejsze przedpołudnie. Nie widzieli się od ponad dwóch miesięcy. Wcześniej nie zamierzali rozstawać się na tak długo, jednak jego zlecenia, a jej obowiązki względem matki uniemożliwiły spotkanie. Zastanawiała się, co teraz czuje Michael... Przez ostatnie dni wszystko diametralnie się zmieniło. Przedtem oddałaby wszystko, aby zyskać pewność, że myśli o niej choćby w połowie tak często, jak ona o nim. Teraz, kiedy za kilkadziesiąt minut miała stanąć z nim twarzą w twarz i zapytać go o to osobiście, nie miała na to najmniejszej ochoty. Jakaś dziwna siła trzymała jej serce w zimnym, stalowym uścisku, nie dając swobodnie oddychać. Połyskujący na jej serdecznym palcu pierścionek z cyrkonią zdawał się wypalać na jej delikatnej skórze ognisty krąg. Chyba nie do końca przemyślała podjętą niedawno decyzję. Wskazówki nieubłaganie odliczały sekundy do rychłej konfrontacji. Jeszcze tylko pół godziny, która zapewne trwać będzie przez wieczność. Powstrzymała drżenie rąk i podeszła do lustra w pozłacanej ramie wiszącego nad starym, ceglanym kominkiem. Spojrzała na swoje pomalowane krwistoczerwoną szminką usta i podkreślone czarną kredką oczy. Włosy splecione w misterne upięcie pasowały to statecznej małżonki, jaką niebawem miała się stać, jednak zupełnie odbiegały od jej młodego wyglądu. Niewiele myśląc, kilkoma zręcznymi ruchami wyjęła wszystkie wsuwki i nefrytowy grzebień z porcelanowym kwiatem wiśni należący do jej matki. Długie pasma, wyzwolone z wymyślnej fryzury, opadły gładko na jej ramiona. Z jednej z szuflad komody wyciągnęła kilka wacików kosmetycznych i wtarła w nie odrobinę kremu, a  potem doszczętnie usunęła cały makijaż. Michael wolał ją w naturalnej odsłonie. Nie chciała go zawieść, przynajmniej pod tym względem. Gdy skończyła, na dole rozległ się dźwięk dzwonka. Z trudem przełknęła ślinę i na wiotkich nogach zeszła, by otworzyć przybyszowi...
*
- Yù, to miejsce jest cudowne... W jaki sposób je odkryłaś?
- Przychodziłam tu czasem razem z moimi wysoko urodzonymi przyjaciółkami. Przedtem nie dostrzegałam w nim nic pięknego. Teraz to widzę...
Szli ze splecionymi dłońmi po zielonej, bujnej trawie. Michael, poddenerwowany wieściami, jakie miał do przekazania dziewczynie, nie mógł skupić się na niczym konkretnym. Przy niej jego serce biło znacznie szybciej, a ważne słowa więzły w gardle. Motyle w brzuchu, od dawna nie dając mu spokoju, tym bardziej teraz nie ułatwiały sytuacji. Ona natomiast, podejrzanie chłodna i opanowana, powitała go w drzwiach rodzinnej posiadłości. Sprawiała wrażenie nieobecnej i roztargnionej, co nie umknęło jego uwadze. Czyżby przeczuwała, to co miało nadejść? Przystanął na moment, po czym zapytał niepewnym głosem:
- Może usiądziemy? Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.
Skinieniem głowy wyraziła aprobatę. Chwilę później siedzieli na rozgrzanej słonecznymi promieniami trawie, wdychając świeże powietrze przepełnione zapachem owoców i kwiatów. Woda w parkowej fontannie zapraszała spragnione ptaki swoim szumem, by odpoczęły choć na moment. Mężczyzna przyglądał się przez chwilę niewinnej młódce, by później ująć jej delikatną dłoń i spojrzeć prosto w oczy.
- Yù, muszę ci powiedzieć, że... A co to? - zapytał zdziwiony, gdy jego palce natknęły się na zimną krawędź obrączki.
- Michael... Ja... Naprawdę nie chciałam... To samo jakoś wyszło... Nie chciałam cię zranić...
- Chcesz mi powiedzieć, że to pierścionek zaręczynowy?
Z jej ust wyrwał się cichy szloch, a czarne jak noc oczy zaszkliły się od łez. On,dy dotarło do niego, co przed sekundą się wydarzyło, niewiele myśląc, ujął jej porcelanową twarzyczkę w swoje męskie dłonie i ustami musnął jej czoło. Kciukami otarł łzy spływające po jej policzkach, a kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
- Yù, to wspaniale, że znalazłaś kogoś, z kim chcesz spędzić życie.
- Nie gniewasz się, że tym kimś nie jesteś ty? - zapytała naiwnie.
- Zazdroszczę mu, że będzie z tobą do końca swoich dni, jednak wiem, że może zaoferować ci znacznie więcej, niż ja... Kocham cię, Yù, i pragnę twojego szczęścia, bardziej niż swojego.
- Kocham Cię, Michael...
Jej głowa łagodnie opadła na jego pierś, z której wydobył się melodyjny, łagodny głos:

- I am your friend through thick and thin
 We need each other we'll never part
 Our love is from the heart
 We never say I don't need you
 We are forever...




I w ten sposób razem dobrnęliśmy do końca opowiadania "Nefrytowe Serce". Mam nadzieję, że się Wam podobało i dostarczyło Wam choć odrobinę radości i wzruszeń. Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze i po cichu liczę na ogólną ocenę całego opowiadania pod tą notką. Będzie mi bardzo miło :) Dla podsumowania napiszę jeszcze tylko... "Koniec nie zawsze jest definitywny. Często jest po prostu początkiem czegoś nowego." 
Love You All More
Liberian_Girl

3 komentarze:

  1. Nie wiem dlaczego twoje opowiadania wywołują u mnie takie emocje...może dlatego, że są takie wspaniałe.
    To koniec opowiadania, ale ty nie przestajesz pisać? proszę powiedź że dalej będziesz pisać i kiedy będę wchodzić na tego bloga będziesz mi nadal poprawiała humor nową notką. Proszę...
    Pozdrawiam Cię...
    P.S Smutna ta historia się kończy ale ogólnie było fajne to opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to już koniec ;(((
    Mam nadzieję, że będzie kolejne opowiadanie! Ale tym razem zwracam się z prośbą o szczęśliwe zakończenie haha ;D To było wspaniałe, a Michael jak zawsze taki czuły i kochany, ugggh <3 Codziennie wchodzę na Twojego bloga i jak tylko pojawi się nowa notka, odrywam się od rzeczywistości i czytam. Czekam na kolejne notki! Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Twoje opowiadania są fantastyczne. Sposób, w jaki się wypowiadasz, jest nieziemski. Czytając Twoje opowiadania nie mogę powstrzymać swoich emocji. Dziękuję za to opowiadanie i czekam na więcej ♥

    OdpowiedzUsuń