niedziela, 15 grudnia 2013

Am I scary for You? _10

Moi Drodzy!
Dziękuję Wam za wszystkie komentarze. Tak dużo w nich miłości i ciepła. Nawet nie macie pojęcia, ile łez wylałam, czytając je. Jesteście niesamowici i nie mogłabym wymarzyć sobie lepszej rodziny. Tak, czuję, że jesteście moją rodziną. Dziękuję Wam za wsparcie, cierpliwość i wiarę we mnie. Na Waszą prośbę przedstawiam kolejną część opowiadania "Am I scary for You?", a zerwanie z pisaniem na razie zawieszam ;)
All My Love
Liberian_Girl


Wszystko dookoła wyglądało naprawdę profesjonalnie. Dwoje nastolatków stało opartych plecami o ścianę, ocierając kropelki potu z czół. Podziwiali efekty swojej kilkugodzinnej pracy, jednocześnie rozkoszując się smakiem gorącej, malinowej herbaty, przygotowanej przez babcię. Kiedy tylko Taj odwiózł Blanketa na poranne zajęcia karate, Prince i Paris zabrali się do przygotowywania przyjęcia urodzinowego dla młodszego brata. Nie było mowy, aby wrócili wcześniej niż popołudniu, gdyż ich kuzyn obiecał małemu, że pokaże mu swoją nową grę na konsolę. W tym roku postanowili, że zorganizują wszystko samodzielnie, dlatego, gdy tylko zaczęli, robota paliła im się w rękach. Granatowo-czerwone serpentyny podwieszone pod sufitem tworzyły prawdziwy gąszcz, niczym pnącza w równikowym lesie. Ponad pięćdziesiąt balonów z wizerunkami Supermana, wypełnionych helem unosiło się wysoko nad podłogą w każdym kącie pokoju. Na błękitnym, puchatym dywanie położonym w oddalonej części salonu spoczywały na razie tylko trzy wdzięcznie opakowane pudełka. W centralnej części pomieszczenia ustawiony został długi stół nakryty czerwonym obrusem. Przy każdym miejscu można było znaleźć imienną kartkę dla każdego z gości znajdującą się tuż obok papierowej zastawy z pajęczym wzorem. W kuchni, już przygotowane, leżały przysmaki solenizanta. Na danie główne zaplanowano spaghetti, którego przyrządzeniem obiecała zająć się ciocia Rebbie, natomiast na przystawki zamierzano podać ziemniaczane talarki. Główny punkt programu stanowił dwupiętrowy tort czekoladowo-waniliowy, który rodzeństwo osobiście udekorowało. Krawędzie zdobiły podobizny Spider-Mana autorstwa utalentowanej Paris, a na samym środku dumnie prezentował się napis: "Happy Birthday Blanket!" wykonany przez Prince'a. Katherine, lekko drżącymi rękoma, wbijała jedenaście świeczek w barwną powierzchnię ciasta, uśmiechając się na widok dzieła swoich wnucząt. Musiała przyznać, że mocno obawiała się o powodzenie tego przedsięwzięcia, jakim było urządzenie przyjęcia. Zanim odszedł jej syn,zawsze wyprawiał swoim dzieciom urodziny  i były one takimi, jakimi maluchy mogłyby sobie je tylko wymarzyć. Michael był doskonałym ojcem, a kiedy jego zabrakło, jej świat się załamał. Wcześniej tylko raz przeżywała śmierć swojego dziecka, ale przecież było to tak dawno... Słona kropla spływała powoli po jej poprzecinanym zmarszczkami policzku, a ona nie zdążyła jej otrzeć, nim do kuchni zajrzała wnuczka.
- Przyszłam tylko po dolewkę... Babciu...Ty płaczesz?
Kobieta energicznie zamrugała, pozbywając się reszty zbierających w jej oczach łez i z bladym uśmiechem zwróciła się do dziewczyny:
- Po prostu wzruszyłam się... Tak ślicznie to wszystko zorganizowaliście. Wasz brat będzie w siódmym niebie, kiedy tylko to zobaczy.
Przytuliła nastolatkę do piersi, po czym ucałowała ją w czoło i powiedziała z miłością:
- No, jeśli już skończyliście w salonie, to lećcie się przebrać. Niedługo przyjdzie reszta gości.
- Dobrze, babciu - dziewczyna uśmiechnęła się promiennie i pobiegła na górę.
Miała uśmiech zupełnie jak On. Nawet błysk w szarozielonych oczach odziedziczonych po matce wydawał się być taki sam, jak u jej ojca. Może i jej ukochany Michael odszedł, jednak pozostawił im cząstkę siebie, która żyje w tych dzieciach.
- Kocham cię, synku... Proszę, opiekuj się nimi z Góry.

*

W całym domu panowała niesamowita cisza i nawet najmniejsze światło nie rozpraszało ciemności w jego wnętrzu. Taj, świadomy wszystkiego, co miało się za chwilę wydarzyć, puścił przodem młodszego kuzyna. Chłopiec wszedł do środka i zaniepokojony głuchą pustką spojrzał pytająco na swojego towarzysza. Ten jednakże tylko wzruszył ramionami, dając do zrozumienia, że nie ma zielonego pojęcia, o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy podszedł i stojąc na palcach zapalił światło w salonie, zza kanapy i foteli, a także z każdego kąta wyskoczyli członkowie rodziny, wołając radośnie:
- Wszystkiego najlepszego, Blanket!
- Woow!
Byli tu wszyscy. Ciocie Rebbie, La Toya i Janet, wujkowie Marlon, Randy, Jermain, Tito, Jackie, wszyscy jego kuzyni i kuzynki, a także dziewczyna jego brata- Niki. Nie zabrakło również najlepszych przyjaciół Paris- Shaka i Michaeli. Wszyscy składali mu życzenia, obcałowywali i śmiali się głośno. Kiedy już każdy zajął wyznaczone przy stole miejsce, wniesiono kolejne parujące talerze. Rozmowy przy stole nie milkły, a oczy soleniznata błyszczały radośnie, gdy rozpakowywał kolejne prezenty. Paris, niezauważona, jak myślała, przez nikogo wymknęła się do kuchni, by sprawdzić, czy tort już był gotowy. Kiedy szukała w lodówce lukrowych mazaków, chcąc jeszcze coś poprawić, poczuła czyjeś miękkie dłonie na swojej talii. Odwróciła się raptownie, naciskając na niebieską tubkę. Słodka zawartość wylądowała wprost na białym T-shircie i policzku jej przyjaciela.
- Shak! Jejku... Strasznie cię przepraszam... Chociaż, w sumie to nie. Po coś się tak skradał?!
- Chciałem ci pomóc, a ty taka dla mnie jesteś? Nie ładnie, Jackson...
- Teraz przynajmniej będziesz pasował do dekoracji - wybuchnęła śmiechem. - No chodź tutaj, spróbuję coś z tym zrobić.
Wzięła ściereczkę wiszącą na szafce i zmoczyła ją odrobinę. Przytknęła wilgotny koniec do koszulki przyjaciela i pocierała lekko niebieską plamę. Chłopak spoglądał na nią z góry, nie kryjąc uśmiechu.
- No i czego się tak szczerzysz?
- Masz bardzo ładne oczy, mówił ci to już ktoś? - zadziornie poruszył brwiami.
- A ty, z tej perspektywy, masz urocze dziurki w nosie.
- Uuuu... Panna Jackson, hater roku! Kto by pomyślał?
- Przymknij się, Ghacha.
Dziewczyna ponownie zwilżyła szmatkę, by tym razem zbliżyć ją do jego policzka. Ich oczy spotkały się, a jej dłoń na moment znieruchomiała. Żadne z nich, przez ten ułamek sekundy nie poruszyło się, a czas wydawał się dla nich nie istnieć. Jako pierwsza zreflektowała się Paris. Szybko starła resztkę lukru z twarzy Shaka i szybko wróciła do salonu...



5 komentarzy:

  1. Jejku, nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo się cieszę z powodu tej notki <3 I wiesz co, to jest właśnie w nas, fanach Michaela, najwspanialsze, że bez względu na wszystko potrafimy się trzymać razem i tworzymy jedną, wielką, kochająca się rodzinę. Myślę, że Michael jest z nas dumny i mimo że nie ma go z nami, my czujemy Jego obecność na każdym kroku. Rozdział oczywiście wspaniały, jak każdy i coś czuję, że Michael się tu jeszcze pojawi i to w postaci, której nikt się nie będzie spodziewał ;) Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że uwierzyłaś w siebie i nie przestajesz pisać.

    OdpowiedzUsuń
  2. Boziu !!!!
    Nawet nie wiesz jak się cieszę !!
    Dziś chyba z milion razy klęczałam i sie darłam ''dziękuję''
    Tak bardzo się cieszę, że coś dodałaś :D Ja wchodzę a tu "Am I scary for You?"
    Gdybyś mnie widziała kiedy to zobaczyłam padłabyś ze śmiechu.
    Pozdrawiam cię serdecznie i do następnej części ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kochana! Dziękuję Ci! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo mi poprawiłaś humor tym opowiadaniem ;) Jestem bardzo wdzięczna, że postanowiłaś je kontynuować. Wczoraj przeczytałam je koło północy, kiedy nie mogłam zasnąć i bezmyślnie wykorzystywałam internet w komórce, a gdy już skończyłam, nie zasnęłam do pierwszej XD (Oczywiście dzisiaj zaspałam pół godziny i prawie się spóźniłam do szkoły).
    Jeszcze jedno. Czuję wręcz dumę czytając, że uważasz nas za swoją rodzinę. Nie znamy się tak naprawdę, a jednak łączą nas jakieś więzy, prawda? I nie mówię tu tylko o Twoich opowiadaniach, ale o nas wszystkich - fanach Michaela.
    Dobra, to tyle, bo zaraz się rozpłacze XD
    CUDEŃKO.

    OdpowiedzUsuń
  4. Co mogę napisać...? GRATULUJĘ DZIEWCZYNO. TALENTU I POMYSŁÓW.
    Ale pamiętaj: nie daj sobie wmówić, że czegoś nie potrafisz, że powinnaś się poddać. My w Ciebie wierzymy.
    "Trzymaj się z dala od ludzi, którzy próbują pomniejszać Twoje ambicje. Mali ludzie zawsze tak robią, a naprawdę wielcy sprawiają, że czujesz, że i Ty możesz być wielki." Mark Twain
    Pozdrowienia ;*

    OdpowiedzUsuń