czwartek, 5 grudnia 2013

Am I scary for You? _7

- Emmo... Obudź się - miękki głos matki przywołał ją do rzeczywistości.
Kołdra, którą była nakryta, pachniała świeżo skoszoną trawą i latem, a poduszka wydawała się byś bardziej miękka niż puszyste chmury przewijające się za oknem w jej pokoju. Ściany, przez błyskające na nich promienie ciepłego słońca, zdawały się nie być już tak szare, jak przedtem. Wszystko było jakby czystsze, piękniejsze, bardziej wyraźne... Wyciągnęła przed siebie bladą rękę, przyglądając się swoim szczupłym, długim palcom. Była to prawdopodobnie jedyna część jej ciała, którą naprawdę lubiła. Jej matka kiedyś wierzyła, że przez tak delikatne dłonie, córka skazana jest na światową karierę najlepszej pianistki w dziejach. Później niestety sielanka się skończyła, a marzenia prysły jak bańki mydlane w wietrzny dzień. Mąż, choć nigdy jej nie uderzył, stał się zaborczy, by później popaść w głęboki alkoholizm, z którym nie potrafi poradzić sobie do tej pory. Jego matka, po śmierci swojego małżonka, chorego na serce, wprowadziła się do młodej rodziny i rozpoczęła swoją dyktaturę. To dziwne, że chociaż całkowicie zapanowała nad pokorną synową i tchórzliwą wnuczką, za nic w świecie nie była w stanie okiełznać wiecznie pijanego syna. Kiedy wreszcie mogło wydawać się, że prawdziwe szczęście zawitało do ich domu, po raz kolejny los spłatał im tragicznego figla. Nie dawniej jak dwa lata wcześniej Nina, bo tak miała na imię jej matka, oświadczyła domownikom, że spodziewa się drugiego dziecka. Emma była więcej niż wniebowzięta perspektywą posiadania rodzeństwa. Natomiast, upojony wysokoprocentowymi trunkami, ojciec i despotyczna babka nie dopuszczali do siebie tej wiadomości. Jakby na przekór biednej dziewczynie i jej matce, złorzeczenia tych dwojga postanowiły się spełnić. W czwartym miesiącu ciąży, trzydziestodwuletnia kobieta straciła chłopca, którego nosiła w łonie. Po tym wydarzeniu wszystko "wróciło do normy". Nastolatka zastanawiała się właśnie, jakby teraz wyglądał jej braciszek, gdyby szczęśliwie udało mu się przyjść na świat. Miałby zimne, stalowoszare oczy ojca, czy może ciepłe, karmelowe oczy matki? Czy jego usteczka byłyby różowe, czy też blade, jak u niej samej? Czy umiałby już chodzić i mówić? Może biegałby za piłką po ich niewielkim ogrodzie? A może wolałby spędzać czas ze starszą siostrą..? Przed jej oczami pojawił się obraz nagrobka z wyżłobionym napisem: "Charlie Dawson, śpij spokojnie Aniołku".
- Chciałabyś go zobaczyć, Emmo? - głos dobiegał znikąd, a jednocześnie wypełniał całą przestrzeń jej niewielkiej sypialni.. Był niezwykle łagodny i głęboki.
- Co znowu?! Kim ty jesteś?!
- Wiem, że ciężko to wyjaśnić, ale jestem duchem...
- Przecież to niemożliwe! Chyba już całkiem mi odbiło! Dobra, wiem, że robisz sobie ze mnie jaja! Wyłaź w tej chwili, kimkolwiek jesteś!
- Nie pamiętasz, jak skończyło się to ostatnim razem, Emmo? Nie chciałbym, by znów coś ci się stało... Myślałaś przed chwilą o swoim nienarodzonym bracie, czyż nie?
- Nic ci do tego! - odparła niegrzecznie, lecz po chwili spoważniała. - Ej! Skąd o tym wiesz..?
- Przychodzę z Nieba... Wiem więcej, niż możesz sobie wyobrazić... Powiedz mi, czy chciałabyś zobaczyć swojego Chariliego?
Zamiast odpowiedzi, z jej dużych oczu pociekły dwie słone łzy, a wargi zadrgały ze wzruszenia, które ogarnęło jej serce. Na przeciwległej ścianie pojawiło się cudowne, niezwykle jasne światło, które mimo swojego natężenia, nie szkodziło patrzącemu. Z białego tła zaczęła wyłaniać się sylwetka około dwuletniego chłopca z jasną czupryną rozwiewaną przez wiat, biegającego po najzieleńszej łące, jaką kiedykolwiek widziała. Mogłaby poświadczyć, że obraz ten był prawdziwy, gdyby nie niepokojąca bladość skóry dziecka, która graniczyła wręcz z przezroczystością. Mimo to malec zdawał się nie zwracać na to uwagi i bawić w najlepsze.
- On jest teraz szczęśliwy, Emmo, u boku naszego Pana. Wiem to, bo sam jeszcze do niedawna miałem zaszczyt przebywać w Jego obecności - odpowiedziała wciąż niewidoczna zjawa.
- Więc dlaczego teraz z nim nie jesteś?
- Pan przysłał mnie tu, bym zasłużył na anielskie skrzydła. Chciałbym służyć Najwyższemu, opiekując się ludźmi na ziemi, ale aby móc to czynić, muszę być aniołem. Dlatego, na razie pod opiekę przydzielono mi ciebie, Emmo Dawson.
- Chyba żartujesz! Ja nie wierzę w żadne anioły i żadnego Boga!
- Kim zatem, według ciebie, jestem?
Na tle tej samej ściany, na której przed chwilą widziała swojego młodszego brata ukazał się przezroczysty obłok, który przybrał kształt człowieka o prostych, czarnych włosach sięgających do ramion. Był ubrany jak zwykły mężczyzna, w grafitowy garnitur, granatowy krawat, a na jego nogach widniały podstarzałe mokasyny. Uśmiechał się delikatnie,a jego oczy lśniły niesamowitym blaskiem...


2 komentarze:

  1. oo boziuu... :o
    To opowiadanie jest wspaniałe!
    Przekazuje tyle emocji, jaki ty masz talent! Uwielbiam Cię i kocham twój blog <3 Ja chce następny rozdziaaał :c
    Też bym czasem tak chciała zeby taki Michael był moim aniołem....
    Poxdrawiam i czekam z niecierpliwoscią na nową ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej !
    U mnie nowa ;)

    P.S Kiedy notka?

    OdpowiedzUsuń