Ze swojej sypialni wychyliła głowę jego młodsza siostra. Właśnie próbowała się zdecydować, co powinna na siebie włożyć, dlatego ciągle ubrana była w pidżamowe spodnie od dresu i za duży T-shirt. Poparzyła bez zrozumienia w kierunku, z którego dobiegało bełkotanie brata i odkrzyknęła do niego:
- Co powiedziałeś?!
- Pytałem, czy Shak dziś przyjdzie... - odpowiedział, gdy wreszcie opróżnił swoją buzię z pasty do zębów. - Chciałem mu coś pokazać.
- W sumie, to nie mam pojęcia. Michaela pojechała na ten weekend do cioci na Florydę, a ja się z nim nie umawiałam. Możliwe, że gdybyś do niego zadzwonił, to by wpadł.
- A, ok.
Nie do końca jeszcze rozbudzony nastolatek powrócił do łazienki, by dokończyć poranną toaletę, zanim w kolejce, poza Paris, ustawi się reszta domowników. Naprawdę, to wydawało mu się niewiarygodnie śmieszne, żeby w tak dużym domu, na ich piętrze była tylko jedna łazienka, o którą musiał zresztą każdego ranka rywalizować z dwójką rodzeństwa. Jeśli tylko jego siostrze udało się wpaść do niej najwcześniej, nie było mowy, by zwolniła ją wcześniej, niż po godzinie. Najmniejszej konkurencji upatrywał w jedenastoletnim bracie, który w sobotnie poranki, co prawda zrywał się wcześnie, lecz do południa oglądał kreskówki, leżąc na kanapie w swojej czerwonej pidżamie. Babcia czasami ganiła go za to weekendowe lenistwo, ale wystarczyło, by Blanket ładnie się uśmiechnął, a ona już przynosiła mu jego ulubione czekoladowe płatki z mlekiem i poprawiała ugniecione poduszki pod jego plecami. Nie był pewien, czy jej miłość do najmłodszego z nich jest spowodowana jego wiekiem, czy też niewiarygodnym podobieństwem do ukochanego syna Katherine. Co prawda, babcia zawsze otwarcie utwierdzała wszystkich o ogromnych uczuciach, którymi darzyła każde ze swoich dzieci, jednak, gdy ktoś widział ją przy Michaelu, mógł domyślić się, który z Jacksonów był faworyzowany. Tata... Wciąż nie mógł otrząsnąć się z tego, co się wydarzyło niespełna cztery lata temu. Jednak, po jego odejściu musiał się pozbierać bardzo szybko, gdyż reszta najbliższej rodziny poszukiwała w nim wsparcia. Musiał być silny przede wszystkim dla swojego rodzeństwa, dlatego tak często, gdy jego myśli zaczynały krążyć wokół ojca, oddalał je od siebie jak najszybciej. Nie mógł zatopić się we wspomnieniach, bo to złamałoby go zupełnie. Oparł dłonie o krawędzie umywalki i spojrzał w lustro,głęboko westchnąwszy.
- Łazienka wolna!
Wyszedł, mijając czekającą już siostrę, obładowaną stertą ubrań, którą zapewne zamierzała przymierzać. Uśmiechnął się pod nosem i udał się do jadalni. Kiedy Paris, jakimś cudem, wgramoliła się do środka, zaczął się istny pokaz mody. Kiedy po chyba piątej z kolei zmianie stroju próbowała założyć następną bluzkę i jednocześnie jedną stopą ściągnąć nogawkę spodni z drugiej, ktoś nagle zapukał do drzwi. Koszulka nie przeszła jej jeszcze przez głowę, gdy zaskoczona niespodziewanym dźwiękiem, podskoczyła i tracąc równowagę, z całym impetem runęła na podłogę. Łomot słychać było chyba w całym domu, tymczasem powietrze przeszył jej pisk:
- Ałłłłłłłłłłłłłłłłłłłłł!!!
- Wyłaź stamtąd! Muszę siku! - po drugiej stronie drzwi, z nogi na nogę przebierał jedenastoletni chłopiec.
Jego długie do pasa, potargane włosy lekko przysłaniały mu widzenie. Przyłożył ucho do drewnianej płyty i nasłuchiwał, czy jego siostra ma wreszcie zamiar zwolnić łazienkę.Dziewczyna powoli wstała z podłogi i delikatnie rozmasowywała bolące miejsce na udzie. "No pięknie, będzie siniak, jak nic!Jeszcze tego mi brakowało!" - pomyślała sobie. Wciągnęła na siebie ubrania, których nie zdążyła wcześniej w pełni założyć i przekręciła klucz w zamku. Gdy tylko wyszła, do środka, jak burza wpadł jej młodszy brat, a ona, rzucając resztę ciuchów na łóżko w sypialni, zeszła na śniadanie. Kiedy usiadła do już zastawionego przez babcię stołu, jedzący vis a vis niej Prince odezwał się kpiąco:
- Wyglądasz, jakbyś z samego rana zaliczyła bliski kontakt z podłogą.
- Ha ha. Bardzo zabawne. A ty chyba zapomniałeś, co to takiego szczotka do włosów - odcięła się nastolatka.
- Dzieciaki... Nie kłóćcie się już przy śniadaniu...
Katherine wyglądała na zmęczoną. Miała już swoje sędziwe osiemdziesiąt dwa lata i czuła, ze była zwyczajnie za stara na wychowywanie kolejnych dzieci. Oczywiście, kochała swoje wnuki, jak nikogo na świecie, ale nie była pewna, czy będzie potrafiła się nimi odpowiednio zająć. Minęły już prawie cztery lata, od kiedy przygarnęła je pod swój dach i miała wrażenie, że przez ten czas postarzała się dwukrotnie. Chociaż nie sprawiały one nigdy większych problemów, martwiła się, że brak rodziców wpłynie na ich przyszłe życie. Michael wychowywał je wzorowo, dzięki czemu były teraz bardzo kulturalne, skromne i ułożone, jednak, jak to z dziećmi, czasami ciężko było sobie z nimi poradzić. Obiecała sobie, że przy nich, nie będzie okazywała swojej słabości i tęsknoty za ukochanym synem. Kobieta westchnęła tylko głęboko i zapytała troskliwym głosem:
- Blanket już się obudził? Przygotowałam mu już miejsce na kanapie i płatki z mlekiem...
Dwoje rodzeństwa, myśląc o tym samym, wymieniło tylko porozumiewawcze uśmiechy i wróciło do swojego śniadania.
Fajnee ;)
OdpowiedzUsuńNadal nie wiem, o co chodzi z tym ''nawiedzaniem''.
Myślę, że w najbliższej notce wszystko się wyjaśni.
To opowiadanie wyraża tyle emocji...wydaję się, że próbujesz trochę wyobrazić sytuację jak czuły się dzieci Michaela po jego śmierci...Nie ma słowa które opisałby to opowiadanie...
po prostu zachwycasz coraz bardziej i tak trzymaj ;)
Pozdrawiam
U mnie nowa notka ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam i pozdrawiam