wtorek, 24 grudnia 2013

Merry Christmas, Everyone!

Moi drodzy!

Na wstępie chciałabym życzyć Wam wspaniałych, radosnych Świąt spędzonych w gronie rodzinnym,a także mnóstwo szczęścia, zdrowia i Miłości w nadchodzącym, miejmy nadzieję przełomowym, 2014 roku. Niech Michael pozostanie w Waszych sercach na zawsze, a siła, którą posiadacie jako Soldiers of LOVE rośnie z każdym dniem. Życzę Wam także, abyśmy razem uleczali Świat. Dziękuję Wam za rok 2013, za to, że byliście ze mną, bez względu na wszystko. Mam nadzieję, że uda nam się przezwyciężyć wszystkie bariery zagradzające nam drogę do spełnienia marzeń.
I LOVE YOU ALL
Liberian_Girl

Santa from Bel Air

Przyjaźń z Michaelem Jacksonem była najcenniejszą z "rzeczy", które posiadałaś. Ten człowiek, tak pełen miłości, troski i radości stanowił centrum Twojego życia. Byłaś na każde, nawet najmniejsze skinienie jego palca, mimo iż on wcale tego od Ciebie nie oczekiwał. Nigdy nie należał do osób wylewnych, dlatego choćby jego świat roztrzaskał się na milimetrowe kawałeczki, nie poprosiłby o pomoc. Dusiłby to w sobie, a przy rodzinie i fanach udawał, że wszystko jest w porządku. Nie mogłaś pozwolić, by kiedykolwiek zabrakło mu pomocnej ręki, gdyby grunt usuwał mu się spod nóg. Jego propozycja, byś zamieszkała w Neverlandzie może i była szalona, ale jakże pomocna w realizacji Twojego pomysłu. I tak, wakacyjna wizyta w tym bajkowym świecie wiecznego dzieciństwa przeciągnęła się na cztery lata. Teraz zegar wybijał ósmą rano dnia 25 grudnia 1993 roku, a Ty na palcach, z kamerą w dłoni podążałaś śladem Elizabeth Taylor w kierunku sypialni Waszego przyjaciela,a obok Ciebie dziarsko podskakiwał niewielki, biały, psiak. Liz była niesamowitą kobietą. Od dłuższego czasu namawiała Michaela, Świadka Jehowy od najmłodszych lat, do zorganizowania Gwiazdki na ranczu. Gdy gospodarz wreszcie uległ jej usilnym prośbom, udekorowała, przy Twojej pomocy, cały dom i zorganizowała Święta. W duchu bardzo się ucieszyłaś, choć nie wiedziałaś dlaczego, jednak Boże Narodzenie i Michael stanowiły dla Ciebie jedność. Kiedy kobieta, z burzą czarnych włosów na głowie dała Ci znak, włączyłaś kamerę, a ona zapukała wielkich, dębowych drzwi.
- Michael! To Duch Bożego Narodzenia! Michael! - zawołała śpiewnym głosem. 
Zza ściany dobiegł Was cichy szmer szurania skarpet o podłogę, a także szelest zakładanego ubrania. Po dłuższej chwili z sypialni wyłonił się, lekko jeszcze zaspany pan domu, ubrany w czerwoną pidżamę, z czarną fedorą na hebanowych lokach. Cofnął się odrobinę, gdy podbiegł do niego merdający wesoło ogonem kundelek. "Bać się takiego malucha... Oj, Michael..." pomyślałaś sobie. Uśmiechał się nieśmiało do Ciebie przez ramię Elizabeth, która składała mu świąteczne życzenia. Odwzajemniłaś go, nie odsuwając na moment kamery sprzed twarzy. Powoli, tym zabawnym pochodem, dotarliście do cudownie przybranego salonu. Nagrywałaś dokładnie każdy ruch swojego przyjaciela, dlatego wyraźnie ujrzałaś zachwyt i zaskoczenie malujące się na jego twarzy. W końcu była to jego pierwsza Gwiazdka i nie ma co owijać w bawełnę, odwaliłyście z Liz kawał dobrej roboty. Pokój tonął w migających kolorowo lampkach, pachnących rozkosznie girlandach i innych świątecznych elementach. Stary kominek zdobiły czerwono-białe skarpety na słodycze, a w samym centrum salonu znajdowała się choinka. Michael z nabożnością dotykał jej zielonych gałązek przystrojonych błyszczącymi bombkami, złotymi łańcuchami i mieniącymi się światełkami. Pod nią leżały stosy perfekcyjnie opakowanych prezentów dla każdego. Trzeba przyznać, że dokonanie czegoś takiego w jedną noc było naprawdę cudem. Nie mogłyście przecież zacząć wcześniej, by nie wydać się ze swoim przedsięwzięciem. Nawet on nie podejrzewał, że zorganizujecie Święta z taką pompą.
- To twoje - powiedziała radośnie Elizabeth, wskazując jeden z wielu podarków pod świątecznym drzewkiem.
- Święty Mikołaj przyjechał? - zapytał Michael swoim słodkim głosem.
- Święty Mikołaj z Bel Air.
Salon wypełnił Wasz głośny śmiech. Wszyscy usiedliście na podłodze, by rozpocząć rozpakowywanie kolorowych paczek, kiedy wokół was roznosił się słodki zapach pierniczków i jabłecznika z cynamonem. Mike z jednego z pudełek oderwał białą wstążkę i postanowił przyczepić ją do grzbietu węszącego obok niego kundelka Liz. Prychnęłaś cicho, tak by nie zakłócić filmu, on jednak zauważył Twój półuśmiech i spojrzał prosto w kamerę.
- Weź to - czarnowłosa kobieta wskazała na zawiniątko leżące po jego prawej stronie.
Mężczyzna szybkim ruchem oderwał ozdobny papier i wyciągnął z niego czerwony sweter.
- Ohh... Jest świetny! Zakładam go od razu!
Znów powstrzymałaś atak śmiechu, widząc taką ekscytację swojego przyjaciela. Spojrzałaś na Elizabeth, która właśnie brała jedno z największych pudełek i wręczała je Michaelowi. Gdy tylko jego nowiusieńki sweter znalazł się na właściwym miejscu, zabrał się do rozpakowywania kolejnego podarku. Szybko pozbył się opakowania, a jego oczom ukazał się pistolet na wodę. Coś, czego prawdopodobnie się nie spodziewał.
- SUPER SOAKER! Kocham to!
Oddałabyś wszystkie skarby świata, aby ten uśmiech, goszczący teraz na jego twarzy, nie znikał już nigdy. Po otwarciu kolejnego wodnego pistoletu, Michael dostał po głowie poduszką od samej Elizabeth Taylor. Dlaczego? Oto odpowiedź:
- Już wiem, jak jutro obudzić Elizabeth! - zawołał uradowany.
- Jak?
Wtedy, z miną sprzedawcy doskonałego, zaprezentował wodną broń i wyszczerzył wszystkie zęby w uśmiechu.
- Boże!
- Będziesz taka, jak teraz. Nie martw się...
- Będziesz do mnie strzelać? - zapytała, nie dowierzając, a w jej głosie dało się słyszeć drwinę
Mężczyzna pozostawił to pytanie bez odpowiedzi i zabrał się za kolejny prezent. Wziął go do ręki, obejrzał dokładnie ze wszystkich stron i uśmiechnął się chytrze.
- To jest pistolet wodny. Czuję to i mówię!
- Oszukujesz, Mike! - zawołałaś do niego, a wtedy Liz zaczęła uderzać go poduszką.
- Ałć! Hahah Ałć! - piszczał, nie przestając się śmiać.
Kiedy już wszystkie prezenty zostały rozdane, a Elizabeth stwierdziła, iż nie powinna już dłużej paradować bez makijażu przed kamerą, zostaliście sami w salonie. Michael zbliżył się do Ciebie powoli i wyjął urządzenie z Twoich dłoni.
- Może dosyć już tego nagrywania, Y/N?
- Jak uważasz.
- Dziękuję ci, za to wszystko...
- Powinieneś raczej podziękować Liz. To był jej pomysł.
- Za chwilę to zrobię, ale postanowiłem zacząć od ciebie. Wiesz... Z jednej strony niesamowicie się cieszę z prezentów, choinki, z tego, że możemy być razem... -gdy to powiedział, opuścił wzrok, po czym kontynuował. - Z drugiej jednak czuję się winny...
- Dlaczego?
- Wychowałem się w wierze Świadków Jehowy. Nigdy nie obchodziłem Bożego Narodzenia i czuję, że nie powinienem tego robić także teraz...
- A ja sądzę, że teraz masz do tego pełne prawo, Michael. Gwiazdka to najpiękniejszy czas w całym roku. Popatrz na to, jak na Święta Miłości i bycia z bliskimi. A przecież Miłość jest najważniejsza.
- Chyba masz rację, Y/N... Dziękuję.
Oplótł Ciebie swoimi ramionami, tak że całą sobą czułaś ciepło jego cała i kwiatowy zapach perfum.Tak bardzo kochałaś, gdy Cię przytulał. Wtedy cały świat zdawał się nie istnieć, a czas zatrzymywać na dłuższą chwilę. Kiedy uwolnił Cię z uścisku, mruknęłaś cicho z niezadowolenia i popatrzyłaś w jego czekoladowe oczy. "No dalej! Nie odpływaj, Y/N!" - pomyślałaś sobie. Miał nad Tobą stanowczo zbyt dużą moc.
- Wiem, że to może nie jest to zbyt spektakularne, ale mam coś dla Ciebie, Y/N - powiedział spokojnie i wręczył ci maleńkie, czerwone pudełeczko przepasane złotą wstążką.
Popatrzyłaś na niego z radością , jakby delektując się chwilą, a także, by po części zrobić mu na złość, powoli otworzyłaś prezent. Twoim oczom ukazała się srebrna bransoletka ze znakiem nieskończoności wysadzanym błyszczącymi diamencikami. Michael wziął ją od Ciebie i delikatnie zapiął na Twoim przegubie.
- Wesołych Świąt, Y/N.
- Wesołych Świąt, Michael...
Uścisnął Cię mocno raz jeszcze. Znów na moment odpłynęłaś w krainę marzeń, gdy z kuchni dobiegł Was śpiewny głos Elizabeth:
- Michael! Y/N! Jeśli się nie pospieszycie, sama zjem te wszystkie smakołyki!
- Lepiej chodźmy, bo faktycznie nic nie zostanie.
- Ekhm... - chrząknął znacząco Mike i popatrzył w górę.
Zaskoczona powędrowałaś za jego wzrokiem i ujrzałaś podwieszoną pod sufitem, dokładnie nad Wami, jemiołę. Mężczyzna uśmiechnął się zadziornie i nadstawił gładki policzek w oczekiwaniu na buziaka. Westchnęłaś, udając zniechęcenie i zbliżyłaś swoje usta do jego twarzy. Nieoczekiwanie, Michael odwrócił głowę i Wasze usta połączyły się w słodkim, świątecznym pocałunku. Był tak delikatny i czuły... Kiedy, po dłuższej chwili, powoli odsunęliście się od siebie, Mike odparł z uśmiechem:
- W tym roku Święty Mikołaj chyba dostał mój list.
- A o co prosiłeś? - zapytałaś, próbując uspokoić swoje rozszalałe serce.
- O ciebie.
Położył swoją dłoń na Twojej talii i poprowadził Cię do kuchni.

http://www.youtube.com/watch?v=Y2nIOTnz_-I


2 komentarze:

  1. Wspaniałe życzenia <3 Ja Tobie życzę, abyś nigdy nie wątpiła w swój talent i pisała dla nas jeszcze długie, długie lata ;* A opowiadanie jak zwykle wspaniałe, pobudziło moją wyobraźnię do granic możliwości...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i nawzajem !
    Życzenia wspaniałe. Chciałabym tobie życzyć aby wena cię nigdy nie opuściła, żebyś pisała dla nas jeszcze przez dłuuuugi czas i Michaelowego nowego roku xD
    Opowiadanie super ! najbardziej podobała mi się końcówka. Tak świetnie opisane,... ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń