niedziela, 5 stycznia 2014

Am I scary for You? _16

Pojedyncze promienie wschodzącego słońca przebijały się przez zielone rolety, rozświetlając jasnymi refleksami ciemne jeszcze pomieszczenie. Powietrze w tej sali było świeże i sterylne, jak wszystko, co otaczało pacjentów w klinice UCLA Medical Center. Po korytarzach przechadzała się zmęczona pielęgniarka, nerwowo zerkając na naścienny zegarek w oczekiwaniu na upragniony fajrant. Za niecałe dziesięć minut miała zmienić ją na dyżurze jej wieloletnia przyjaciółka. Przedtem jednak musiała jeszcze zarejestrować przyjętą przed godziną nastolatkę. Co dziwne, nie była ona pierwszą młodą dziewczyną przywiezioną do szpitala dzisiejszej nocy. Wzięła do ręki niebieski długopis i zgrabnym, pochyłym pismem zaczęła wypełniać rubrykę "powód przyjęcia". "Odurzenie nielegalnymi substancjami, ślady pobicia, niedowaga zagrażająca zdrowiu i życiu pacjentki" - to tylko stwierdzenia postawione po wstępnych badaniach. Najprawdopodobniej miała ona około czternastu-szesnastu lat. Nie znaleziono przy niej żadnego dokumentu potwierdzającego tożsamość, jedynie telefon komórkowy, z którego bezzwłocznie wykonano połączenie do rodziców. Teraz nastolatka została opatrzona, dokładnie zbadana i umieszczona na jednej z sal. Matka trwała przy jej łóżku, niepewnie przyglądając się poczynaniom lekarzy. Pielęgniarka doskonale widziała jej zmęczoną twarz przez szklane drzwi. Przez jej głowę przemknęła myśl, że to być może nie pierwszy raz córka wywinęła jej taki numer... Zresztą, to już nie był jej problem. Włożyła wypisaną kartę do plastikowej ramki i poszła do sali, by zawiesić ją na poręczy łóżka pacjentki. To był ostatni z jej obowiązków podczas tego dyżuru. Z ulgą ściągała z siebie biały fartuch, uśmiechając się do swojej zmienniczki w gabinecie pielęgniarek.
- Jak tam, Clarice? Było dziś spokojnie? - zapytała przysadzista blondynka, zakładająca właśnie ubranie robocze.
- Właściwie, to tak. Z wyjątkiem dwóch młodych dziewczyn...
- Z czym przyjechały?
- Sama się za chwilę przekonasz. Leżą na trójce. Tej brunetce trzeba niedługo zmienić kroplówkę. Ja już uciekam...
- Nie zatrzymuję cię, do zobaczenia.
- Na razie, Dolores - odpowiedziała pospiesznie, opuszczając pomieszczenie.
*
Rozrywający ból głowy przerwał jej błogi sen. Spierzchnięte usta bezgłośnie wołały o szklankę wody, by ugasić diabelskie pragnienie. Powoli przyzwyczajała się do dźwięków wydawanych przez szpitalne maszyny. Jej powieki były ociężałe, przez co udało jej się je podnieść z dużym trudem. Powoli rozejrzała się po jasnym pomieszczeniu, starając się ułożyć w głowie wszystkie wydarzenia minionej nocy. Kiedy ostrożnie odwróciła głowę, zobaczyła śpiącą mocno matkę. Zdała sobie sprawę, że rodzicielka czuwała przy niej przez cały czas, aż wreszcie Morfeusz wziął ją w swoje objęcia. Łzy natychmiast zebrały się w karmelowych oczach dziewczyny. Po drugiej stronie sali dostrzegła inną pacjentkę, chyba w podobnym wieku, przy której siedzieli dwaj chłopcy i starsza kobieta. Miała wrażenie, że jednego z nich rozpoznaje, jednak po dłuższym zastanowieniu uznała, iż tylko jej się tak wydawało. Ponownie przymknęła powieki i samotnie przeżywała swoje katusze. Właściwie nie zwróciła nawet uwagi, gdy do pomieszczenia, drobnymi kroczkami, weszła pulchna pielęgniarka, trzymająca w dłoniach kolejną kroplówkę. Podczas jej zakładania, dziewczyna nie zamierzała dać po sobie poznać, że nie śpi już od dłuższej chwili. Nie miała ochoty na tłumaczenie się ze swojego zachowania nikomu, a zwłaszcza zupełnie obcym osobom. Wciąż nieruchoma, przysłuchiwała się rozmowie, którą rozpoczęła starsza kobieta.
- Jak długo moja wnuczka pozostanie w śpiączce? - zapytała zachrypniętym od płaczu i podłamanym głosem.
- Przykro mi, proszę pani, ale nikt nie może tego wiedzieć. Organizm człowieka wciąż jest zagadką nawet dla lekarzy, ale bądźmy dobrej myśli.
- Reszta rodziny czeka na korytarzu. Czy mogą ją odwiedzić?
- Przykro mi, pani Jackson, ale w sali może przebywać jedynie dwoje gości każdego z pacjentów. I tak już przymykam oko na ten przepis...
- Rozumiem. Bardzo dziękuję za opiekę nad Paris... - westchnęła Afroamerykanka.
- Nie ma za co. To przecież nasz obowiązek.
Powoli, jakby w zwolnionym tempie, docierało do niej to, co przed chwilą usłyszała. Jak to możliwe, by na szpitalnym łóżku nieopodal niej leżała Paris Jackson. Ta sama, którą darzyła nienawiścią płynącą z głębi serca. Zacisnęła mocno zęby, chcąc powstrzymać przeszywający jej głowę ból...... Miała ochotę krzyczeć, roznieść wszystko w drobny mak, byleby tylko uścisk ustąpił. Nagle, jej poszarzałą twarz owionął chłodny podmuch, a ona znów poczuła się błogo. Wydawało jej się, że całą salę wypełnia niesamowity, wręcz niebiański blask i ciepło milsze od najradośniejszego płomyka i najpiękniejszego promienia słońca. Zapach unoszący się w powietrzy był symfonią najwonniejszych aromatów, które gdyby ktoś spróbował opisać, zabrakłoby mu słów, by wyrazić ich cudowność. Nareszcie zobaczyła, jak kryształowo-przejrzysta postać siada w nogach jej łóżka i uśmiecha się delikatnie.
- Emmo... Czy już wiesz, kim jestem? - jego głos brzmiał czyściej, niż tysiące dzwoneczków poruszanych przez wiatr.
- Jesteś moim aniołem stróżem, ale gdzie byłeś, kiedy cię potrzebowałam?
- Byłem przy tobie zawsze, a jeśli zechcesz mnie wysłuchać, opowiem ci moją historię...


2 komentarze:

  1. O Boże, nie mogę się już doczekać kolejnej części! Jestem strasznie ciekawa, co wydarzy się dalej... Bardzo mi żal obu dziewczyn, ale mam nadzieję, że obie wyjdą z tego ;(

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialnie piszesz, uważam, że masz talent ;) Już wyglądam na kolejną część, która mam nadzieję ukaże się jak najszybciej ;)
    Uwielbiam Cię królowo!

    OdpowiedzUsuń