wtorek, 28 stycznia 2014

Am I scary for You? _22

Wszystko dookoła niej zupełnie się zmieniło. Siedziała w ciemnym samochodzie, po którego szybach spływały duże krople szarego deszczu i zastanawiała się, jak poradzi sobie z tym nieoczekiwanym darem od Boga. Pomimo iż od połączenia z jej aniołem minęło już sporo czasu, jeszcze niezupełnie oswoiła się z uczuciem, jakie towarzyszyło temu stanowi. Kiedy chciała zrobić coś, co nie podobało się Michaelowi, ten natychmiast zastępował złe myśli obrazami, które natychmiast zmieniały jej nastawienie. Czuła wtedy, że jej wolność w pewnym stopniu została ograniczona, jednak bywały także takie chwile, w których doceniała jego obecność. Matka nie mogła już spędzać z nią tyle czasu, co wcześniej, gdyż musiała opiekować się swoją teściową. Ojciec nie odwiedził jej ani razu. W te samotne wieczory, gdy leżała w pustej szpitalnej sali, już po wypisaniu Paris, on był jedynym towarzyszem jej niedoli. Mimo iż nie zobaczyła go od ich ostatniego spotkania, czuła go w biciu własnego serca, w każdym oddechu, w każdym wykonywanym geście...  Był jej drogowskazem, sumieniem i głosem rozsądku. Tak naprawdę, to dzięki niemu zyskała pierwszą prawdziwą przyjaciółkę, z którą wreszcie, po dwóch tygodniach rozłąki, miała się spotkać. I wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie pogoda, która raczej nie zapowiadała nic dobrego. Kiedy auto nareszcie się zatrzymało, pozwalając jej odetchnąć od męczących ją mdłości, kierowca, który podwoził ją pod ośrodek w Salt Lake City, wysiadł i otworzył boczne drzwi samochodu, po czym podał jej czarną parasolkę. Pocieszającym uśmiechem zachęcił ją do opuszczenia ciepłego wnętrza, a kiedy już znalazła się na zewnątrz, zniknął za kierownicą i zostawił ponury budynek daleko za sobą. Emma, powolnym krokiem, ruszyła w stronę frontowych drzwi, po drodze dokładnie przyglądając się miejscu, które przez najbliższe pół roku miało stać się dla niej nowym domem. Poszarzałe w strugach deszczu ściany nie wyglądały zachęcająco, a wiszące w smutnych oknach firanki, zdawały się kołysać złowrogo. W jednej chwili walizka zaczęła jej ciążyć, jak kamień, który ściąga topielca na samo dno. Ostatkami sił dotarła do srebrnego dzwonka zawieszonego tuż obok dwuskrzydłowych drzwi. Na ironię, po jej głowie krążył cytat z "Boskiej Komedii" Dantego Alighieri... Złowieszcze słowa zdobiące bramy ku czeluściom Piekieł. "Ty, który wchodzisz, żegnaj się z nadzieją." Ciche brzęczenie rozdarło ciszę panującą dookoła, a jej młode serce uspokajał jedynie łagodny szept anioła:
- Spokojnie, Emmo. Wszystko będzie dobrze. Jestem tu z tobą...
Po dłuższej chwili drzwi uchyliły się, a z jaśniejącego ciepłem i światłem wnętrza wyłoniła się kobieta, na oko nie przekraczająca trzydziestki. Miała na sobie uniform tej placówki, składający się z gładkiej koszuli w kolorze kawy z mlekiem i czarnych, wyprasowanych w kant, spodni. Krótkie, kręcone blond włosy okalały jej zaokrągloną twarz. Błysk w brązowych oczach rekompensował lekką nadwagę, która zupełnie nie ujmowała jej uroku. W sympatycznym uśmiechu pokazała białe zęby zniewolone aparatem ortodontycznym, po czym powiedziała melodyjnym głosem:
- Ty pewnie jesteś Emma. Wejdź. Ja nazywam się Tiana i opiekuję się tym oddziałem, do którego cię przydzielono. Chodź, oprowadzę cię...
Kobieta wzięła jej walizkę i poprowadziła na pierwsze piętro dużego budynku, będącego internatem. Mijały kolejno pokoje, z których raz po raz dobiegał dziewczęcy śmiech i echa rozmów. Na ścianach pomalowanych na ciepły pomarańcz wisiały zdjęcia podopiecznych oprawione w kolorowe ramki. Przy kolejnych drzwiach po lewej stronie opiekunka zatrzymała się i dłonią zaprosiła nastolatkę do środka. Pokój, w którym jak się później okazało, miała zamieszkać, był niewielki, za to wyjątkowo przytulny. Na jednym z dwóch łóżek przykrytych barwnymi kapami siedziała rudowłosa dziewczyna i uśmiechała się do niej wyzywająco.
- Paris! Jak fajnie znów cię widzieć!
- Ciebie też! Wreszcie cię wypisali... Już nie mogłam się doczekać!
Dziewczyny objęły się mocno, a Tiana niepostrzeżenie opuściła sypialnię, chcąc zostawić je na osobności. Emma uważnie przyjrzała się dawno nie widzianej przyjaciółce i z zadowoleniem stwierdziła, iż ta wygląda już znacznie lepiej. Brzmiała całkiem radośnie, a jej oczy ponownie rozjaśniał charakterystyczny blask.
- I jak ci się tu podoba?
- Nie jest źle. Poznałam całkiem sporo fajnych ludzi, a do tego mogę chodzić na warsztaty teatralne. Może też się zapiszesz?
- Raczej nie... Nie jestem zbyt odważna.
- Jak wolisz, chociaż myślę, że byłoby fajnie spędzać razem jeszcze więcej czasu. Obiecaj mi chociaż, że się nad tym zastanowisz...
- W porządku. To gdzie jest twój pokój? Założę się, że już jest oblepiony plakatami Biebera i One Direction!
- Widzisz je tu gdzieś? To jest mój pokój, mądralo... - wykrztusiła, śmiejąc się.
- Jak to? Czyli będziemy mieszkać razem?
- Dopóki śmierć nas nie rozłączy...
- Czyli jednak wspomnienie "Piekła" Dantego tak bardzo nie minęło się z rzeczywistością  - zripostowała, po czym pokazała przyjaciółce język.
- Ja tam się cieszę. Wreszcie będziemy miały czas pogadać. W ogóle, to chciałam ci powiedzieć to jeszcze w szpitalu, ale nie znałyśmy się wtedy na tyle dobrze. Nie chciałam, żebyś pomyślała, że jestem kompletną wariatką...
- Obie dobrze wiemy, że właśnie nią jesteś... Co chciałaś mi powiedzieć?
- Strasznie przypominasz mi mojego tatę... Może to zabrzmi głupio, jakbym była szalona, czy coś w tym rodzaju, ale masz w sobie coś bardzo dla niego charakterystycznego...
- Miło mi to słyszeć - powiedziała na głos, a w myślach dodała - Nawet nie wiesz, jak bardzo bliska prawdy jesteś.
- Chodź, pokażę ci resztę ośrodka.
Paris energicznie zerwała się z łóżka i pociągnęła za rękę zaskoczoną Emmę. Dziewczyna niewiele myśląc pobiegła za przyjaciółką, wsłuchana w rytm swojego serca wybijającego słabo jeszcze znaną jej melodię. Symfonię szczęścia, której dyrygentem był jej własny anioł.
- Bądź szczęśliwa, Emmo i uczyń szczęśliwą moją córkę...




Niniejszym ogłaszam zakończenie opowiadania "Am I scary for You?". Mimo górnolotnych planów dotyczących tego przedsięwzięcia wypaliło się ono u źródła. Mam nadzieję, że zbytnio Was nim nie rozczarowałam, a jeśli tak, to bardzo przepraszam. Postaram się jeszcze poprawić. Tymczasem dziękuję za wszystkie komentarze, uwagi i za to, że jesteście. 

God Bless You
Liberian_Girl

2 komentarze:

  1. To już koniec? :C
    Będzie mi brakować tego opowiadania...bardzo.
    Strasznie mi się podobało i uzależniłam się od niego. Jestem ciekawa co nowego wymyślisz ;) i myślę że będzie tak samo genialne jak wcześniejsze opowiadania
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję talentu,zapału i wyobraźni :) Czytało się świetnie,dziękuje za miłe chwile spędzone z tą historią,mimo,że nie lubię wstawek z "trudnymi doświadczeniami",to rozumiem,że to niektórych spotyka.Życzę powrotu do pisania i wiele radości... i Miłości :D ~ Dziewczynka z Zapałkami <3

    OdpowiedzUsuń