Liberian_Girl
Podróż autem w chłodny, mglisty poranek była jedną z przyjemniejszych rzeczy, jakie wydarzyły się w jego życiu od ostatnich czterech tygodni. Ciężka praca w studiu nagraniowym oraz na planach teledysków zaowocowała albumem, który miał pobić swoich poprzedników pod każdym względem. Dojrzały, a jednocześnie śmiały projekt zawierał między innymi poruszające ballady, takie jak "Will You Be There" i "Heal The World", a także mocno osadzone w rytmie kawałki, na przykład "Jam", czy "In The Closet". Był dopieszczony w każdym aspekcie. Na tej płycie nie było miejsca na niedociągnięcia, a przypadkowi nie pozostawiono żadnej, nawet epizodycznej, roli. Ustanowiono już kolejność wychodzenia singli, mających wypromować płytę tak, aby pozostawiła ona w tyle "BAD", a przede wszystkim sprzedanego w ponad stumilionowym nakładzie "Thrillera". On sam stawał się coraz starszy, nabierał coraz większego doświadczenia, dlatego oczekiwał od siebie znacznie więcej. Zrobił wszystko, by wznieść się na wyżyny przemysłu muzycznego i ustanowić kolejne rekordy. Teraz miał odrobinę czasu dla siebie i zamierzał spędzić ją tak, by później z nową energią i entuzjazmem wyruszyć w wyczekiwaną przez wszystkich trasę koncertową. Przez przyciemnioną szybę czarnego Rolls Royce'a Silvver Seraph oglądał okolicę oczami zwykłego 33 -letniego mężczyzny. W tamtej chwili zupełnie nie czuł się jak supergwiazda muzyki Pop, najpopularniejszy człowiek na świecie. Wszystko wydawało się być takie realne, takie bliskie... Wystarczyło wyciągnąć dłoń, by dotknąć gęstej mgły spowijającej drogę. Zazwyczaj podczas jazdy gawędził sobie ze swoim szoferem, ochroniarzem, a jednocześnie dobrym przyjacielem Billem, jednak teraz wolał pozostać pogrążony we własnych myślach. Właściwie trochę niepokoiły go gwałtowne skręty, które od czasu do czasu wykonywał kierowca, mimo to, ufał mu bezgranicznie, dlatego też nie zgłaszał sprzeciwu. Jednak w ułamku sekundy wszystko diametralnie się zmieniło. Koła zabuksowały na śliskiej nawierzchni, a auto obróciło się bokiem do kierunku jazdy. Michael chwycił się mocno oparcia i modlił się gorąco. Pisk opon. Odgłos gniecionego metalu. Mijające w nieskończoność sekundy. Oddychał głęboko, dopóki nie odważył się otworzyć zaciśniętych oczu.
- Nic ci nie jest, Mike? - zapytał go niski, męski głos.
- W porządku, Bill. A ty jak się czujesz?
- Jak ktoś, kto właśnie rozwalił furę wartą ćwierć bańki...
Obaj wymienili niepewne jeszcze uśmiechy, po czym powoli wysiedli z rozbitego samochodu. Postawny mężczyzna ubrany w, opinającą jego mięśnie, koszulkę polo i stare jeansy pogładził dłonią wgnieciony przedni zderzak i prawy błotnik. Maska, z wyjątkiem kilku rysek, nie ucierpiała tak bardzo, jednak to inny problem zmartwił ich znacznie. Lewa tylna opona, bez grama powietrza, rozpłaszczyła się smutno na asfalcie, nie pozostawiając pasażerom nadziei na szybki powrót do domu.
- Złapaliśmy gumę, szefie - zauważył z rezygnacją ochroniarz. - Prędko tego nie naprawimy, a nie widzę w pobliżu żadnego warsztatu... Wszystko przez tę cholerną mgłę!
- Spokojnie, Bill. Może rozejrzyjmy się po okolicy. Przecież muszą tu być jakieś domy, albo chociaż zajazd. Co jakiś czas przy autostradzie mija się parkingi dla tirów.
- I sądzisz, że pozwolę ci tak łazić po dworze, kiedy pogoda jak pod psem? Mowy nie ma. Zostań tutaj i bądź pod telefonem. Jakby działo się coś podejrzanego, to dzwoń.
Michael postanowił nie sprzeczać się już dłużej z przyjacielem i posłusznie zniknął w ciepłym wnętrzu luksusowego auta. Widział, jak pokaźna sylwetka mężczyzny stopniowo znika we mgle, pozostawiając go samego na tym pustkowiu. Po dłuższej chwili spędzonej w głuchej ciszy, wcisnął guzik, chcąc włączyć radio, a jednocześnie zagłuszyć dźwięczną samotność. Antena z trzaskiem wysunęła się na wysokość metra, a z głośników dało się słyszeć charakterystyczne chrzęszczenie. Najwidoczniej znajdował się poza zasięgiem najbliższych stacji. Zrezygnowany naciągnął na plecy podszytą lekkim puchem kurtkę, obwiązał szyję szalikiem w kratę i wyszedł na zewnątrz. Wiatr rozwiewał kręcone pasma włosów wystające spod czarnej fedory, kiedy lekkim krokiem podążał wzdłuż jezdni. Oczy, jak zwykle ukryte za zasłoną przeciwsłonecznych okularów, bacznie badały okolicę. Chcąc sprawdzić, jak bardzo mgła jest gęsta, wyciągnął przed siebie dużą dłoń, lecz kiedy zobaczył znienawidzone plamy wykwitające na jego skórze, natychmiast ukrył rękę głęboko w kieszeni. Przeszedł tak może jeszcze około pięćdziesięciu metrów, zastanawiając się, w którą stronę poszedł Bill, gdy po lewej stronie drogi dostrzegł metaliczny błysk. Po dokładniejszym przyjrzeniu się, z ulgą stwierdził, iż stoi przed nim Mercedes z 88 roku. Szyby były zbyt zaparowane, by cokolwiek zobaczyć, dlatego mężczyzna tylko nieśmiało zapukał. Kiedy po kilku minutach nikt nie odpowiadał, już zamierzał oddalić się w celu dalszych poszukiwać, jednak niespodziewanie, ktoś od środka pociągnął za klamkę i drzwi auta otworzyły się. Wysiadł z niego wysoki, jasnowłosy chłopak, nerwowo zapinający guziki w swoich eleganckich spodniach.
- Przepraszam, że niepokoję... Miałem tutaj mały wypadek i chciałem tylko zapytać, czy mógłby mi pan pomóc - powiedział niepewnym głosem Michael.
- Uhm... Wypadek? Czy to coś poważnego?
Chłopak, jeśli dobrze mu się wydawało, był od niego niewiele młodszy, za to jego głos był niski i dźwięczny. Miał na sobie idealnie leżący, ciepły płaszcz, a u jego szyi zwisał czekoladowy szal. Przeszywającym spojrzeniem szarozielonych oczu lustrował nieznajomego. Kiedy tak trwał w milczeniu, rozważając wszystkie za i przeciw, z uchylonych drzwi wyjrzała zjawiskowa dziewczyna. Dopinając guziki w białej bluzce, zapytała towarzysza:
- Scott, czy coś się stało?
- Ten facet miał wypadek. Będę musiał iść i mu pomóc. Zostaniesz tutaj, dobrze?
- Pójdę z tobą. Przy okazji wezmę Spike'a na spacer.
Mężczyźni patrzyli, jak wkłada na siebie ocieplaną marynarkę i przeczesuje miodowe włosy dłonią z pomalowanymi, na blady odcień różu, paznokciami. Uśmiechnęła się do przybysza, po czym nachyliła się do wnętrza samochodu, by po chwili wyciągnąć z niego niewielkiego psa, radośnie merdającego ogonem. Kiedy Scott zamknął auto, wziął partnerkę pod rękę i spojrzał wyczekująco na nieznajomego.
- Więc, w którą stronę mamy iść?
- Poprowadzę... - powiedział cicho, oczarowany dziewczyną Mike i ruszył w drogę powrotną.
Oj coś czuję, że będzie się działo... Dziwię się tym ludziom, że nie rozpoznali Michaela hah ;D
OdpowiedzUsuń