poniedziałek, 17 lutego 2014

Just Good Friends_8

Ciężkie krople deszczu rytmicznie uderzały o blaszany dach, a północny wiatr cicho pogwizdywał za oknem. Zegar miarowo wyznaczał sekundy mijającej powoli nocy, gdy on, zmęczony wielodniową bezsennością, przewracał się z boku na bok. Mimo ogromnego wyczerpania, było coś dobrego w tych nieprzespanych godzinach... Właściwie, tylko wtedy miał czas na to, by choć odrobinę zastanowić się nad tym, co ostatnio wydarzyło się w jego życiu. Zaczął dostrzegać, jaki wpływ wywierała na niego przyjaźń z Eleną i Scottem. Martwił się jedynie tym, że tak mało o nich wiedział, lecz może to był właściwy moment, by poznać ich lepiej. Zaspanymi oczami ogarnął nieprzeniknioną ciemność panującą w pokoju, by wreszcie natrafić na włącznik lampki stojącej przy łóżku. Wystarczył jej ruch, by mrok rozjaśniło łagodne, ciepłe światło, a on odetchnął głęboko. W gościnnej sypialni znajdował się kredens z ciemnego drewna po brzegi wypełniony książkami i bibelotami, zapewne skrywającymi najróżniejsze wspomnienia właścicieli. Ostrożnie, by nie narobić hałasu, który mógłby zbudzić gospodynię, wstał z ciepłego łóżka i podszedł do regału. Otwierał kolejne szuflady w poszukiwaniu czegoś, co powiedziałoby mu więcej o właścicielach tego domu. Jego dłonie delikatnie muskały grzbiety lekko zakurzonych powieści, by wreszcie natrafić na coś zupełnie innego. Zaciekawiony nietypowym znaleziskiem, powoli wyciągnął dużą księgę i usiadłszy na podłodze, otworzył ją. Jego oczom ukazały się nieco poszarzałe zdjęcia, na których najczęściej pojawiały się dwie postaci: jasnowłosa, kilkuletnia dziewczynka i dojrzały mężczyzna. Na oko mógł mieć około czterdziestu lat, podczas gdy mała wyglądała co najwyżej na pięć. Każda z fotografii przedstawiała tę dwójkę w najróżniejszych sceneriach, lecz najczęściej powtarzającym się tłem było lazurowe, spokojne morze, w którym oboje brodzili bosymi stopami. Tylko jedno zdjęcie zasadniczo różniło się od pozostałych... Pozowała do niego niewątpliwie piękna kobieta ubrana w zwiewną, białą sukienkę z jasnymi włosami przewiązanymi rzemykową opaską. Uśmiechała się łagodnie, urzekając słodkimi dołeczkami w policzkach. Była bardzo podobna do Eleny, jednak drobne zmarszczki wokół oczu i ust zdradzały, iż jest od niej nieco starsza. Michael przybliżył album do twarzy, by dokładniej przyjrzeć ślicznej pani.
- Widzę, że też nie możesz zasnąć... - powiedziała cichym głosem dziewczyna, stając w progu.
- Uhm... Tak, właściwie to ja... Nie mogłem zmrużyć oka i tak sobie pomyślałem...
- Że fajnie byłoby pogrzebać w cudzych rzeczach?
Mężczyzna spłonął rumieńcem, opuściwszy głowę, na daremno próbował ukryć zakłopotanie. Zawsze lubił myszkować po szufladach ludzi, których właśnie odwiedzał, jednak nigdy nikomu nie udawało się go przyłapać. Delikatnie zamknął segregator i odłożył go na miejsce, lecz wciąż nie odrywał wzroku od podłogi. Blondynka podeszła do niego i dłonią czule potargała jego gęste, hebanowe loki, uśmiechając się szczerze.
- Przecież się na ciebie nie pogniewam, Mike... Tylko powiedz mi, czego tak zawzięcie szukałeś w tym albumie?
- Chciałem... dowiedzieć się czegoś więcej o tobie i Scott'cie.
- Nie prościej byłoby zapytać? Przecież niczego przed tobą nie ukrywamy... Więc co chciałbyś wiedzieć? - powiedziała, biorąc go za rękę.
Dziewczyna pociągnęła go lekko w kierunku łóżka, na którym chwilę potem wygodnie się rozsiedli. Elena skrzyżowała nogi "po turecku" i wtuliła się w jedną z poduszek, natomiast Michael, w drugim końcu, leżał na boku, z głową opartą na dłoni i przyglądał się swojej towarzyszce, przed zadaniem pierwszego pytania.
- Kim była kobieta ze zdjęcia?
- To moja mama - Gabriela Montez Rivera.
- Zatem dlaczego ty nosisz inne nazwisko? Oczywiście, jeśli mogę wiedzieć...
- W Hiszpanii, skąd pochodzę, każdy człowiek musi posiadać dwa nazwiska. Mówiąc dokładniej, dziecko ze związku dwójki ludzi dziedziczy ich pierwsze nazwiska, dlatego naprawdę powinnam przedstawiać się jako Elena Beatriz Castellano Montez. Ale odkąd przyjechałam do Stanów, dwa nazwiska bardziej przeszkadzały, niż pomagały w rozwijaniu kariery.
- Masz naprawdę piękne imiona - podsumował zgodnie ze swoim sumieniem.
- Dziękuję ci... Beartiz, to po mojej babci, która była cudowną osobą. Żałuję, że nie miałam szansy jej poznać...
- Tak mi przykro...
- Niepotrzebnie, zabrała ją choroba, ale to było tak dawno temu. Zresztą moja mama też jest już w niebie. Zmarła przy porodzie.
- Eleno...
Niewiele myśląc, podniósł się i czule objął przyjaciółkę, chcąc dodać jej otuchy. Delikatnie gładził jej plecy, a ona wsłuchiwała się w jego przyspieszony oddech. Chwilę jeszcze tak trwali w uścisku, by wreszcie wrócić na wcześniej zajmowane miejsca i kontynuować rozmowę.
- Wychował mnie tata, który pracował we własnym sklepie spożywczym. Gdy byłam już starsza, często przesiadywałam tam popołudniami i pomagałam mu w rozpakowywaniu towaru, czy chociażby opowiadałam, co działo się w szkole. Pamiętam, że pewnego dnia, kiedy wróciłam do domu, zmęczona kilkoma godzinami nauki, czekał na mnie nietypowy prezent. Na moim łóżku drzemał sobie kociak o śnieżnobiałej sierści z jedną tylko, brązową plamką wokół prawego oka. Był tak cudowny, że dziękowałam za niego tacie przez kilka dni. Tacito, bo tak go nazwałam, stał się moim najlepszym przyjacielem... I byłoby tak do dziś, gdyby nie ludzie, którzy mi go zabrali. Zakradli się w nocy do naszego domu, zwinęli kilka cennych rzeczy i mojego Tacito. Od tamtej pory nie miałam żadnego zwierzaka... - zakończyła smutno.
- A jak to się stało, że trafiłaś tutaj?
- Od zawsze marzyłam o karierze modelki, a tata bardzo mnie wspierał, choć nie chciał rozstać się z jedynym dzieckiem. W dodatku tak bardzo przypominałam mu mamę, że na samą myśl o ponownej jej "utracie", zbierało mu się na łzy. Mimo wszystko obdzwonił wszystkich swoich znajomych, znalazł mi jakieś mieszkanie w USA i pobłogosławił. To dzięki niemu jestem tym, kim jestem...
- Twój tata wychował cię na dobrą i kochającą osobę. Na pewno jest z ciebie dumny.
- Mam taką nadzieję. Za to twoi rodzice, to dopiero mają powody do dumy!
- Uhm... Wiesz, wolałbym o tym teraz nie mówić...
- W porządku. Chyba pójdę się już położyć - powiedziała, przecierając zaspane oczy.
- Proszę, zostań... Może to zabrzmi głupio, ale boję się zasypiać w obcym miejscu.
Dziewczyna westchnęła i ułożyła się po przeciwnej stronie łóżka. Kiedy Michael wciąż się nie poruszał, w pewnym stopniu zaskoczony jej postępowaniem, powiedziała, uśmiechając się słodko:
- Na co czekasz? Kładź się, bo jutro przed nami ciężki dzień... Jeśli ci to pomoże, mogę potrzymać cię za rękę.
- Bardzo ci dziękuję...
- Nie ma sprawy. W końcu od czego są przyjaciele... Spokojnych snów, Mike.
- Dobrej nocy, Eleno.






2 komentarze:

  1. Uwielbiam Twoje opowiadanie. Łatwiej mi po nim zasnąć, bo jak nagromadzi się we mnie stres, a potem przeczytam coś tak spokojnego... Czytanie Twoich prac to sam relaks :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za rozdzial! Jestes naprawde niesamowita, masz ogromny talent do pisania! Podoba mi sie jak opisujesz Michaela jego skromnosc i niesmialosc to naprawde urocze. :)
    Ps.czekam na kolejna notke. Pozdrawiam Michaelowa :)

    OdpowiedzUsuń