wtorek, 11 marca 2014

Just Good Friends_15

W całym domu rozświetlonym promieniami czerwcowego słońca unosił się zapach zielonej herbaty z sokiem malinowym. Przez otwarte okno, do pustej jeszcze jadalni, wpadła zdezorientowana pszczoła i pobrzękując, usiadła na jednym z kwiatów słonecznika. Elena, obudzona przez szum wody w fontannie przed domem, postanowiła zająć się czymś pożytecznym. Pomyślała, że mogłaby w jakiś sposób odwdzięczyć się Michaelowi za to, że pozwolił jej przenocować w Neverlandzie. Na początku wydawało jej się, iż ten dom będzie podobny do każdej innej willi bogacza, ot takie pełne przepychu "widzimisię". Jednak, zanim jeszcze po raz pierwszy przekroczyła bramy tego miejsca, wyraźnie poczuła otaczającą je magię. Setki metrów zieloniutkiej trawy, mini Zoo posiadające w swoich szeregach zebrę, żyrafy, słonia o wdzięcznym imieniu Gypsy, szympansy, a także kilka alpak i konie. Ponadto wesołe miasteczko na terenie rancza zapraszało rewią kolorów i dźwięków, do wypróbowania każdej pojedynczej atrakcji . Basen, z trampoliną na wysokości pięciu metrów kusił orzeźwiającą, chłodną wodą i obietnicą dobrej zabawy. Prywatny teatr zaskakujący widzów najpiękniejszymi bajkami Disneya i najciekawszymi premierami każdego roku, z bufetem pełnym każdego rodzaju słodyczy z całego świata, był ukoronowaniem tego domu pełnego wolności i wiecznego dzieciństwa. Dziewczyna na nowo przeżywała wspomnienie wczorajszego spaceru po kamiennych alejkach wśród śpiewu ptaków i dźwięków muzyki klasycznej. Poczuła żywy zapach świeżo skoszonej trawy mieszający się z wonią perfum "Black Orchid", których używał pan domu. Niespodziewanie czyjeś miękkie, duże ręce ujęły jej smukłe dłonie, w których trzymała nóż. Jej szyję, raz po raz, owiewał ciepły oddech. Kwiatowy aromat był na tyle intensywny, iż bez problemu rozpoznała osobnika znajdującego się za jej plecami. Michael poruszając jej rękoma, ostrożnie kroił dojrzałego pomidora.
- Coś mi się wydaje, że ktoś zakończy dzisiejszy poranek bez palca... Nie jestem jeszcze tylko pewna, kto będzie tym szczęśliwcem.
- Czy ty przypadkiem sugerujesz, że powinienem sobie pójść? - zapytał, nie odsuwając się nawet o milimetr.
- Możesz zostać. Teraz przynajmniej nie wieje mi po plecach.
- Jeśli chcesz, to po prostu zamknę okno i...
- Zostań - powiedziała, upajając się zapachem perfum i jego skóry, a w jej głosie dało się słyszeć zarówno zdecydowanie jak i prośbę.- Tak jest dobrze...
Trwali w tej pozycji jeszcze przez dłuższy czas, dopóki wszystkie warzywa nie zostały pokrojone. Potem odsunęli się od siebie, bez cienia onieśmielenia na twarzach. Michael, na prośbę Eleny zajął miejsce przy stole ozdobionym słonecznikowym bukietem umieszczonym w gustownym, purpurowym wazonie. Dopiero kiedy wszystkie przygotowane przez nią przysmaki zostały podane, usiadła na krześle, po lewej stronie przyjaciela i dziarskim tonem powiedziała.
- Bon appétit.
-  Bon appétit, mon meilleur ami - oparł zadowolony nienaganną francuszczyzną, odsłaniając przy tym rząd śnieżnobiałych zębów w czarującym uśmiechu.
- No no... Nic mi nie mówiłeś, że potrafisz mówić po francusku.
- Umiem jeszcze kilka rzeczy, których pewnie się po mnie nie spodziewasz, Castellano.
- No, pochwal się Jackson. Czegóż to, po tych wielu spotkaniach wciąż o tobie nie wiem?
- Nie tak znowu wielu, czego bardzo żałuję. Moja droga, nie zdradzę ci wszystkiego tak od razu. Przyjdzie jeszcze na to odpowiedni moment, a wtedy przekonasz się, z jak bardzo utalentowanym człowiekiem dane jest ci się przyjaźnić.
Kobieta na dłuższą chwilę zamarła z kanapką podniesioną na wysokość ust. Szczerze powiedziawszy, zupełnie nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Nie należał on do osób lubiących przechwałki i gustujących w wywyższaniu się, kiedy jednak na twarzy mężczyzny zagościł utrzymywany w ryzach uśmiech, a jego oczy roziskrzyły promyki radości, zrozumiała, że jedynie sobie z niej żartował.
- Daruj sobie. Wiesz, zrobiłam to śniadanie, bo chciałam ci podziękować za wczorajszy wieczór i za to, że pozwoliłeś mi tutaj przenocować.
- Mówiłem już przecież, że nie ma sprawy. Zwykła, przyjacielska przysługa. Poza tym bardzo lubię twoje towarzystwo, a i  dobrym śniadaniem nie pogardzę.
- Z tym dobrym, na twoim miejscu bym uważała. Wszyscy wiedzą, że nie jestem najlepszą kucharką.
Tym razem to jego dłoń trzymająca kanapkę zatrzymała się w połowie drogi do ust. Przyglądał się uśmiechniętej Elenie z wyraźnym zaciekawieniem. Rozjaśnione słońcem, miodowe włosy opadały łagodną falą na drobne ramiona, a szaroniebieskie oczy patrzyły na niego z przekorą. Dołeczki w jej policzkach rozproszyły dostatecznie jego uwagę, by zapomniał, co miał zamiar jej powiedzieć. Do równowagi przywrócił go dopiero dźwięk jej głosu.
- Michael...
- Przepraszam, zamyśliłem się... Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Jeśli się nie zgodzisz, znowu będę zmuszony do załaskotania cię na śmierć, lub też wymyślę inny, równie okrutny, sposób. Zabieram cię za sobą w trasę koncertową. Ruszamy dzisiaj w nocy, cieszysz się?
- Powiedz, że żartujesz.
- W żadnym wypadku. Wczoraj długo nad tym myślałem i sądzę, że taka podróż dobrze ci zrobi, a z tego co wiem, nie masz teraz żadnego kontraktu do zrealizowania...
- Mike... Stawiasz mnie przed faktem dokonanym. To trochę nie fair. Poza tym, tylko bym ci przeszkadzała.
- Chciałbym mieć przy sobie kogoś takiego, jak ty, Elen. Proszę, pojedź ze mną.
- Wiesz co? W zasadzie to nie jest zły plan... Tylko zupełnie nie wiem, jak ci się odwdzięczę za to wszystko, co dla mnie robisz.
- Po prostu bądź - powiedział, z nieśmiałym uśmiechem.






2 komentarze:

  1. Genialny rozdział, dziękuję, że po prostu jesteś :D Uwielbiam to opowiadanie. Najbardziej podobają mi się opisy willi Michaela, bo potrafię sobie świetnie wtedy wyobrazić, że właśnie przemierzam ścieżkami Neverlandu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Urocze <3 Bd czytać regularnie ;3 czekam :* i zapraszam ;d
    http://give-in-to-me.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń