czwartek, 17 kwietnia 2014

Just Good Friends_26

- Jak to jest, że zawsze wyglądasz tak ślicznie, nawet kiedy śpisz?
Otworzyła zamglone snem oczy i zobaczyła, jak klęczy obok jej łóżka z brodą opartą na jego krawędzi. Jego czarne loczki ciągle były w lekkim nieładzie, jakby dopiero co wstał z łóżka. Czerowna pidżama wisiała luźno na jego smukłym, ale silnym ciele. Spod czekoladowych oczu wreszcie znikły cienie będące wynikiem nieprzespanych nocy. Uśmiechnęła się do niego i ujęła jego dłoń.
- Która jest godzina? - zapytała sennym głosem.
- Za kwadrans dwunasta. Przepraszam, że wszedłem bez zaproszenia, ale nie odpowiadałaś, kiedy pukałem...
- Nie ma sprawy, Mike. To co, zabieramy się do pracy?
- A może przejdziemy się na krótki spacer? Mamy jeszcze kilka godzin do przyjazdu mojej rodziny...
- Wolałabym najpierw wszystko przygotować i wtedy odpocząć. Ale ty idź. Wszystkim się zajmę.
- Żartujesz? Miałbym zostawić cię samą z tym wszystkim? Nie ma mowy! Wstawaj, Castellano!
Był pełen energii. Z wyczekującym spojrzeniem i zaplecionymi na piersiach rękami wyglądał dosyć zabawnie, by dziewczyna nie mogła powstrzymać uśmiechu. Nie zmieniła jednak pozycji, zastanawiając się, czy mężczyzna zrozumie jej aluzję. Kiedy minął dłuższy moment, a on wciąż nie zmienił postawy, odchrząknęła  znacząco.
- Dlaczego nie wstajesz?
- Może dlatego, że ciężko byłoby mi paradować przed tobą w bieliźnie?
- Och, przepraszam...
Jego policzki w jednej chwili spłonęły rumieńcem i wystarczyła sekunda, by ze spuszczoną głową, nie oglądając się za siebie, zniknął za drzwiami jej sypialni. Nie zwlekając dłużej, wygrzebała się z miękkiej pościeli i sięgnęła do szafy, jak na modelkę przystało, wypełnionej ubraniami po brzegi. Wciągnęła przez głowę luźny, biały T-shirt, a do tego dobrała szare spodnie dresowe. Miodowe włosy przeczesała dłonią, po czym związała w koczek tuż ponad karkiem. Uśmiech był jej jedynym makijażem. Zbiegła po schodach, a na dole zobaczyła, czekającego już na nią, Michaela ubranego w swój codzienny strój. Tym razem wybrał koszulę w intensywnym odcieniu czerwieni, a spod czarnej fedory na jasną od podkładu twarz opadały pasma kruczoczarnych loków. Wciąż czuł się nieswojo, lecz pozwolił sobie na nieśmiałe uniesienie kącików ust, kiedy zobaczył swoją przyjaciółkę.
- To jak, Jackson? Bierzemy się do pracy? Pomyślałam, że jako danie główne moglibyśmy przygotować ryż i warzywa z curry, a na deser placek marchewkowy z kremem maślanym. Co ty na to?
- Hej! Albo wyczytałaś w moich myślach, że to są moje ulubione potrawy, albo coś tu kręcisz...
- Przyznaję się bez bicia. Podpytałam Kai o twoje upodobania kulinarne...
Mężczyzna, zawiązując fartuch na jej zgrabnym ciele, złożył delikatny pocałunek na jej policzku. Chwilę potem już uwijali się, jak w ukropie krojąc, szatkując, mieszając, czy gotując. Elena zajęła stanowisko przy kuchence, natomiast Michael przygotowywał warzywa, które miały znaleźć się na patelni. Kiedy obiad był już gotowy, wspólnie zabrali się za deser. Nie trwało to długo, zanim część mąki znalazła się zarówno na ich twarzach, ubraniach, jak i podłodze. Pisk dziewczyny białej od stóp do głów niósł się echem po korytarzach Neverlandu. Zaniepokojony odgłosami z kuchni Bill, przybiegł, by upewnić się, czy wszystko jest w porządku.
- Co tu się stało? Wygląda jak po przejściu tornada... Zwariowaliście do reszty?
- Billy, wszyscy jesteśmy szaleni, czyż nie? - zapytała Elena, opierając się o jego granatową marynarkę, która w jednej chwili pokryła się białym pudrem.
- Michael, razem ze swoją dziewczyną sponsorujecie mi pralnię w tym tygodniu. A teraz lepiej sami idźcie doprowadzić się do ładu, bo za pół godziny ma przyjechać twoja rodzina.
- Co? Przecież ciasto jeszcze nie jest gotowe! Nie zdążymy!
- Spokojnie, resztą zajmie się Kai. Idźcie już, inaczej za nic w świecie nie zdążycie...
*
Ostatnie poprawki, krótkie zerknięcie w lustro. Stała obok Michaela, który obejmował jej zimną ze zdenerwowania dłoń, dodając otuchy. Martwiła się, że jak na nieoficjalne, niezobowiązujące spotkanie ubrała się zbyt elegancko, jednak teraz było już za późno na jakiekolwiek zmiany. Samochód z rodziną Jacksonów właśnie podjeżdżał pod dom. Billy przywitał gości, po czym zaprosił ich do środka. Przez chwilę zastanawiała się, co tak właściwie należy do jego obowiązków, ale szybko o tym zapomniała, kiedy drzwi wejściowe otworzyły się.
- Michael, synku... Tak dawno cię nie widziałam
- Mamo, cieszę się, że przyszłaś... - Michael ucałował kobietę w oba policzki, po czym zwrócił się do dziewczyny ukrytej za jej plecami. - O, Dunk! Miło, że wpadłaś!
- Miałabym pozwolić, żeby okazja zobaczenia mojego kochanego braciszka przeszła mi koło nosa? Nigdy w życiu!
Elena uważnie przyjrzała się siostrze Mike'a. Kiedy tak witali się, stojąc naprzeciwko siebie, wyglądali jakby jedno z nich stało przed lustrem. Te same gesty, mimika, oczy, nawet kształt nosa był łudząco podobny. Burza hebanowych loków była niewiele dłuższa od tej na głowie mężczyzny, a śnieżnobiałe uśmiechy różniła tylko czerwona pomadka na ustach dziewczyny. Kiedy już wszystkie ceremoniały związane z powitaniem zostały spełnione, młoda kobieta zwróciła się do partnerki brata:
- Cześć, jestem Janet.
- A ja Elena, miło mi cię poznać i oczywiście panią, pani Jackson.
- Mamo, a gdzie... Joseph?
- Kazał cię przeprosić, ale miał do załatwienia jakiś ważny kontrakt w Filadelfii i nie mógł przyjechać. Tito i Jackie są razem na wakacjach, Jermainowi rozchorował się Jourdynn, Rebbie mówiła, że nie jest pewna, czy da radę dojechać, Randy złapał grypę żołądkową, a Marlon jest razem z ojcem. Co do La Toyi...
- W porządku - przerwał matce. - Zapraszam do stołu.
Pośród szczęknięć sztućców i wymienianych uśmiechów dało się słyszeć ciężką ciszę wypełniającą jadalnię. Nadprogramowe nakrycia natychmiast zostały uprzątnięte, a na stole zrobiło się pusto. Elena siedząca obok Michaela zerkała na niego od czasu do czasu, próbując odgadnąć jego myśli. Po zakończonym posiłku, przy świeżo parzonej kawie i placku marchewkowym, milczenie nareszcie przerwała Katherine.
- Michael... Przecież wiesz, że La Toya nie zrobiła tego naumyślnie. Jack zagroził, że jeśli tego nie powie, zrobi jej krzywdę.
- Mamo, proszę, zostawmy to...
- Nie możesz zamiatać problemów pod dywan, synku. Wiem, że czujesz się odrzucony i zdradzony przez własną siostrę, ale musisz być świadom, że ona nigdy nie zrobiłaby ci czegoś takiego.
- A jednak. Mamo, ja nie jestem na nią zły. Po prostu jest mi przykro, czy możemy już zmienić temat?
- Myślę, że będzie lepiej, jeśli już pójdziemy - po raz pierwszy od dawna odezwała się Janet.
- Nie chcecie przenocować?
- Dziękujemy, braciszku, ale wrócimy do domu. Zadzwoń do mnie jutro, dobrze?
Pożegnały się krótkimi uściskami, szczególnie ciepłymi dla obcej im przecież Eleny i zniknęły za drzwiami Neverlandzkiej willi. Mike jeszcze przez chwilę patrzył przez okno za odjeżdżającym samochodem, po czym odwrócił się do przyjaciółki.
- Nie obraź się, Elen, ale chyba pójdę się położyć...
- Nie ma sprawy. Wszystko w porządku, Mike?
- Nic mi nie jest...





2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział, cudowne zdjęcia, cudowny nowy wygląd bloga, cudowna autorka ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem czy tylko ja tak mam, ale czuję wstręt do całej rodziny Michaela, szczególnie do jego ojca i braci... wyrządzili mu tyle krzywdy, grrr.
    a rozdział jak zawsze super, co do wyglądu bloga to cud, miód i orzeszki ;D
    pozdrawiam i wesołego jajka, redhead. ;*
    PS. prowadzisz może jeszcze jakieś blogi/opowiadania? :P

    OdpowiedzUsuń