niedziela, 20 kwietnia 2014

Just Good Friends_27

Przez uchylone okno na w przestronnym salonie dobiega ich cichy koncert nocnych grajków. Świerszcze wygrywają melodie pod sobie tylko znaną, a jednak piękna nutę. Mimo że czerwiec z całą swoją mocą rozgrzewa ich ciała w ciągu dnia, wieczory pozostają dosyć chłodne. Siedzą obok siebie na miękkiej, skórzanej sofie, otuleni kocem przyniesionym przez Michaela z jego własnej sypialni i rozmawiają o wydarzeniach minionego popołudnia, popijając pomarańczową fantę.
- Może powiesz mi wreszcie, o czym mówiła twoja mama wczoraj, na obiedzie? - pyta, opuszkami masując płatek jego ucha.
- Skoro tak bardzo ci na tym zależy... Chodziło o to, że kiedy wybuchła cała ta sprawa z... molestowaniem, moja siostra, La Toya, w mediach przyznała, że wierzy w wersję Chandlerów. 
Dłoń dziewczyny nieruchomieje, a wzrok spoczywa na smutnej twarzy przyjaciela. W tamtej chwili pragnie zapaść się pod ziemię, bo niby co innego jej pozostało, kiedy tak niedyskretnie na niego naciskała i zmusiła do wyjawienia niewygodnej prawdy. Próbuje podchwycić jego spojrzenie, ale unika jej oczu, dopóki nie zwraca się do niego, z czułością w głosie:
- Mike, przykro mi... Nie miałam pojęcia. 
- Nic się nie stało. Ja też nie wiedziałem, dopóki nie usłyszałem tego gdzieś w radiu. Nie zwykłem oglądać telewizji, czy przeglądać prasy. I wiesz, to co zrobiła Toya wcale nie jest najgorsze. Wczoraj byłaś świadkiem najbardziej przykrej rzeczy, jaka spotkała mnie w życiu.
- Co masz na myśli?
- Pamiętasz, że zaprosiłem na obiad wszystkich członków mojej rodziny? I nie zdziwiło cię to, że akurat tylko mama i Janet były w stanie przyjechać?
- Jestem pewna, że zatrzymały ich naprawdę ważne sprawy, Michael. Wierzę, że oni cię wspierają.
- Wspierają? Oni po prostu się mnie wstydzą. Wierzą w to, że jestem... pedofilem. Dlatego tutaj nie przyjechali. Mogłem spodziewać się tego po Josephie, ale reszta naprawdę mnie zaskoczyła.
Dziewczyna wydajez siebie pełne smutku westchnienie, po czym wtula głowę w swoje ulubione miejsce na jego ciele, tuż pod brodą. Dłonią delikatnie masuje jego pierś, czując bezpieczeństwo bijące od jego serca. Kosmyk jego włosów łaskocze jej policzek, jednak ona najwyraźniej nie ma nic przeciwko. Pragnie, by ta chwila, mimo niezręczności sytuacji, mogła trwać wiecznie. Wsłuchuje się w swój oddech, o kilka chwil opóźniony względem jego własnego. Spokojny. Równy. Odcinający się od ciszy wypełniającej dom. Zazwyczaj nie była ona dla nich czymś niewygodnym, teraz chyba wybrzmiewa odrobinę za głośno. Mężczyzna pilotem ukrytym po poduszką włącza radio, które zajmuje miejsce tuż przy wypełnionym książkami regale, a salon wypełnia dobrze znana obojgu piosenka. "I don't need no money, fortune or fame I got all the riches baby one man can claim Well, I guess you'd say, What can make me feel this way? My girl, my girl, my girl..." Elena z dołu widzi, jak na jego twarzy niespiesznie, niczym kwiat, rozkwita uśmiech. Zerka nieśmiało, tak by nie spłoszyć tego najpiękniejszego podarku, który mógł jej dać. Słyszy, jak nuci melodię, za którą kryje się tyle wspomnień, pogrzebanych na dnie umysłu, teraz odżywających rewią barw, dźwięków i zapachów. Wygląda na zupełnie odległego myślami, zagubionego w świecie historii sprzed lat, jednak w jednej chwili, jakby przytomnieje i błyszczącymi oczami patrzy na przyjaciółkę.
- Pewnie uznasz, że jestem szalony... W sumie to wcale nie jest wykluczone. Ale powiem ci, że cię kocham - zwleka chwilę, pozwalając słowom wybrzmieć. - Co z tego, że to nie jest dobry moment. Wiem, powinny być kwiaty, romantyczna kolacja... Ale, kurczę, na miłość nigdy nie ma niewłaściwego momentu!
Niewiele myśląc przyciska swoje do jej ust. Całuje ją, wciąż czując bąbelki gazowanego napoju, które obojgu uderzają do głowy, lepiej niż najdroższy szampan. Znów jak za nastoletnich czasów, z tym, że teraz jest jakoś inaczej. Podgryza lekko jego wargę, to wycofując się, to znów napierając ze zdwojoną siłą. Usta słodkie. Usta soczyste. Usta pomarańczowe, jak otwarta niedawno fanta. Dobrze, że nie pili przez słomki. Elena tym razem odsuwa się na dobre, wije się przez moment, uwalniając od jego ramion i ucieka ze śmiechem, nie oglądając się za siebie. A więc to tak. Rzuciła mu wyzwanie i zamierzał je podjąć, choćby dla kolejnego skradzionego pocałunku.  Rusza za nią w pogoń, jak średniowieczny rycerz, próbując upolować legendarnego jednorożca, pięknego, a nieprzystępnego. Dopada ją w połowie korytarza, przygważdża do ściany, lekko, nie sprawiając jej bólu i znów całuje. Tym razem już nie ma dokąd uciec. Oplata nogami jego biodra, ręce wplatając w jego włosy. On podtrzymuje ją za pośladki i krok za krokiem, niesie w sobie tylko wiadomym kierunku...
*
Elena ostrożnie, podtrzymywana jego dłonią, ląduje plecami na miękkim materacu. Krótkie zerknięcie pozwala jej stwierdzić, iż znajduje się w jego sypialni, chociaż nigdy przedtem w niej nie była. Skąd więc ta pewność? Nie wie, zdaje się na przeczucie. Michael, nie przerywając pocałunku, jeden za drugim, odpina guziki jej chabrowej bluzki, niezwykle pewny siebie, opanowany i delikatny. Aromat jej skóry miesza się z zapachem pościeli, doprowadzając go do szaleństwa, pchając dalej do przodu. Ustami pieści kolejne części jej ciała. Najpierw szyję, potem coraz bardziej w dół omijając piersi, wargami muska brzuch tuż nad granicą jeansowych biodrówek. Dziewczyna czuje, jak on się uśmiecha, wywołując w niej kolejne dreszcze pożądania. Smukłymi palcami rozpina jego koszulę, pozwalając, by ostatnia górna część jej garderoby wylądowała na podłodze. Teraz to ona wpija się w jego usta, kiedy spodnie przerywanymi ruchami rozstają zsunięte z jej długich nóg. Jest subtelny, nienatarczywy. Zanim wykonuje kolejny krok, sprawdza jej reakcję, nie chcąc popełnić błędu. Następne pocałunki są już bardziej namiętne, pożądliwe, gorące. Wciąż czuje posmak pomarańczowego napoju, co tylko pobudza go jeszcze bardziej. Ma ją pod sobą, tak blisko, że ich nosy prawie się stykają, kiedy patrzą sobie w oczy. Intensywność tego spojrzenia nie słabnie, a żadne nie oblewa się rumieńcem. Elena widzi błogi uśmiech na twarzy przyjaciela, kiedy znów zbliża się do jej szyi. Sprawia jej tyle przyjemności samym dotykiem. Jest bezbronna wobec jego czułych pieszczot, pełnych miłości szeptów i przesyconych namiętnością pocałunków. Widzi jego ciało, nieprzesadnie wyrzeźbione, silne i sprężyste po wielu trasach koncertowych i nie może się nadziwić swojemu szczęściu. Drży lekko, gdy jego ręka wędruje w kierunku jej piersi, po czym zamiera w bezruchu. Michael natychmiast zauważa tę zmianę i patrzy na nią, zmartwiony.
- Coś się stało, El?
- My... Mike, my nie możemy tego zrobić. 
Trochę niezgrabie, zasłaniając częściową nagość, wydostaje się spod niego i zakłada bluzkę podniesioną z podłogi. Czuje, jak jej policzki płoną, ale nie pozwala popłynąć nawet najmniejszej łzie. Widzi, jak on, w samych bokserkach, siedzi na łóżku , na którym przed momentem rozpływała się z rozkoszy. Ma pytający wyraz twarzy, zupełnie nie rozumie, co sprawiło, że nagle zmieniła decyzję. 
- A możesz wyjaśnić mi dlaczego?
- Właściwie, to powinnam ci o tym powiedzieć dużo wcześniej, ale jakoś nie bardzo wiedziałam, jak. To nie takie proste...
- Elen, przecież chyba nie jesteś w ciąży, nie masz HIV, ani innej groźnej choroby, więc co stoi na przeszkodzie..? - pyta, z tym swoim niewinnym uśmieszkiem na anielskiej twarzy.
Dziewczyna milknie, kierując wzrok na podłogę. Ma ochotę zapaść się pod ziemię, jak najszybciej zniknąć mu z oczu. Cała płonie, tyle, że nie z pożądania, ale wstydu, tak, że braknie jej odwagi, by chociaż spojrzeć mu w twarz. Szeptem, ledwie dosłyszalnie wymawia słowa, które tak trudno przechodzą jej przez gardło:
- Michael... Ja mam HIV.
- Co..? Ale jak..? Cholera, Elen! Kiedy zamierzałaś mi o tym powiedzieć?! - traci panowanie nad sobą.
- Nie wiem, przepraszam...
Teraz już nie ma wyboru. Łzy zalewają jej oczy, przysłaniają widok wściekłego przyjaciela, który z całej siły wali pięścią w materac. Nie może tu dłużej zostać. Zanim on  się orientuje, wybiega z sypialni i znika w głębi korytarza.













4 komentarze:

  1. Domyślałam się... Zaraz po tej akcji, kiedy nie pozwoliła mu dotknąć swojej krwi... Okropne, ciekawe jak on to zniesie...
    Rozdział jak zwykle genialny :) Twoje opisy są przepiękne, chyba słowa pod Twoją ręką same układają się w zdania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, najpierw ta akcja z pedofilią, teraz Hiv....czy to musi być takie ciężki życie? ;-; oczywiście czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Twój blog jest genialny!!!!!!!!!
    Jestem tu kilka razy dziennie :-D :-D
    Czekam na nową notke ;-) ;-)

    OdpowiedzUsuń
  4. nie! to nie może się tak skończyć! choroba nie może ich poróżnić!
    Michael na pewno jej nie zostawi, to nie w jego stylu, nie odwróci się od przyjaciółki, jestem tego pewna.
    czekam na kolejne zapierające dech w piersi rozdziały.
    buziaki, redhead. ; *

    OdpowiedzUsuń