sobota, 17 maja 2014

Just Good Friends_34

Przygłupia komedia puszczana na komercyjnym kanale telewizyjnym próbowała rozproszyć jej uwagę i sprawić, by zapomniała o tym, co wydarzyło się dzisiejszego dnia. Sebastian uwijał się w kuchni dopieszczając wspólny posiłek, podczas gdy ona nie potrafiła uciec od własnych myśli. Wciąż miała zapisany jego prywatny numer telefonu i mogła zadzwonić w każdej chwili. Wiedziała, że czekałby na nią z otwartymi ramionami, zupełnie zapominając o obrączce noszonej na serdecznym palcu. Lisa wyjechała, nic nie stało na przeszkodzie...
- Wy, kobiety, jednak wiecie, jak owinąć sobie faceta wokół palca. Jeśli dobrze pamiętam, to ty miałaś zająć się kolacją.
- Uhm...
- Coś się stało? Myślałem, że będziemy oblewać twój sukces po dzisiejszym castingu, ale chyba jesteś nie w humorze.
- Słucham? Nie... Nie wiem. Zanim ogłosili wyniki, wyszłam stamtąd - powiedziała bezbarwnym głosem.
- Jak to?
- Zwyczajnie. Kiedy jedzenie będzie gotowe?
- Za kilka minut. A możesz mi w końcu powiedzieć, kto był tajemniczym producentem?
Poczuła, jak żołądek podchodzi jej do gardła, a całe ciało przeszywa zimny dreszcz. Nie mogła powiedzieć mu, że spotkała się z Michaelem, a tym bardziej, że pan Jackson zaprosił ją do siebie na dzisiejszy wieczór. Gorączkowo próbowała wymyślić wiarygodną historyjkę, jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Co w takiej chwili mogłaby zrobić prawdziwa kobieta? Elena podeszła do mężczyzny i dłonią gładząc jego tors, przylgnęła swoimi do jego ust. Pocałunek, długi i intensywny, wystarczająco namieszał mu w myślach. Rozmarzonym wzrokiem patrzył na dziewczynę, która w ten sposób pozbyła się jakichkolwiek podejrzeń.
- Sebastian... Kiepsko się dziś czuję. Chyba wolałabym zostać sama... Będziesz się na mnie gniewał?
- Hmm... W porządku. Może jeśli nie czujesz się dobrze, to jednak z tobą zostanę? Nie chciałbym, żeby coś ci się stało.
- Wszystko jest ok. Po prostu wcześniej się dziś położę. Spotkamy się jutro, dobrze?
- Jasne - powiedział, całując ją w czoło, jednocześnie zakładając ulubioną marynarkę. - Do zobaczenia, Castellano.
Kiedy drzwi za Vestem wreszcie się zamknęły, dziewczyna ponownie usiadła przed telewizorem starając się zapomnieć o nieznośnym bólu głowy. Prezenter, rozemocjonowanym głosem, oznajmił, że bezimienny gracz nr 7 wygrał właśnie główną nagrodę. Westchnęła, po czym wyłączyła program. Chwilę później była już w drodze...

*

Dom bez Lisy wydawał mu się zupełnie opustoszały. Ze ścian i ramek patrzyły na niego zdjęcia ślubne oraz rodzinne, nasilając poczucie winy. Musiał raz na zawsze zapomnieć o Elenie, musiał wymazać ją ze swojego życia. Nie łatwo jest oszukać serce, które przyspiesza swoją pracę na jedno, choćby krótkie wspomnienie jej zapachu czy imienia. Zakrył dłońmi poszarzałą twarz i próbował odgonić od siebie natrętne myśli. Ciepły koc rozgrzewał mu ramiona, a zielona herbata parowała na stoliku obok. Niespokojny sen zasnuwał mu powieki, nie pozwalając przenieść się z niewygodnego fotela do własnej sypialni. Zdawało mu się, że słyszy dzwonek do drzwi, jednak cała rzeczywistość odsuwała się w niepamięć. Przed jego zamkniętymi oczami zamajaczyła się postać, słabo widoczna, ulotna jak podmuch wiatru. Poczuł ciepłe słońce, które pieściło jego policzki. Uśmiechał się, we śnie, pozbawiony strachu i stresu. Lekko uchylił powieki, wiedziony wewnętrznym przeczuciem, błogim głosem wypowiedział ukochane imię...
- Elena...
- Michael.
Znów jego twarz rozpromieniał uśmiech, który w półśnie wywołał jej głos. Postać odrobinę się wyostrzyła. Dostrzegł zwiewną sukienkę w intensywnym kolorze osłaniającą eteryczne ciało, a jego rozmarzony wzrok spoczął na złotawych lokach swobodnie spływających po jej ramionach. To nie mógł być sen. Przetarł zmęczone bezsennością oczy i przyjrzał się dokładniej.
- Boże... To naprawdę ty. Byłem pewien, że nie wrócisz...
- Sama nie wiem, po co tutaj przyszłam... Michael, ja nie chcę znów cię zranić.
- Cii...
Nie chcąc popełnić fałszywego ruchu, wolno podszedł i nareszcie utulił ją w swoich ramionach. Jej alabastrowa skóra drżała pod jego palcami. Jej pocałunki wyzwalały go od kajdanów samotności, przypominając najszczęśliwsze chwile. Sukienka, lekko jak piórko, opadła na podłogę, zupełnie zapomniana. Teraz byli już tylko we dwoje, szczęśliwi, śmiali i dorośli jak nigdy przedtem. Nareszcie, stając się jednością...






2 komentarze:

  1. czytając to w tle płynęła piosenka z nowego albumu Michaela "A place with no name", dokładnie oryginalna wersja, nie ta zremixowana...
    jej, aż miałam ciary, tak idealnie wpisała się w klimat tego rozdziału...
    genialnie, jak zawsze.
    pozdrawiam, redhead.

    OdpowiedzUsuń
  2. AAAAAAAAAAA
    UUUUUUUUUU
    HEEE-HEEEEE

    Lepiej nie potrafię wyrazić swoich emocji!
    Kocham Ciebie i Twoje opowiadanie <33

    OdpowiedzUsuń