- Elen?
W domu panowała grobowa cisza, odbijająca się echem od ścian w kolorze kawy z mlekiem. Odkąd jej przyjaciółka przeprowadziła się tutaj, była u niej może kilka razy. Od jej ostatnich odwiedzin minęło sporo czasu, a remont, który pozostawał wiecznie na etapie wielkich planów nareszcie został zrealizowany. Zdjęła wysokie sandałki ze srebrnymi paskami, które kosztowały ją znacznie więcej niż mogła sobie na to pozwolić i zajrzała do salonu. W pierwszej chwili odrzuciła ją duchota panująca w pomieszczeniu. Okna zostały szczelnie zasłonięte, by nawet najdrobniejszy promyk słońca nie miał szansy rozświetlenia tej jaskini rozpaczy. Na stoliku do kawy leżała przewrócona butelka wódki, opróżniona do ostatniej kropli, a obok niej znajdowało się pudełko zapałek. Skórzana kanapa, sprowadzana prosto z Włoch, wybrzuszała się na środku, przykryta polarowym kocem. Niewielkie wzniesienie miarowo się poruszało.
- Elen? Żyjesz? - zapytała, ostrożnie dotykając pagórka na sofie.
- Daj mi spokój.
Carrie, z lekką obawą , uchyliła rąbek koca, by zobaczyć, w jakim stanie znajduje się jej przyjaciółka.
- Boże, Castellano! Co się z tobą stało?!
Twarz dziewczyny była poszarzała, niemal przezroczysta, a usta wyschnięte, jakby już dawno zapomniała o ostatnim łyku wody. Przetłuszczone blond włosy przyklejały się do zaniedbanej cery i karku, sprawiając, że wyglądała jeszcze bardziej żałośnie. Przyjaciółka, niewiele myśląc, zdarła z niej nakrycie i, ujmując się pod boki, powiedziała dziarsko:
- Ogarnij się! Idziemy na plażę.
- Chyba do reszty postradałaś zmysły, jeśli myślisz, że gdziekolwiek z tobą pójdę. Chcę być sama.
- Nie ma takiej opcji, żebyś została tutaj. Idź się wykąp, zakładaj bikini i spadamy stąd. Trzeba tu trochę przewietrzyć...
- Czego w słowie nie nie rozumiesz? Nigdzie nie wyjdę.
- Albo dobrowolnie zgodzisz się mi towarzyszyć, albo wyciągnę cię stąd siłą, choćby za włosy. Wybieraj.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś cholernie irytująca?
- Żeby to raz... Daję ci dziesięć minut.
Dziewczyna, kipiąc gniewem, wyciągnęła z szafy jeden z ręczników i zniknęła za drzwiami łazienki. Carrie nie wytrzymała długo w bezczynności. Kiedy tylko do jej uszu dotarł szum odkręconej wody, zabrała się za przeglądanie rozrzuconej na stoliku do kawy poczty. Kilka listów z ubezpieczalni, jeden niezapłacony rachunek i jeden list, na którym brakowało adresata. Koperta była zapieczętowana, a adres i nazwisko odbiorcy zapisane było brzydkim, jakby dziecięcym pismem, co od razu wzbudziło jej podejrzenia. Coś w środku mówiło jej, że lepiej byłoby, gdyby Elena nigdy nie poznała jego treści. Walcząc z sumieniem, coraz bardziej zagłuszanym przez serce, szybko schowała list do torebki. W tej samej chwili odświeżona, wciąż trochę blada, wyłoniła się Castellano.
- Od razu lepiej, kochana. Idziemy? - zapytała, starając się zatuszować poddenerwowanie.
- Skoro musimy.
Klucz w zamku przekręcił się, zamykając na dobre sprawę tajemniczej wiadomości.
Czyżby to był jakiś list od Michaela? Jeżeli tak, to przysięgam że ja własnymi rękami uduszę tę Carrie... Dodaj jak najszybciej coś nowego! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńNieeeedobrze... Czemu ona zabrała ten list?! Bo miała przeczucie... Carrie... Jak z tego horroru :D....
OdpowiedzUsuń