Liberian_Girl
- Jeszcze minutka.
Jego najmłodsza latorośl leżała w nosidełku, wpatrzona w wirujące nad głową maskotki, wyciągając w ich kierunku małe rączki. Prince i jego siostra zajęli miejsca przy kuchennym blacie i zabrali się za pałaszowanie pokrojonych w kostkę jabłek, posypanych odrobiną cynamonu. Kiedy opiekunka uznała, że jedzenie szkraba jest już wystarczająco ciepłe, przelała je do butelki ze smoczkiem, którą podała szefowi. Karmienie zawsze należało do jego obowiązków, lecz on traktował je raczej jako przyjemny fragment dnia, niż przykrą konieczność. Opieka nad dziećmi, odkąd na świat przyszedł jego pierwszy syn, stała się kwestią priorytetową. Malec ssał smoczek butelki, z oczami utkwionymi w postać ojca, gdy Paris znienacka zapytała:
- Tatusiu, dlaczego wczoraj wieczorem nie przeczytałeś nam bajki na dobranoc?
- Tłumaczyłem ci to już, kochanie. Musiałem pójść na przyjęcie.
- Takie jak na zamku? Z księżniczkami i tańcami?
- Niezupełnie... - uśmiechnął się z pobłażaniem. - Chociaż możliwe, że znalazłaby się tam jedna królewna.
Dzieci nie zwróciły uwagi na wyraz rozmarzenia, jaki pojawił się na jego twarzy.
- Tatusiu, ale dzisiaj już nigdzie nie wychodzisz? - do rozmowy włączył się Prince.
- Nie, skarbie. Dziś może obejrzymy razem coś Disneya? Co wy na to?
- Tak! "Małą Syrenkę"!
- Lepiej "Zakochanego Kundla II".
Michael odjął pustą butelkę od ust malca i delikatnie poklepał go po plecach. Z brzuszkiem pełnym ciepłego mleka, chłopiec natychmiast zaczął ziewać i trzeć oczy maleńkimi piąstkami. Mężczyzna kołysał niemowlę, nucąc melodię piosenki, która była hymnem dla jego dzieci. You're my daytime, my night time, my world... You are my life... Kiedy chłopczyk zapadł już w słodki sen, ojciec zwrócił się szeptem do pozostałej dwójki.
- Paris, Prince, Grace pomoże wam się wykąpać i przebrać w pidżamy. Obejrzymy dziś bajkę w salonie, zrobimy nocowanie...
- W namiocie? - zapytał podekscytowany chłopiec.
- Namiot w domu? Czemu nie. Tylko się pospieszcie.
Dzieciaki ruszyły biegiem po schodach w kierunku swojego pokoiku, a on ułożył synka w kołysce ustawionej pod wschodnim oknem w salonie. Wieczór zapowiadał się dość nietypowo, choć z pewnością nie będzie pozbawiony śmiechu. Tylko skąd on weźmie namiot? Podszedł do mikrofonu zamontowanego na zachodniej ścianie i połączył się z domkiem ochrony.
- Bill, jesteś tam?
- Jestem, szefie. O co chodzi?
- Czy mamy jakiś namiot? - zapytał, słysząc jak bardzo nietypowo brzmi to pytanie.
- Namiot? Szykujemy się na trzecią wojnę światową? Z tego, co wiem, w telewizji nic nie mówili na ten temat...
- Daj spokój. Wypluj te słowa! Dzieciakom zamarzyło się biwakowanie, a ja przyznaję bez wstydu, że to całkiem fajny pomysł.
- Jeśli chcesz, to mogę zaraz kogoś wysłać do sklepu, albo nawet sam się wybiorę... Miałem kupić piłkę dla Stanley'a. Chłopak zwariował na punkcie gry w nogę, dasz wiarę?
- Przywieź go ze sobą któregoś dnia, pogramy razem. Tutaj miejsca nie brakuje...
- Serio mówisz? Mike, obaj dobrze wiemy, że ty i piłka to złe połączenie. Ale dzięki za zaproszenie. To jak, mam jechać po ten namiot?
- Nie... Nie rób sobie kłopotu. Wpadłem na lepszy pomysł. Dobrej nocy, Billy.
- I nawzajem.
Wcale nie potrzebował pachnącego nowością namiotu, prosto ze sklepu. Udowodni swoim pociechom, że mając głowę na karku i odrobinę wyobraźni, można wyczarować coś niesamowitego z rzeczy najbardziej niepozornych. Niezauważony przez nikogo, zabrał z jadalni cztery krzesła, z pięknie rzeźbionymi oparciami w ciemnym drewnie i karminowymi obiciami, i ustawił je przed kinem domowym w salonie tak, aby utworzyły kwadrat. Potem, co tchu pognał na górę, zatrzymując się dopiero we własnej sypialni, przed drzwiami pomalowanej na biało szafy ze srebrnymi wstawkami. Zabrawszy z niej dwa prześcieradła i gruby koc, zbiegł ponownie na dół. Zarzucił białe płachty na krzesła, wyścielił podłogę miękkim pledem i ułożył na nim kilka kolorowych poduszek ukradzionych z kanapy. Namiot piętrzył się dumnie obok jeszcze bardziej dumnego budowniczego, czekając na przybycie spragnionych biwakowania maluchów. W samą porę, pomyślał, widząc zbiegające po schodach dzieci.
- Naradziliście się, co będziemy dziś oglądać? - zapytał, pieszczotliwe gładząc główki pociech.
- Myszkę Miki!
- W porządku. Siadajcie, a ja włączę bajkę.
- Wow... Tu będziemy dziś spać? - Prince otworzył buzię ze zdziwienia, razem z siostrą zaglądając pod prowizoryczny dach.
- Miał być namiot, więc jest namiot.
Uśmiech rozpromieniał oblicze przepełnionego dumą taty. Zaimponował swoim dzieciom. Sprawił, że także się uśmiechały. Nie znał w swoim życiu większego szczęścia. Rodzeństwo wtuliło się cicho w swoje maskotki, z którymi nie rozstawały się od niemowlęctwa. Tatuś opowiadał im, że dostały je od ludzi, co prawda, im nieznanych, których nazywał rodziną. Nie biologiczną, tłumaczył, ale więzy krwi nie miały tu żadnego znaczenia. Ci ludzie tłumnie zbierali się za każdym razem, gdziekolwiek pojawiał się Tatuś, raz po raz obdarowując ich prezentami, takimi jak pluszaki. Zabawki ubrane były w koszuli z nadrukami, odpowiednio: We ♥ U Prince i We ♥ U Paris. Blanket także doczekał się już swojej przytulanki. Na ekranie czarno-biały świat Myszki Miki zdawał się sprawiać, że w rzeczywistość na ten krótki czas odpływała w niepamięć. Zaradny bohater animowany radził sobie z kolejnymi kłodami, jakie los rzucał mu pod nogi. Jeszcze więcej, niż same przygody odważnej myszy, dzieci bawił dubbing wykonywany przez Tatusia. Kreskówka była stara i niema, dlatego dawała szerokie pole do popisu dla aktorskich umiejętności Michaela. Nim się spostrzegli, bajka dobiegła końca, a oddechy malców uzyskały miarowe tempo. Zasnęły... Przez dłuższą chwilę przyglądał się swoim aniołkom i dziękował Bogu za to, że dzięki nim każdego dnia uzyskiwał nową siłę do walki. Gdyby nie one, już dawno by się poddał. Szeptem zawołał czujną Grace, która siedziała na kanapie. Kobieta wzięła czteroletnią dziewczynkę, podczas gdy jej pracodawca wziął w ramiona chłopca i zanieśli rodzeństwo do dziecięcego pokoju. Kiedy już maluchy leżały w swoich łóżeczkach, ojciec dokładnie odkrył je kołderkami i ucałował na dobranoc. Teraz musiał jeszcze tylko przenieść Blanketa do kołyski w jego sypialni i będzie mógł wreszcie się położyć i spróbować zasnąć. Malec ssał smoczek, wtulony w pluszową, czarną panterę, nie przebudził się w ramionach ojca. Kiedy już wszystkie rodzicielskie obowiązki zostały spełnione, Michael zatopił się w chłodzie jedwabnej pościeli. Doskonale pamiętał, gdy to łoże ogrzewało ponętne, smukłe ciało jego pierwszej żony - Lisy Marie... Czy za nią tęsknił? Chyba już zdał sobie sprawę, że na pewne rzeczy jest już za późno. W tej samej chwili, w głowie przemknęło mu wspomnienie zjawiskowej Danielle. Minął już tydzień od ostatniej imprezy charytatywnej w willi państwa Triscedor, a on, mimo iż nie chciał się do togo przyznać, coraz częściej zastanawiał się, czy nie powinien zadzwonić do bogatego brokera... Przecież nie musiał od razu przyznawać się, że chodzi o rudowłosą piękność. Z taką myślą odpłynął w krainę snów...
No wiesz co?
OdpowiedzUsuńJeszcze nie zdążyłam skomentować poprzedniego :(
A tego też jeszcze nie przeczytałam.
Ech, więc skomentuję wszystko później, dobrze?
Już jestem!
OdpowiedzUsuńPięknie.
Tylko tyle mogę powiedzieć.
Dla mnie Twoje każde opowiadanie jest niezwykłe.
Mówię prawdę.
Każde ma w sobie to "coś".
Ale czy Mike spotka jeszcze raz Danielle.
Pewnie tak...
Przecież ja zawsze mam rację. XD
Weny!
Michael Jackson, wielki Król Popu i najlepszy tata... jakie to słodkie *.*
OdpowiedzUsuńpisz dalej i do następnego ;-)
buziaki, redhead.