sobota, 23 sierpnia 2014

Lie To Me In A Whisper_11

Padał z nóg. Zarząd, jak zwykle, wychwalał kolejne "osiągnięcia" "Invincible", próbując udowodnić słuszność twierdzenia, iż finansowanie promocji tej płyty byłoby bez sensu, gdyż świetnie radzi sobie bez reklamy. Mieli gdzieś oponie innych, bo to nie ich nazwisko figurowało pod grzmiącymi nagłówkami: "Porażka roku!" w niemal wszystkich gazetach. Dla nich najważniejsze było to, że mamona wpływała do kieszeni szerokim strumieniem. Miał wrażenie, że to nieszczęsne zebranie ciągnęło się w nieskończoność, aż wreszcie szczęka powoli zaczynała mu drętwieć od wymuszonego uśmiechu i ciągłego jej podpierania. Z jednej strony mógł od razu wygarnąć im wszystko, jednak w pewnym stopniu wciąż był zależny od SONY, a póki co, nie chciał własnoręcznie kopać sobie grobu. Z drugiej strony, próbując zatuszować niedociągnięcia dotyczące wydania albumu, naprawdę starali się iść mu na rękę. Szkoda, że nie wiedzą, iż już niebawem bezpowrotnie opuści progi ich wytwórni... Wizyta w szpitalu, choć nieco przytłaczająca wszechobecną chorobą i obietnicą śmierci, podziałała kojąco na jego nerwy. Dzieci były tak podekscytowane możliwością uściśnięcia mu dłoni i zrobienia pamiątkowego zdjęcia, że mógłby przysiąc, iż sale jaśniały blaskiem bijącym od tych cudownych istot. Mniejsze szkraby, nie rozpoznające w nim Króla Popu, po prostu bawiły się z nim, przytulały i odpowiadały szczerymi uśmiechami, a on cierpliwie podpisywał wszystkie płyty, które wykupił Bill z okolicznych sklepów. Kiedy nadchodził moment rozstania, powtarzał małym pacjentom to, co zawsze mówił w takich okolicznościach: "Bardzo cię kocham. Do zobaczenia za rok." I choć ta obietnica często miała niewiele wspólnego z prawdą, mogła okazać się jedyną rzeczą, która utrzymywała tego młodego człowieka przy życiu, z nadzieją na powtórne spotkanie z idolem. Teraz wreszcie zmierzał do domu, gdzie będzie mógł odpocząć i  naładować baterie na kolejny, aktywny dzień. Jeszcze tylko chwila i dotrze na miejsce... Jednak nie mógł nic poradzić na opadające ze zmęczenia powieki i myśli, wciąż krążące wokół snu. W jego głowie działy się, w tamtym momencie, dziwne rzeczy, które mogą wydarzyć się tylko w tej specyficznej chwili, na granicy snu i jawy. Biała, lekka jak piórko dłoń delikatnie gładziła jego skroń, pełne usta przylgnęły do jego w namiętnym pocałunku. Rude loki łaskotały jego policzki, gdy uśmiech wykwitał na jego twarzy.
- Michael... Już jesteśmy - Bil ostrożnie dotknął jego ramienia.
- Hmm..? Och, tak.
Otulił się szczelniej połami marynarki i wyszedł na chłodne, nocne powietrze. Krótki, ale energiczny spacer, wśród koncertu świerszczy i szumu wiatru, pozwolił mu odrobinę się rozgrzać. Wzniósł oczy ku niebu upstrzonemu milionami gwiazd, bez choćby jednej chmurki. Cholera! Warto było żyć, choćby dla takich nocy, jak ta... Zimna kropla spłynęła po skroni. Za nią kolejna i jeszcze jedna. Przyspieszył kroku, by wreszcie dotrzeć do domu. Odwiesiwszy wierzchnie ubranie, zajrzał do salonu, gdzie spotkał go widok zupełnie zaskakujący.
- Danielle? Co ty tutaj robisz?
Dziewczyna siedziała na fotelu, z nogą założoną na nogę, w odsłaniającej kolana "małej czarnej". Z białej filiżanki, małymi łyczkami popijała kawę, zostawiając krwistoczerwone ślady szminki na porcelanowej krawędzi. Długie loki były tym razem spięte w koczek na wysokości karku, z którego wyślizgiwały się pojedyncze pasma okalające jej twarz. Srebrne oczy, pełne iskierek, patrzyły prosto na niego. Odruchowo, jak zawsze, gdy czuł się poddenerwowany, dotknął lekko swojego nosa i uśmiechnął się nieśmiało.
- Przepraszam, że wpadłam tak bez zaproszenia, ale pomyślałam, że możemy dziś nadrobić ostatnie spotkanie... Tak mi przykro, że nie mogłam zostać dłużej.
Była ostatnią osobą, którą spodziewał się ponownie zobaczyć w tym domu. Był pewien, że poprzednio zanudził ją zbytnio swoim towarzystwem, by kiedykolwiek jeszcze, dobrowolnie zaproponowała spotkanie, a co dopiero go odwiedziła. Pokój wypełniała woń świeżo parzonej kawy i zapach jej skóry, tworząc niepowtarzalną mieszankę. Nie potrafił określić, jakich perfum używała. To tak, jakby co noc zasypiała i budziła się w pierzynie z kwiatów... Ten aromat pasował do niej idealnie. Na pozór piękny w sposób oczywisty, kryjący jednak nutkę tajemnicy. Nim zdążył zaczerpnąć powietrza, lub powiedzieć cokolwiek, jej czerwone usta przylgnęły do jego. Na ten krótki moment zamarł w bezruchu, zbyt zszokowany, by choćby odwzajemnić pocałunek. Wspomnienie dzisiejszego poranka uderzyło w niego ze zdwojoną siłą. A co, jeśli przeżyłby to wszystko jeszcze raz, tyle że poza granicami wyobraźni? Nie chciał jej spłoszyć, dlatego jedynie uniósł lekko jej brodę, by lepiej poczuć ten pocałunek. Jej ręka ślizgała się po gładkim materiale koszuli, coraz odważniej kierując się w stronę zapiętych pod szyję guzików. Jeden po drugim, rozpinane, obnażały coraz bardziej jego tors, do momentu, gdy koszula nie zwisała swobodnie na jego przedramionach. Na moment uchylił powieki, spoglądając na, upstrzoną ciemnymi plamami, mlecznobiałą skórę i natychmiast oprzytomniał. Odsunął się od dziewczyny, pospiesznie poprawiając ubranie. Płonął ze wstydu, unikając jej  pytającego spojrzenia.
- Co się stało? - wyrzuciła z siebie wreszcie, po kilku minutach niezręcznej ciszy.
- Po prostu... Popatrz na mnie. Jak może podobać ci się ktoś taki, jak ja?
Wyglądał, jak dziecko, skrawkiem materiału starając się zakryć przed wzrokiem innych. Sarnie oczy uciekały od kontaktu, a na ustach, przygryzanych nerwowo co chwilę, pojawiła się kropelka krwi. Kosmyk włosów właśnie opadł na jego policzek, lecz on zdawał się tego nie zauważać.
- Jesteś najseksowniejszym mężczyzną, jakiego znam, Michael. I dobrze wiem, co robię. Chcę spędzić z tobą tę noc. Pytanie tylko, czy pragniesz tego samego.
Jakiś błysk w jego spojrzeniu wystarczył, by uznała to za zgodę. Jednym ruchem przyciągnęła go do siebie za kołnierz wymiętej koszuli i ponownie pocałowała. Cisza panująca w salonie zdawała się pogłębiać,nie pozwalając, by choćby najcichszy dźwięk przerwał tę cudowną chwilę. Jego ciepła dłoń odnalazła jej rękę i pociągnęła go za sobą w drogę do sypialni na piętrze. Ciche skrzypnięcie drzwi zamknęło drogę wścibskim poszeptywaniom wiatru, pozostawiając ich we wspólnej samotności.



3 komentarze:

  1. Część świetna! ;D czekam na next!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co?! Danielle... Michael... Danielle... Michael...!!! Jakim cudem?! Teraz to już jestem pewna, że ona nie chce dla niego dobrze. To znaczy, może i by nie chciała, ale jest zmuszona. Przez tego całego biznesmena (muszę się cofnąć i zobaczyć, jak on się nazywa). Matko Boska, jak ja go kocham!... W sensie, nie ważne. XD Wyłączę lepiej to Last Child. :D
    Rozdział jak zawsze cudny. I na pewno coś się teraz stanie!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. hm... jakoś tej Danielle źle z oczu patrzy... ee, to znaczy, wydaje mi się, że jest najnormalniej w świecie oszustką i tylko czyha jakby tu wykiwać Michaela razem z tym swoim opiekunem, ot co! tylko żeby Mike przez nią nie cierpiał...
    buziaki i do następnego, redhead. :*

    OdpowiedzUsuń