sobota, 30 sierpnia 2014

Lie To Me In A Whisper_13

- Diana, ja chyba muszę zadzwonić po karetkę! Minęło już pół godziny od podania leku, a temperatura nie spada! On jest cały rozpalony!
Maszerował po dziecinnym pokoju, nie zagrzewając miejsca ani na chwilę. Ze strachem i troską patrzył na najstarszego syna, którego policzki zdobiły żywe rumieńce, a oczy błyszczały, jak dwa diamenty. Kiedy Danielle opuściła Neverland, zajrzał do swoich dzieci, by jak co dzień ucałować je na powitanie. Gdy tylko dotknął ustami czoła chłopca, przeraził się nie na żarty. Mały był rozgrzany, a koszulka na jego ciele wilgotna od potu. Wszystko działo się tak szybko... Grace natychmiast zabrała Paris do sypialni, która w założeniu miała należeć do dziewczynki, jednak ta nie potrafiła tam zasypiać, a jej bratu została zmierzona temperatura. Termometr wskazywał 39 stopni Celsjusza, a Michael poczuł, jak uginają się pod nim kolana. W jednej chwili ułożył syna w łóżku, szczelnie okrywając kołderką tak, że widać mu było tylko nosek i oczy, by potem pobiec po zimny okład, którym teraz chłodził rozpalonego chłopca. Kai przyniosła z domowej apteczki leki przeciwgorączkowe, stosy chusteczek, ręcznik i gorącą herbatę z pomarańczą, goździkami i cynamonem. Dziecko traciło siły, przymykało powieki, lecz, na całe szczęście, nie zaczynało majaczyć.
- Michael, proszę weź głęboki wdech i usiądź na moment, bo tracę zasięg, kiedy tak ciągle biegasz - głos przyjaciółki działał na niego uspokajająco. - Leki zaczną działać już niedługo. Nie przestawaj chłodzić go okładami i przede wszystkim spróbuj się uspokoić... Chcesz, żebym przyjechała?
- Dziękuję, ale nie chcę sprawiać ci kłopotu. Jakoś sobie poradzę. Za chwilę ma przyjechać doktor Murray.
- W porządku, ale gdyby coś się działo, dzwoń do mnie bez względu na godzinę, dobrze?
- Oczywiście, dziękuję ci za wszystko.
- Nie ma sprawy. Trzymaj się, kochanie.
Po drugiej stronie zapadła nieznośna cisza. Odłożył telefon na szafkę, gdy dostrzegł, zaglądającą przez uchylone drzwi, Paris. Dziewczynka trzymała w rączce, bezwładnie zwisającego, pluszowego zająca i z uwagą wpatrywała się w ojca. Nie powinna wchodzić do pokoju. Mogłaby się zarazić, a jak na jeden dzień było już wystarczająco dużo wrażeń. Nie zastanawiając się nad tym, co robi, odsunął dziewczynkę na zewnątrz i zamknął jej drzwi przed nosem. Brakowało tylko tego, by w domu wybuchła prawdziwa epidemia grypy. Poddenerwowany, wrócił do łóżka chorego malca i pogładził go po mokrych od potu, blond włoskach. Wciąż był rozpalony, ale wydawało mu się, że temperatura nieznacznie spadła. Dla pewności po raz kolejny użył termometru i odetchnął z ulgą. Rzeczywiście, sytuacja ulegała poprawie, jednak do stanu normalnego było jeszcze daleko... Usiadł na podłodze, przy swoim synu i z zapałem rozpoczął głośną lekturę przygód niezbyt mądrego misia, zwanego Puchatkiem. Gdy dobrnął do końca pierwszej historyjki, sypialnię wypełnił rytm z przeboju "Bootylicious" zespołu Destiny's Child. Po przeczekaniu zapewne kilku sygnałów odebrał, podniesiony na duchu coraz lepszym samopoczuciem chłopca, który uśmiechał się słabo, odebrał. Głos w słuchawce nieco go zaskoczył.
- Wolisz białe, czy czerwone?
- Dani? O czym ty mówisz?
- Pytam, czy wolisz wino białe, czy czerwone, bo nie wiem, jakie powinnam przynieść dziś wieczorem... Coś się stało? Brzmisz jakoś dziwnie.
- Właściwie to tak - odpowiedział, wdychając. - Prince złapał jakieś paskudne przeziębienie i ma wysoką gorączkę już od rana. Obawiam się, że będziemy musieli przełożyć nasze spotkanie.
- Hmm... w porządku. W takim razie, do zobaczenia innym razem.
Rozłączyła się. Nie sądził, by była zadowolona z takiego obrotu sprawy, jednak nie mógł nic na to poradzić. Dzieci były najważniejsze. Nic i nikt nie był w stanie tego zmienić. Spojrzał na syna, z którego policzków zniknęły rumieńce, śpiącego smacznie z pluszową podobizną Spider-Mana w objęciach. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Zmęczony całym stresem zostawił chłopca w pokoju i sam ruszył w stronę kuchni, chcąc coś przekąsić. Nie miał nic w ustach od wczorajszego lunchu w fundacji, ale do tej chwili nie odczuwał głodu. Teraz, jego brzuch domagał się jedzenia w trybie natychmiastowym, wygrywając marsze tak głośne, że słychać je było w przestronnych korytarzach Neverlandu. Gdy wreszcie dopadł drzwi lodówki i wyciągnął z niej całkiem pokaźny kawałek ciasta marchewkowego, zmroził go poważny, damski głos.
- Panie Jackson... Za pół godziny podam obiad. Czy nie sądzi pan, że to nie jest odpowiedni moment na podjadanie? - kucharka zmierzyła go wzrokiem, wycierając ubrudzone mąką ręce o zielony fartuch.
- Kai, proszę, nie jadłem nic od wczoraj. Mogę podkraść tylko kawałeczek?
Użył swojej miny niewinnego szczeniaczka, którą, dawniej nieświadomie, teraz z premedytacją, podbijał kobiece serca. Działała bez zarzutu. Nie inaczej było i tym razem.
- W porządku, ale niech pan potem nie mówi, że nie zmieści mojej zapiekanej papryki z kurczakiem i kaszą jaglaną.
- Zjem wszystko do ostatniego ziarenka, moja kochana Kai. Swoją drogą nie wie pan, co stało się naszej księżniczce?
- Jak to, co jej się stało? Coś z nią nie tak? - zapytał w przerwie od łapczywego pochłaniania ciasta. Nawet nie zauważył, że całą koszulę pokrywały teraz drobne okruszki.
- Mijałam ją, wracając od Princa, jak przebiegała przez salon i zanosiła się od łez.
Mała cząstka wypieku utknęła mu w gardle, co spowodowało męczący kaszel. Przecież to on był powodem łez własnej córki... Z głośnym tąpnięciem odstawił talerzyk i pobiegł do sypialni na piętrze. Pokój wypełniony lalkami z chyba każdego zakątka na ziemi byłby prawdziwym rajem dla wszystkich dziewczynek, ale nie dla Paris. Ona była inna, wyjątkowa, może odrobinę chłopięca, ale czy to nie to kochał w niej najbardziej? Nie pozwalała dokleić sobie żadnej etykietki. Teraz słyszał jej cichy szloch w odległym kącie tej świątyni dziewczęcych zabawek i nie wahał się ani chwili. Siedziała, podkurczając nogi i obejmując je ramionami, smutna jak nigdy przedtem.
- Córeczko... Tak strasznie cię przepraszam. Puściły mi nerwy. Twój brat był bardzo poważnie chory, a ja tak się o niego zamartwiałem, że zupełnie zapomniałem o tobie. Kochanie, nie masz pojęcia, jak mi przykro... - palcami delikatnie wycierał łzy spływające po jej twarzyczce. - Kocham cię. Kocham całą waszą trójkę najmocniej na świecie i wiesz, że nic tego nie zmieni. Przyjmiesz moje przeprosiny?
Mała patrzyła na niego bystrymi oczami o barwie akwamaryny, które odziedziczyła po matce i milczała. Dopiero po dłuższej chwili wzięła w swoje rączki jego dłoń i trzymała tak, dopóki ojciec nie przytulił jej do piersi.
- Obiecuję ci, skarbie, że ostatni raz płakałaś z mojego powodu... - dodał, całując jej czoło.


5 komentarzy:

  1. Biedny Prince. :c Ale ja nadal twierdzę, że Danielle jest zła. Ona jest strasznie zUa, mówię Wam! Czekaj... Powiem siostrze, żeby pogłośniła telewizor, bo The Rolling Stones leci.. No, już jestem. c: No,a le widać, że Michael kocha swoje dzieci, bardzo.
    Jak zawsze cudnie!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Gdybym była na miejscu małej, wykrzyczałabym wszystko Michaelowi
    xD
    Część cudna! Jak zwykle czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  3. To na stówe ta Danielle przyniosła tą chorobę! XD Ona jest podejrzana i pewnie ten biznesmen każe jej zniszczyć Michaela. Czekam z niecierpliwością na nowe rozdziały bo muszę się dowiedzieć czy miałam rację xD pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet nie wiesz jaką miałam minę gdy weszłam na Twój blog. Najpierw szok i niedowierzanie, a później wzruszenie ogromne...
    Michael... Dzięki Tobie poczułam się tak jakby był obok mnie. Tak pięknie i naturalnie go przedstawiasz. Jest kochany, cudowny, że się zaraz rozpłynę. Mój idol od lat :*
    właśnie zyskałaś stałą czytelniczkę. Mam nadzieję, że kolejny rozdział szybko się pojawi.
    Pozdrawiam. :)
    ogien-i-lod.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. przepraszam, że tak późno komentuje kolejne Twe cudo, ale ostatnie dni były trochę zakręcone xD
    ależ ta Danielle jest dziwna, przecież to są jego dzieci, heloł! więc o co jej chodzi z tym rzucaniem słuchawką i obrażaniem się, tudzież strzelaniem focha? -,-
    niech nie zachowuje się jak rozkapryszona księżniczka! a Mike niech przejrzy w końcu na swe piękne oczęta, że ona nie jest da niego.
    tak rzekłam, Twoja redhead. ;*

    OdpowiedzUsuń