Przepraszam, że tak późno dodaję kolejną część opowiadania, ale nawał obowiązków przytłoczył mnie tak, że właściwie nie miałam czasu, by nad nim popracować. Kolejne fragmenty będą od teraz dodawane mniej więcej co tydzień, a nie tak jak przedtem, dwa razy w tygodniu. Mam nadzieję, że nie będzie to dla Was problemem. Dziękuję za wszystkie odwiedziny i komentarze. Życzę miłej lektury :)
Liberian_Girl
Temperatura Prince'a, jak na razie, wróciła do normy, dzięki czemu wszyscy w domu mogli odetchnąć z ulgą. Doktor Murray kończył właśnie osłuchiwanie małego pacjenta, gdy do pokoiku pełnego dziecięcych zabawek zajrzała dziewczynka, o zaczerwienionych od wcześniejszego płaczu, oczach. Teraz już promieniała radością, którą zamierzała podzielić ze starszym bratem.
- Cześć Paris, jak się masz? - lekarz widywał małą dosyć często, odkąd jej ojciec zwiększył częstotliwość przyjmowania leków przeciwbólowych.
- Dzień dobry. Mogę wejść?
Medyk od pierwszego dnia był pod ogromnym wrażeniem kultury, z jaką odnosiły się do wszystkich dzieci Jacksona. Michael uczył ich szacunku do innych, co zaowocowało ich nienagannym zachowaniem w towarzystwie i z pewnością dumą ojca.
- Oczywiście, twój brat czuje się już lepiej. Może opowiesz mu jakąś bajkę? Nie widziałaś może taty?
- Tatuś już idzie.
Dziewczynka natychmiast przycupnęła przy łóżku brata, zabawiając go improwizowanym przedstawieniem, w którym, w głównych rolach, obsadzono misie i lalki. Lekarz pogładził jasne włosy chłopca i uściskiem dłoni pożegnał jego młodszą siostrę, po czym, upewniwszy się, że spakował wszystkie rzeczy, opuścił dziecięcy pokój.
- Och, to pan, panie Jackson! - o mały włos nie uderzył go otwieranymi drzwiami. - Ja już będę się zbierał. Chłopiec ma się dobrze. Proszę mierzyć temperaturę co dwie godziny i gdyby cokolwiek się działo, proszę dzwonić.
- Bardzo dziękuję, doktorze. Odprowadzę pana.
Ramię w ramię podążyli w kierunku drzwi wejściowych, gawędząc przy tym o dzieciach i pogodzie. Murray, co prawda, leczył go od niedawna, ale zdążył zdobyć już jego pełne zaufanie podejściem do Princa i Paris, a także małego Blanketa. Właściwie, nie miał lekarzowi nic do zarzucenia.
- Jeszcze raz serdecznie dziękuję. Życzę bezpiecznej podróży i niech pan koniecznie pozdrowi rodzinę.
- Dziękuję, pozdrowię. Do zobaczenia.
Po naciśnięciu klamki, drzwi lekko skrzypnęły i otworzyły się, zupełnie zaskakując stojącą przed nimi dziewczynę, której ręka zawisła w powietrzu. Miała na sobie flanelową koszulę wpuszczoną w poprzecierane jeansy, a niesforne, rude loki ujarzmiał wysoki kucyk. Bez grama makijażu wciąż wyglądała cudownie. Obaj mężczyźni zatrzymali wzrok na srebrnym wisiorku znikającym pomiędzy nienachalnie wyeksponowanymi piersiami młodej kobiety. Ta, po dłuższej chwili ciszy, chrząknęła znacząco, na co, jako pierwszy oprzytomniał medyk.
- Będziemy w kontakcie, panie Jackson - powiedział i zniknął we wnętrzu swojego auta.
Patrzyli za odjeżdżającym samochodem, jakby nie zauważając swojej obecności. Dopiero, gdy srebrna Honda schowała się za najdalszym zakrętem, mężczyzna odważył się podjąć rozmowę:
- Co ty tu robisz, Dani?
- Myślałeś, że zostawię cię samego tylko dlatego, że twój synek jest chory? - zapytała, chwytając go za rękę dłonią, w której nie trzymała podejrzanie wyglądającej torby sportowej. - Za kogo ty mnie masz, Michael? Przyszłam ci pomóc.
Czyżby właśnie rodziło się między nimi coś więcej niż przelotny romans, jeden z tych, które na starość wspomina się z uśmiechem i odrobiną żalu, że czasu nie da się cofnąć? Był od niej nieco wyższy, dlatego pochylił się odrobinę i złożył pocałunek na jej czole, upajając się jednocześnie zapachem jej skóry. Przyszła tutaj, chociaż nie musiała. Miał ochotę unieść ją do góry, zakręcić wokoło i już nigdy nie wypuszczać ze swoich ramion... I pewnie tak by się stało, gdyby nie ciche kwilenie, które przekazywała elektroniczna niania z pokoju na piętrze. Jeszcze raz, trochę subtelniej, cmoknął ją w policzek i powiedział kojącym, jak letni wiatr, głosem:
- Blanket domaga się kolacji... Chciałabyś nakarmić go ze mną?
- Jasne!
Trzymając się za ręce, ruszyli w kierunku sypialni będącej jednocześnie pokoikiem malucha.
Zachowanie Danielle z nexta na next mnie intryguje :D Cóż oni wymyślili?
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na ciąg dalszy :)
Dobrze, że chociaż z Prince'm wszystko w porządku, ale ta cała Danielle... Nadal za nią nie przepadam, no, bo wydaje mi się taka, no... Zła? Nie, zła to złe określenie. "Zła to złe" ;_; Nie potrafię się wyrazić. Tylko co chce zrobić ten cały biznesmen?
OdpowiedzUsuńCudnie, jak zawsze.
Weny!
mimo że jest wręcz słodka jak miód jakoś ciężko mi się do niej przekonać... po prostu nie wierzę w jej szczere intencje w stosunku do Mike'a..
OdpowiedzUsuńno cóż, zobaczymy co się wydarzy dalej ;D
buziaki, redhead. ;*