sobota, 9 sierpnia 2014

Lie To Me In A Whisper_7

Chciałabym bardzo podziękować Faith i redhead za wszystkie komentarze i ogromne wsparcie. Jesteście wspaniałe.
Much Love
Liberian_Girl

- We pray for our fathers, pray for our mothers... Whishing our families well ...
Jego dźwięczny głos rozchodził się w doskonalej akustycznie sypialni dziecięcej. Wraz ze starszymi pociechami siedział po turecku w ich skrytce pod sufitem pokoju i nucił jedną ze swoich ulubionych piosenek. Maluchy, bez namowy, przyłączyły się do niego we fragmentach, które zdążyły już zapamiętać, jednocześnie uważnie śledząc wzajemne ruchy, podczas gdy w Monopoly. Dobrze wiedziały, że ich ojciec bywa czasem zbyt rozrzutny, a także nieco naiwny, co prowadzi do jego nieuchronnej zguby w świecie gry planszowej. Zdarzało się, że wykorzystywały tę wiedzę z niewinnymi uśmieszkami na ich anielskich buziach. Nie podejrzewały jednak, że ojciec celowo wpada w ich zasadzki, by po raz kolejny pozwolić im triumfować. Przy jednej z takich potyczek, każde posunięcie z uwagą śledziła przyjaciółka pana domu, "ciocia Karen".
- Michael, nie sądzisz, że źle robisz, pozwalając im ciągle wygrywać?
- Dlaczego tak myślisz?
- Będą myślały, że wszystko w życiu przychodzi z łatwością, a oboje wiemy, że z takim nastawieniem szybko się rozczarują.
- Karen, ja nie staram się utwierdzić ich w przekonaniu, że życie to błahostka, a jedynie wspomóc ich morale.
- Widzę, że styl militarny zagościł też w twoim słownictwie - zauważyła, nie bez uśmiechu.
- Tak jest, pani kapitan!
Teraz, gdy rodzeństwo, całkowicie uczciwie, rozkładało go na łopatki, zastanawiał się nad tym, co wtedy powiedziała mu przyjaciółka. Nie sądził, by źle wychowywał swoje dzieci. Od zawsze starał się być najlepszym ojcem w całej Ameryce, a nawet na całym świecie. Pozwalał im dorastać w poczuciu bezpieczeństwa i siły miłości. Od niemowlęctwa wpajał im, że Miłość może zbawić ludzkość i uleczyć świat, a to właśnie powinno być zadaniem każdego człowieka. W myśl tej prawdy zaintonował melodię płynącą prosto z jego serca:
- Heal The World... Make it a better place. For you and for me and the eintre human race. There are people dying if you care enough for a living, Make it a better place for you and for me...
- Tatusiu - jego dłoń ujęła ziewająca Paris - obejrzymy "Bambiego"?
- Widzę, że ktoś tu jest śpiący. Dziś jest już za późno, kochanie, ale obiecuję, że jutro razem obejrzymy, co tylko będziecie chcieli.
- A przeczytasz nam bajkę na dobranoc, tatusiu? - zapytał Prince, układając parcele w odpowiedniej przegródce.
- Oczywiście. Grace pomoże wam się przygotować się do spania, a ja zapytam Blanketa, czy ma ochotę do nas dołączyć.
- Ale przecież on jest jeszcze za mały... Nic nie zrozumie - odparła dziewczynka z przekonaniem.
- Wasz braciszek rozumie więcej, niż wam się wydaje... No już, zbierajcie się.
Maluchy podbiegły do przysłuchującej się rodzicielskiej rozmowie opiekunki i pociągnęły ją w stronę łazienki. Michael pokiwał głową, uśmiechając się do siebie, po czym ruszył w stronę swojej sypialni. To tam, jeszcze przed jego narodzinami, ulokował kołyskę Blanketa. Chłopiec, który zdążył przed paroma dniami  postawić już swoje pierwsze kroki, wyciągał rączki ku dominującej nad nim postaci ojca. Było niewiarygodnym, jak bardzo malec przypominał jego samego. Najbliżsi przyjaciele dowcipkowali, mimo tego że Prince urodził się przed pięcioma laty, że dumny tata dopiero teraz doczekał się swojego klona. Najmłodszy z Jacksonów uśmiechał się, ukazując pojedynczy ząbek, będący przyczyną ich wspólnych, nieprzespanych nocy. Michael dziękował Bogu za całą trójkę, bo to za ich sprawą pojął, na czym naprawdę polega życie.
- Blanket, skarbie, co ty na to, żeby posłuchać bajki razem z rodzeństwem? - zapytał, podając małemu swoją misiową dłoń.
Maleńka rączka zacisnęła się wokół jego długiego palca, co szczęśliwy ojciec uznał za znak zgody. Ostrożnie ujął chłopca, podniósł i przytulił do piersi. Dziecko, z główką wspartą o jego klatkę, uspokajało się, słuchając bicia jego serca. Chwilę potem, gdy obydwaj znaleźli się już w pokoju dwojga starszych dzieci, pan domu umościł syna wygodnie w swoich ramionach. Paris i Prince ulokowali się w swoich łóżkach i ze zniecierpliwieniem oczekiwali rozpoczęcia wieczornego rytuału.
- Na co dziś macie ochotę? - zapytał nieco sennym głosem.
- Dziewczynkę z zapałkami - szepnęła córka.
- Grace, podałabyś mi książkę?
Opiekunka sięgnęła na półkę wypełnioną książeczkami dla dzieci i wybrała jedną z nich, z zimowym krajobrazem na okładce. Michael, ręką, którą nie podtrzymywał najmłodszego syna, otworzył ją i zaczął lekturę. Dzieci, przykryte lekkimi kołderkami ze wzorami ich ulubionych bohaterów, z ogromnym zainteresowaniem wsłuchiwały się w słowa ojca. Mimo, iż słyszały tę bajkę już wielokrotnie, z uwagą śledziły jej przebieg. Za pośrednictwem słów docierały do miasteczka, zimnego od zimowych wiatrów i chłodu ludzkich serc. Razem z dziewczynką przedzierali się przez zaśnieżone uliczki i oglądali różne obrazy w świetle płomieni, jakie wyzwalały pojedyncze zapałki. Przez moment wydawało mu się, że w ich oczach odbijały się iskierki, gdy każda z małych pochodni rozpalała się, a gdy gasła, iskierki znikały. Podczas gdy opowieść dobiegała końca, dyskretnie otarł łzę, spływającą po jego policzku.
- Tatusiu, dlaczego dziewczynka umarła? - zapytał cicho Prince, przerywając ciszę.
- Widzisz, dziewczynka z zapałkami była bardzo samotna na tym świecie. To obojętność ludzi na jej cierpienie sprawiła, że musiała odejść. Ale znalazła się w lepszym miejscu, jestem tego pewien.
- W Niebie? - tym razem pytanie zadała pięciolatka.
- Tak, Paris. Poszła do Nieba, żeby spotkać się ze swoją babcią
- Tak jak Stan?
- Nie, skarbie - uśmiechnął się pobłażliwie. - Stan poszedł do psiego raju. Biega sobie teraz po zielonych łąkach, zakopuje swoje skarby i bawi się całymi dniami. I na pewno gryzie wszystkie buty, jakie wpadną mu w łapy.
- Tęsknię za nim...
- Nie martw się, kwiatuszku. A teraz już śpijcie. Dobranoc. Bardzo was kocham - całując główki swoich pociech.
- My ciebie też, tatusiu.
Okrył je szczelniej kołderkami i zgasił światło, po czym, ze śpiącym Blanketem na ramieniu, udał się do własnej sypialni. Kiedy już maluch leżał w niewielkiej kołysce, mógł wreszcie zająć się sobą. Dzień spędzony w towarzystwie dzieci wpłynął kojąco na jego duszę. Te małe istotki inspirowały go swoją niewinnością i szczerością serca. Nadawały sens jego życiu, pozwalały mu nie tracić nadziei na działalność Boga w naszym świecie. Bo najważniejsze, to nosić głowę wysoko i z odwagą patrzeć w przyszłość, tak jak one. Keeping your head up to the sky... Starając się nie zbudzić swojego synka, zamknął się w łazience przylegającej do pokoju i przy nikłym świetle pojedynczej lampy uklęknął obok umywalki. Z kieszeni wyjął nowy telefon podarowany przez Franka, w ostatnie Boże Narodzenie i włączył dyktafon. Przygotowane akustycznie pomieszczenie przyjmowało jego melancholijny głos, zdradzający nutkę nadziei. Swoją drogą to zabawne, jak przy najmniejszym bodźcu w jego głowie  pojawiały się kolejne melodie. Wszystko co tworzył, pochodziło od Boga, a on był jedynie instrumentem w Jego rękach. Zajęło mu około trzydziestu minut, by nagrać wstępną wersję nowej piosenki.




2 komentarze:

  1. Nie masz za co dziękować.
    To kurde, chamstwo nie komentować tak dobrego opowiadania.
    Mike jest taki... słodki? Chyba tak.
    Albo raczej jego rodzina jest słodka.
    Prince, Paris i Blanket...
    Pięknie wszystko opisujesz a rozdział cudny!
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. nawet nie wiesz ile frajdy sprawiłaś mi tym wstępem... dziękuję, kochana ;*
    i zgadzam się z koleżanką, po przeczytaniu każdego z rozdziałów muszę naskrobać do Ciebie kilka słów, nie ma innej możliwości ;-)
    świetny odcinek... jeden lepszy od drugiego.
    pisząc komentarze mam za każdym razem deżawi ;P
    cały czas Ci słodzę, to się robi nudne, nie uważasz? hahaha xD
    a tymczasem, do następnego, redhead.

    OdpowiedzUsuń