- Kai, gdzie podziali się Prince i Paris?
-Grace zabrała całą trójkę do teatru, a później wejdą do domu bocznym wejściem, żeby nie przeszkadzać panu w spotkaniu - oznajmiła kucharka, raz po raz dosypując kolejne przyprawy do aromatycznego sosu.
- Powiedz jej, proszę, żeby przyprowadziła dzieci do jadalni. Chcę, żeby poznały mojego gościa.
- Dobrze, panie Jackson.
Niestety, nie dostrzegł błądzącego na jej ustach uśmiechu, będącego dowodem na to, że podejrzewała, kto może być tym tajemniczym gościem. Ostatnie przygładzenie kruczoczarnych włosów i szybkie spojrzenie w lustro. Mogło być gorzej. Wydychając nerwowo nadmierny entuzjazm, przekręcił gałkę w potężnych, mahoniowych drzwiach. Stała tam. Bardziej olśniewająca, niż kiedykolwiek przedtem. Eteryczna w zwiewnej, jedwabnej sukni, lekko opinającej jej zgrabne ciało. Uśmiech błądzący na jej ustach, wzmocnionych karminową szminką rozbłysnął, jak nocne niebo pełne gwiazd, gdy ich oczy się spotkały. Jego, głęboko brązowe, niepewne, oszołomione jej widokiem. Jej, pełne iskierek, koloru wzburzonego morza. Wokół siebie roztaczała zapach kwiatów i papierosowego dymu, co jeszcze bardziej go odurzyło. W ostatniej chwili, przywracając się do porządku, ujął jej delikatną jak świeży płatek róży, dłoń, ucałował i wręczył bukiet, mówiąc:
- Miło mi cię gościć, Danielle. Wyglądasz zjawiskowo.
- Dziękuję. To zaszczyt być w sławnym Neverlandzie. Bardzo dziękuję za zaproszenie i kwiaty. Czy to kalie?
-W rzeczy samej. Mam nadzieję, że je lubisz... Zapraszam do stołu.
- Uwielbiam.
Zgodnie z etykietą, odsunął dla niej krzesło i zaczekał, aż zajmie swoje miejsce, by dopiero wtedy usiąść naprzeciwko. W trakcie kolacji głównie przyglądali się sobie wzajemnie, rozkoszując się pysznymi potrawami przygotowanymi przez doświadczoną kucharkę. Danielle zalotnie uśmiechała się znad kieliszka, który co jakiś czas wypełniał się czerwonym, jak jej usta, winem. Nim się spostrzegli, ciepły blask świec zalał pomieszczenie, rozjaśniając mrok późnego wieczoru. W drzwiach wejściowych pojawiła się ciemnoskóra, niewątpliwie urodziwa kobieta, prowadząca przed sobą dwoje dzieci, a w ramionach tuląc niemowlę. Cóż mógł poradzić, że lubił otaczać się płcią piękną..? Maluchy podbiegły, wpadając w ramiona stęsknionego ojca, dopiero po dłuższej chwili zauważając gościa.
- Danielle, proszę poznaj moje największe skarby- Paris, Prince'a... - przejął otulonego w błękitny kocyk chłopca - i Blanketa.
Dziewczyna uśmiechnęła się do wpatrujących się w nią uważnie dzieci. Chłopczyk odważnie podszedł do gościa i wyciągnął rączkę, którą ta uścisnęła z poważną, adekwatną do sytuacji, miną. Jego młodsza siostra ukrywała się za plecami brata, niechętnie zerkając w stronę kobiety.
- No dalej, kochanie. Przywitaj się ładnie z naszym gościem - powiedział miękkim głosem.
Mała jednak dalej nie wykonała nawet najmniejszego kroku. Kiedy cisza zdawała się być coraz bardziej niezręczna, opiekunka postanowiła zabrać maluchy na górę. Dopiero wtedy zawstydzony gospodarz odezwał się tonem winowajcy:
-Bardzo cię przepraszam. Zupełnie nie wiem, co w nią wstąpiło.
- Nie masz za co przepraszać, Michael. Paris jest po prostu nieśmiała i nie możemy mieć jej tego za złe.
Dziewczyna położyła swoją lekką dłoń na jego, gładząc ją geście zrozumienia. Uśmiechała się tak uroczo, sprawiając, że czuł się tak, jakby czysty miód zalewał jego serce. Kobieta idealna - pomyślał.
- Interesujesz się sztuką? - zapytał, odsuwając od ust kieliszek z winem.
- Cenię sobie artystów renesansowych, najbardziej jednak podziwiam impresjonistów. Ten styl przenosi mnie w nieznane miejsca i powala oderwać się od rzeczywistości...
- W takim razie koniecznie muszę pokazać ci moją kolekcję albumów. Są tam zdjęcia najsłynniejszych dzieł w tym stylu. Oczywiście, jeśli będziesz miała na to ochotę.
- Z miłą chęcią!
Jej oczy błyszczały, gdy brał ją pod rękę, prowadząc w stronę bogatej biblioteki. Słodki uśmiech rozpromieniał jej oblicze, gdy spacerując z Michaelem, przyglądała się rodzinnym fotografiom oprawionym w kolorowe ramki. Kiedy już prawie dotarli do ulubionego miejsca pana domu, z małej torebki dobiegł ich dźwięk telefonu. Wyraz twarzy dziewczyny natychmiast się zmienił. Gdy tylko spojrzała na wyświetlacz komórki, natychmiast wyciszyła melodię i zwróciła się do mężczyzny przepraszającym głosem:
- Tak mi przykro, Michael... Muszę już wracać.
- Czy coś się stało? Dlaczego nie odebrałaś?
- Po prostu muszę już iść. Bardzo cię przepraszam. Nie musisz mnie odprowadzać, sama trafię do drzwi.
Trzymając rąbek długiej sukni, uciekła, odprowadzona echem stukających o parkiet obcasów. Nie zdążył jej zatrzymać . Zresztą jakie miał do tego prawo? Pewnie znudziło ją towarzystwo starego nudziarza i postanowiła wyjść przed czasem, nie sprawiając mu przy tym przykrości. W pewnym sensie potrafił ją zrozumieć. Jakaś część jego zdawała sobie sprawę, jak niewiele ma do zaoferowania tak młodej dziewczynie, jednak inna jego część stanowczo się buntowała. Był pewien, i od lat to sobie powtarzał, że natura romantyka kiedyś go zgubi. Zniechęcony, z niedokończoną lampką wina w dłoni, usiadł na tarasie przylegającym do biblioteki, skąd widać było główną drogę w Neverlandzie. Po usypanej z piaskowych kamyków szosie odjeżdżał wolno samochód, którym uciekał jego Kopciuszek. Przecież nawet zegar nie zdążył jeszcze wybić północy... Zamglonymi od łez oczami przyglądał się krzewowi różanemu, posadzonemu na jego polecenie przed rokiem. Był to kwiat sprowadzony z daleka, mający, po zakwitnięciu, zachwycić barwą i zapachem, jak dotąd jednak nie wypuścił ani jednego pączka. Długa, zielona łodyga, za jedyną obronę mająca kilka drobnych cierni, wspinała się po żeliwnej balustradzie na przekór rządzącym nią żywiołom. Zmagała się z północnym wiatrem, dzielnie znosząc wszystkie trudności., w oczekiwaniu na słońce. Czy i nad jego życiem ono ponownie zaświeci?
- Zdrowie pięknych dam! - wzniósł toast i wypił do dna.
coś mi się wydaje, że Danielle łączy jakaś dziwna i chyba niezdrowa relacja z tym biznesmenem... daje sobie rękę uciąć, że to on do niej dzwonił.
OdpowiedzUsuńgorzej, jak okaże się, że to ktoś inny, wtedy zostanę bez ręki ;D no cóż...
"cóż mógł poradzić, że lubił otaczać się płcią piękną?" haha, kocham to zdanie xD
pozdrawiam cieplutko, redhead.
No właśnie... Odniosłam takie samo wrażenie, jak redhead. W tym rozdziale Danielle wydała mi się taka... Nie wiem. Tak jakby, nie miała dobrych intencji co do Michael'a. Tak, tak właśnie myślę. A jeśli ona naprawdę jest kochanką tego całego, no, jak on się nazywał? Nie pamiętam nazwiska - biznesmena. Tego biznesmena, hm? Bo to trochę dziwne. Myślę, że ruda... NIE. Podejrzewam, że ona okaże się być troszeczkę inna.
OdpowiedzUsuńWeny!
Hej! Nadrobiłam całe Twoje opowiadanie i uważam, że jest cudowne!
OdpowiedzUsuńZapraszam też do mnie-http://mjopowiadaniafankifawi.blogspot.com/?m=1 :D