piątek, 19 września 2014

Lie To Me In A Whisper_16

Zapach kakaa i kawy unosił się się w jadalni dobudzając nieco jeszcze zaspanych domowników. Sok pomarańczowy w wysokich szklankach łapał promienie słońca wpadające przez okna i nasiąkał ich radością. Trudno było wyobrazić sobie lepszy sobotni poranek 23 września. Pierwszy dzień jesieni powitał rodzinę Jacksonów pogodą wręcz wymarzoną do spaceru alejkami bajkowego Neverlandu. Chrupanie idealnie zarumienionych tostów posmarowanych wedle uznania miodem lub dżemem malinowym, przerywały rozmowy i śmiechy. Ojciec z czułością wycierał kąciki ust swojego najmłodszego potomka, podczas gdy dwoje starszych dzieci zajadało przygotowane przez Kai śniadanie. Dziewczyna otulona szlafrokiem pana domu popijała małą czarną bez cukru, powłóczystymi spojrzeniami ściągając na siebie uwagę ukochanego. Czuła, że była bacznie obserwowana przez parę oczu barwy akwamaryny. Mała Paris, z nieco nadąsaną miną, bez radości przeżuwając kolejne porcje podawanego przez tatę jedzenia, nie spuszczała wzroku z intruza, który zakradł się do ich domu i bezceremonialnie zajął jej miejsce księżniczki tatusia. 
- Kochanie, nie jesteś głodna? Coś cię boli? - zapytał Michael, z troską przyglądając się swojej jedynej córce.
Dziewczynka nie zaszczycając zebranych odpowiedzią, zniesmaczona odsunęła od siebie talerzyk i skrzyżowała ramiona na piersi. Brązowe loczki okalające jej twarz drżały za każdym razem, gdy przecząco kręcąc głową, odmawiała kolejnych porcji. 
- Skarbie... Miałem ochotę na wspólny spacer z wami, ale nie będziesz mogła pójść, jeśli nie zjesz śniadania. Kto będzie karmił lamy i inne zwierzątka?
- Ale tatusiu...
- Nie ma żadnego "ale". Nie możesz wyjść z domu na czczo.
- A może dokończymy śniadanie później? - do rozmowy wtrąciła się, dotąd milcząca, Danielle. - Co ty na to, Paris?
Mała zmroziła kobietę spojrzeniem swoich szarozielonych oczu i niechętnie przytaknęła. Michael zachodził w głowę, co mogło sprawić, że jego ukochana córeczka tak otwarcie okazywała swoją awersję w stosunku do jego nowej... dziewczyny. Tak, stanowczo ciężko przechodziło mu to przez gardło. Nie był z żadną, którą mógłby nazwać swoją dziewczyną od momentu rozstania z Lisą Marie. To ona, jako ostatnia, prawdziwie posiadła jego serca i jeśli miał być szczery, nigdy nie zwróciła go w całości. Jakaś cząstka jego na zawsze pozostanie w jej rękach, pielęgnowana i kochana, lub zagrzebana wśród gruzów ich miłości. Nie mógł nic na to poradzić, jednak był pewien, że co by się nie zdarzyło, on do końca życia będzie dbał o kawałek panny Presley, mający swoje miejsce na dnie jego serca. Co do Debbie, sprawa miała się nieco inaczej. Zawarli ze sobą umowę i oboje dotrzymali zobowiązań. Łącząca ich przyjaźń nie przekształciła się jednak w nic więcej, chociaż i ona mogła liczyć na wspomnienie, okraszone uśmiechem. Pozostawała jeszcze tajemnicza nieznajoma, tak bardzo irytująca media swoją nieobecnością w jego życiu. Matka Blanketa, urocza, utalentowana, zabawna i intrygująca, zawróciła mu w głowie nie na żarty. Gotów był wiązać z nią swoją przyszłość, dopóki nie okazało się, że wyprzedził go (o sześć lat) jej obecny małżonek. Urodziła owoc ich miłości, po czym odeszła, jak gdyby nigdy nic, niebezinteresownie oddając mu dziecko. "Drobna zapłata" miała pomóc jej znieść rozstanie z "ukochanym synkiem" i pozwolić stanąć na nogi. W rzeczywistości wystarczyło na całkiem przyzwoitą willę z basenem, służbę i spokój do końca życia. Wtedy obiecał sobie, że ostatni raz dał się tak omamić kobiecie. Wiedział, że nie będzie w stanie pohamować swojego temperamentu, dlatego uwierzył, że jedynym ważnym dla niego aspektem kontaktów męsko-damskich będzie seks. Kolacja, gadka-szmatka, spacer do sypialni, miła noc i ciche wyślizgnięcie się dziewczyny z pokoju, zanim dzieci zdążą się obudzić. Sporo przedstawicielek płci prawdziwie pięknej przetoczyło się przez ten pokój, jednak jego dusza nigdy nie zaznała spokoju. I wtedy pojawiła się ona... Miała być, jak każda inna, na jeden wieczór, z nieprzewidywanym wspólnym porankiem. Czy już wtedy, gdy zasypiał obok niej po raz pierwszy, wiedział, że zapragnie w ten sposób odpływać w krainę marzeń każdej nocy? Teraz szedł z nią, ramię w ramię, za rączki prowadząc dwoje starszych dzieci, podczas gdy ona niosła jego najmłodszą pociechę. Przez chwilę przemknęła mu myśl, jak się zdawało, całkiem niedorzeczna. Pomyślał, że mogliby stworzyć prawdziwą rodzinę. Taką, o jakiej zawsze marzył. I czyż dzieci nie powinny wychowywać się z matką? Ta jedna myśl wystarczyła, by zasiać w jego sercu ziarenko niepokoju, które nie pozwalało skupić się na niczym innym.
- Michael? Wszystko w porządku?
- Hmm? - powrócił do rzeczywistości nieco skołowany, orientując się, że doszli już do mini Zoo.
- Dzieci pytają, czy mogą nakarmić zwierzęta...
Spojrzał w dół na syna i córkę, z niecierpliwością drepczących w miejscu. Z twarzyczki Paris zniknął grymas niezadowolenia widoczny jeszcze przed kilkoma minutami. Niemym skinieniem głowy wydał przyzwolenie na tę małą przyjemność, chcąc zostać sam na sam z dziewczyną swoich marzeń. Blanket, którego kołysała w szczupłych ramionach radośnie gaworzył i machał rączkami, sprawiając wrażenie naprawdę szczęśliwego. Kiedy przysiedli na jednej z ławeczek tuż obok ogrodzenia, wewnątrz którego przechadzały się dumne pawie, Michael odezwał się spokojnym głosem:
- Myślałaś kiedyś o tym, żeby wyjść za mąż?
- A ty myślałeś, żeby powtórnie się ożenić? - odpowiedziała pytaniem, gładząc główkę roześmianego brzdąca.
- Nie do chwili, gdy spotkałem ciebie. Myślisz, że byłabyś w stanie pokochać kogoś takiego, jak ja? Z pakietem wad i zalet, przyzwyczajeń i humorów, bez dołączonej instrukcji obsługi? 
- A co, jeśli już to zrobiłam?
Na jej pobladłą twarz opadło rude pasmo włosów, raz po raz rozwiewanych przez wiatr. Widział, że tonie w jego oczach, tak samo, jak on zapomniał się w jej spojrzeniu. Wszystko wydawało się być takie cudowne...
- Muszę wracać. Triscedorowie nie będą zadowoleni z tego, że tak długo nie wracam...
- Czekaj! Nie odpowiedziałaś mi na pytanie - krzyknął za odbiegającą Danielle, tuląc do piersi smutnego chłopca, którego przed chwilą wręczyła mu kobieta.
Nie mógł liczyć na odpowiedzieć. Jej drobna sylwetka zniknęła za rogiem domu, zapełniając jego głowę setkami myśli i wątpliwości.









3 komentarze:

  1. Danielle i tak jest zła! Paris ma rację, Michael nie powinien z nią być. Może i nie powiedziała mu tego tak prosto w twarz, ale daje sygnały. A najgorsze jest to, że oni chcą się chajtnąć. Nie, nie możemy do tego dopuścić, przecież ona i ten cały (uwaga wiem jak się on nazywa!)... Dobra, nie potrafię tego napisać. ;_;
    Ale nadal uważam, że Danielle jest okropnie zła. Albo przynajmniej została zmuszona do tego, aby zrobić coś Mike'owi. Ok, została, ale przecież może się postawić temu całemu biznesmenowi, tak? Sama już nie wiem...
    Cudny rozdział.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. dzieci czują takie rzeczy, czują kiedy ktoś jest nie szczery i ma złe zamiary...
    Paris ma rację!
    do następnego, redhead.

    OdpowiedzUsuń
  3. Next super! Danielle coraz bliżej zranienia Michaela... Mała Paris jest czujna xD Wie kim naprawdę jest Dani xD

    Zapraszam do siebie:
    http://mjopowiadaniafankifawi.blogspot.com/?m=1 :D

    OdpowiedzUsuń