piątek, 21 listopada 2014

This Is It_9

- Ostrożnie, Michael...
- Spokojnie, Bill. Nie jestem niepełnosprawny, tylko trochę zmęczony - uśmiechnął się, wspierając się na ramieniu przyjaciela, który pomagał mu wspiąć się po schodach.
- Wiesz, że nie możesz się forsować. Słyszałeś przecież, co powiedział lekarz.
Stopień po stopniu pokonywał odległość do swojej sypialni położonej na piętrze. Przed nim, na górę wbiegli Blanket i Paris, by przygotować pokój na przyjęcie starego lokatora, natomiast za nim, mozolnie dźwigając torbę z rzeczami ze szpitala, szedł Prince. Ochroniarze chcieli odciążyć chłopca, jednak ten z taką stanowczością oświadczył, że pomoże ojcu, iż nikt nie miał sumienia odbierać mu tej wątpliwej przyjemności. Teraz, mimo że unosił bagaż zaledwie na kilka centymetrów ponad ziemię, biła od niego ogromna duma. Kiedy wreszcie udało im się dotrzeć pod drzwi, Jackson podziękował przyjacielowi i już o własnych siłach dotarł do łóżka, na które opadł z niewypowiedzianą ulgą. Dzieci stały obok siebie, uśmiechając się do niego i czekając, aż wreszcie będą mogły w pełni się nim nacieszyć. Dzień wypisu ze szpitala nie należał do najprzyjemniejszych, bo chociaż mógł nareszcie wrócić do domu, nie obyło się bez przeszkód. Już przy wyjściu czekali na niego paparazzi, spragnieni zdjęć schorowanego Króla Popu, oślepiając go błyskami fleszy. Nie zabrakło także tłumnie przybyłych pod placówkę fanów, którzy wiwatowali, machali, rzucali mu pod nogi małe maskotki i prosili o autografy. Kochał ich, jak własną rodzinę, ale w tamtej chwili marzył tylko o tym, by stać się niewidzialnym. Aby niezauważenie przemknąć pośród rozkrzyczanego zbiorowiska i znaleźć się w bezpiecznych czterech ścianach swojej sypialni... Kiwnął ręką, by maluchy przybliżyły się do niego i na czole każdego z nich złożył czuły pocałunek.
- Skarby, nie obrazicie się, jeśli teraz trochę się położę? Obiecuję, że jutro spędzimy razem cały dzień.
- Odpocznij, tatusiu - powiedziała dziarsko dziewczynka. - Kochamy cię.
- Ja kocham was mocniej. Bawcie się dobrze i pilnujcie Kenya'i, bo Bill skarżył mi się, że za bardzo ją rozpuściliście.
Dzieci rozjaśniły na moment pokój swoim perlistym śmiechem i prysnęły jak bańka mydlana, zostawiając ojca samego. Powoli, nie chcąc, by plecy przeszył ponownie nieznośny ból, ułożył się wygodnie na dwuosobowym łóżku. Dłonie wciąż miał zmarznięte i blade, jednak nie tak, jak przed wypadkiem. Nie tylko to uległo zmianie na lepsze. Nogi nie ciążyły mu tak, jak przedtem, a oddech był głębszy i nie tak nerwowy. Wciąż miewał zawroty głowy, ale zdarzały się one coraz rzadziej. Dawki leków przeciwbólowych, choć zmniejszane, wystarczyły, by poskromić przypominające się dawne urazy. Jedynym problemem, z którym wciąż nie potrafił sobie poradzić, był sen. Przed śpiączką cierpiał na chroniczną bezsenność, lecz teraz po prostu bał się zamknąć oczy. Był przerażony myślą, że sytuacja sprzed dwóch miesięcy mogłaby się powtórzyć. Ten sen, który przyśnił mu się, gdy był nieprzytomny... Oglądał go, jak niewiarygodnie realistyczny film, w kinie, na który wcale nie kupował biletu. Do tej pory jego ciało przebiegały dreszcze, na samo wspomnienie tego, co wydarzyło się w tej nocnej marze. A gdyby to wszystko okazało się prawdą?
- Panie Jackson? - zza zamkniętych drzwi usłyszał kobiecy głos, który uwielbiał.
- Proszę wejdź, Kai.
Do środka weszła kobieta, ubrana w oliwkowo-zielony top na ramiączka i jeansy biodrówki, od czasu do czasu kusząco odsłaniające jej płaski brzuch. Kawowe włosy układały się w luźne fale wokół niewątpliwie pięknej twarzy, podkreślając czekoladowy kolor oczu. Za plecami, w dłoniach, trzymała coś, czego za wszelką cenę nie chciała pokazać Michaelowi. Przynajmniej na razie...
- Jak się pan czuje? - zapytała, posyłając mu szczery i pokrzepiający uśmiech. - Bardzo tu było pusto bez pana.
- Czuję się lepiej, dziękuję. Nawet nie masz pojęcia, jak tęskniłem za domem i dziećmi. No i oczywiście za twoją kuchnią... To co dostawałem w szpitalu - tu skrzywił się na samą myśl - w żaden sposób nie mogło się równać z twoimi arcydziełami.
Czy mu się wydawało, czy właśnie sprawił, że policzki kobiety oblał delikatny rumieniec? Musiał przyznać, że Kai od samego początku mu się spodobała, a to, że była tak świetną kucharką tylko przypieczętowało sprawę. Zatrudnił ją kilka lat temu i cicho adorował od momentu, gdy oczarowała go swoim uśmiechem po raz pierwszy. Oczywiście nie przyznał się do zadurzenia, ale subtelne gesty, jakie wykonywał pozwoliły jej zapewne domyślić się, co jest na rzeczy. Nigdy jednak nie wyszli poza sferę pracodawca-pracownica. On miał trójkę dzieci i wystarczająco dużo spraw na głowie, by dokładać sobie kolejną. Ona stawiała na karierę i rozwój, zapominając o tym, że młodym się jest tylko raz. W ten sposób żyli ze sobą, a jednocześnie obok siebie, bojąc się przyznać, że mogłoby ich łączyć coś więcej. Mężczyzna cicho chrząknął i zwrócił się do swojego gościa głosem ciepłym i słodkim, jak płynna czekolada:
- Powiedz mi, co tam chowasz, za plecami...
- Mam dla pana prezent. Przechodziłam obok księgarni i gdy ją zobaczyłam, od razu pomyślałam o panu.
Wyciągnęła do niego zadbane dłonie ujmujące niewielką paczkę owiniętą ozdobnym, bordowym papierem i przewiązaną srebrną wstążką. Michael niepewnie rozerwał starannie sklejone opakowanie i wydobył ze środka grubą książkę. Carlos Ruiz- Zafón, Gra Anioła - odczytał z należytą czcią, posyłając kobiecie pełne czułości spojrzenie.
- Pamiętam, jak spodobała się panu pierwsza część... Mam nadzieję, że i ta przypadnie panu do gustu.
- Dziękuję ci, Kai. Podejdź tu, proszę - powiedział, kiwając palcem, by się do niego przysunęła.
Kiedy tylko spełniła jego prośbę, delikatnie musnął wargami jej policzek, jednocześnie upajając się jej zapachem. Pachniała cynamonem, miodem i drewnem... Zamknął oczy i rozkoszował się tą krótką chwilą.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odpowiedziała, lekko zmieszana. - Teraz już pozwolę panu odpocząć. Czy przygotować coś do jedzenia?
- Nie, dziękuję... Nie jestem głodny.
Niemo przytaknęła i nie robiąc hałasu opuściła pokój, w którym temperatura na pewno podniosła się o kilka stopni. Michael przyłożył książkę do ust i ucałował każdy z rogów twardej okładki, jak to miał w zwyczaju przed rozpoczęciem pierwszej lektury*. Potem przekartkował powieść wdychając głęboko do płuc woń zapisanych tuszem stron. To na pewno będzie wspaniała przygoda. Czuł to całym sobą... Pisarz nigdy nie zapomina dnia, w którym po raz pierwszy przyjmuje pieniądze lub pochlebstwo w zamian za opowieść...* - rozpoczął czytanie, wciąż w myślach odtwarzając obraz rozpromienionej Kai.

* Michael rzeczywiście zwykł całować wszystkie rogi nowych książek, okazując w ten sposób szacunek do słowa pisanego;
* Autentyczny cytat z powieści Zafóna (którą polecam, równie gorąco jak pierwszą jej część pt.: Cień Wiatru), pierwsze zdanie rozpoczynające książkę.

2 komentarze:

  1. Kai. Mamy tutaj Kai. Kai, w której Michael się zadurzył. Nie. Boże. Co teraz? Ale tak z drugiej strony to nawet dobrze, że właśnie taka osoba istnieje w życiu Mike'a. No, bo co? Sarah? Sarah z dwójką dzieci? Dobra, Michael lubi dzieci, ale ma już swoje, a Kai jakoś bardziej mi tu pasuje. Nie wiem dlaczego, ale pasuje. Poza tym ona też coś do niego... On do niej, więc...? Nie pozostaje nic innego, jak powiedzieć sobie, co czują.
    No cóż, tym razem komentarzem nie zabłysnęłam, choć ja nigdy nim nie błyszczę... Tylko, że ja chcę strasznie wiedzieć, co dalej. Jak dalej. Kiedy dalej. Z kim dalej. Właśnie, z kim Michael pójdzie dalej? Kiedy pozna Sarah, jeśli w ogóle mają się spotkać? Czekam, i doczekać się nie mogę.
    Cudownie i weny, życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi również bardziej pasuje Kai niż Sarah, Faith wymieniła już dlaczego, więc nie bd przepisywać. Jednak jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy. I dobrze, że z Michaelem już lepiej xD
    Pozdr. Lolkaaa

    OdpowiedzUsuń