- Tato! Tatusiu..! Co się dzieje z moim tatą?!
Wystarczyło kilka minut, by w pokoju znalazła się także jego ukochana córeczka, która zawodziła głośno i wtulała się w pusty kształt na łóżku, jeszcze do niedawna będący jej ojcem. On też próbował krzyczeć, zwrócić na siebie ich uwagę, zrobić cokolwiek, by przywrócić im szczęście i spokój, jednak oni nie mogli go dostrzec. Był gdzieś pomiędzy życiem, a śmiercią, bez wpływu na to, co miało się wydarzyć. W pokoju nagle zjawiła się kolejna osoba.
- Prince, Paris, chodźcie do mnie.
Kai, ich kucharka, wyprowadziła dzieci na korytarz, a dalej, do pokoju zajmowanego przez dziewczynkę. Michael podążał za nimi, unosząc się wysoko nad ziemią, pozwalając bezkształtnym kroplom nicości kapać na dzieci. Kobieta ujęła dłonie podopiecznych i z żarliwą pokorą wypowiadała kolejne modlitwy w prośbie o życie dla człowieka, który przecież był jedynie jej pracodawcą. Chłopiec i jego siostra, pośród łez, powtarzali za nią, głęboko wierząc w cudowną moc słów nic nie znaczących w obliczu takiej tragedii. Chwilę potem widzieli wbiegających do środka sanitariuszy, którzy zaraz wywieźli z sypialni bezwładne ciało mężczyzny. Za nimi nerwowym marszem wyszedł lekarz, ocierając białą chusteczką krople potu, które zebrały mu się na czole.
- Dokąd go zabierają? - zdążyła przytomnie zapytać.
- UCLA Medical Center. Pojadę z nimi.
Wtedy dzieci na nowo wybuchnęły głośnym, rozdzierającym serce płaczem, wtulając mokre od łez twarzyczki w starającą się zachować spokój "ciocię". Już nic nigdy nie będzie takie, jak przedtem. Piotruś Pan odszedł, a cała Nibylandia od tej pory pogrążona w żałobie, zapomni, czym jest prawdziwa radość i miłość.
"Kiedy wejdziesz do ogrodu i zobaczysz setki, a może nawet tysiące róż, którą zerwiesz? Tę najpiękniejszą, prawda? Cóż, Pan Bóg postępuje tak samo."
- To trudne... uhmm... Mój brat, legendarny Król Popu, Michael Jackson zmarł w czwartek, 25 czerwca 2009 roku o drugiej dwadzieścia pięć po południu. Najprawdopodobniej doznał zatrzymania akcji serca w swoim domu, jednakże, przyczyna jego śmierci pozostaje nieznana do czasu wyników sekcji zwłok. Jego osobisty lekarz, który był z nim w tym czasie, próbował reanimować mojego brata, tak jak sanitariusze, którzy przewieźli go do Ronald Reagan UCLA Medical Center. Po przybyciu do szpitala około 1:14 po południu, zespół doktorów, włączając lekarzy ratunkowych i kardiologów, przystąpił do reanimacji trwającej ponad godzinę, która okazała się nieskuteczna. Nasza rodzina prosi, by media uszanowały naszą prywatność w tym trudnym czasie. Wszyscy uwielbialiśmy być z tobą, Michael. Zawsze. Kochamy cię.
I się stało.
OdpowiedzUsuńBoże, no, dlaczego? Michael nie żyje i teraz zastanawia mnie jedno - co dalej? Jak poprowadzisz to opowiadanie? Duch opiekujący się z Góry Paris, Blanketem i Princem? Ja nie wiem, jak to będzie...
Cóż, czekam na następną część opowiadania!
Weny!
Popłakałam się...
OdpowiedzUsuńŻyczę dalszej weny ♥
Smutne, bardzo smutne. Ale cudowne. Przeczytałam wszystkie Twoje genialne opowiadania, ale nie miałam czasu skomentować.
OdpowiedzUsuńPiszesz po prostu niesamowicie. Masz ogromny talent. Żałuję, że nie zajrzałam tu wcześniej. Życzę Ci weny i czekam z niecierpliwością na next. Może jakoś ożywisz Mike'a?
Lolkaaa