sobota, 8 listopada 2014

This Is Not It_5

Kręcone, czarne włosy były tego dnia jeszcze bardziej napuszone, niż zazwyczaj. Przeczesała je dłonią o smukłych palcach ozdobionych kilkoma pierścionkami i prostą, złotą obrączką, jednocześnie przeglądając się w lustrze. Nieznaczne zmarszczki, które pojawiły się wokół oczu i w kącikach ust nie poprawiały jej humoru. Spróbowała naciągnąć nieco zniszczoną skórę, mając nadzieję na nie najgorszy rezultat. Nie wyglądało to dobrze. Ze zrezygnowaniem wypuściła powietrze z ust i sięgnęła po czerwoną szczoteczkę do zębów. 
- Byłam pierwsza! 
- Idź stąd, dzieciaku! Ja spieszę się na uczelnię!
- A ja do szkoły! 
Sarah jeszcze raz głęboko westchnęła i uchyliła białe drzwi łazienki, ściskając szczoteczkę między zębami. 
- Dziewczyny, uspokójcie się. Annie wejdzie pierwsza.
- Ale mamo... - dwunastolatka tupnęła nogą. - Spóźnię się do szkoły.
- Nie marudź, Leah. Podrzucę cię, jeśli szybko zjesz śniadanie - powiedziała, nie zwracając uwagi na wyciekającą kącikiem ust białą pianę. - Cholera!
Plama na granatowej bluzce raziła wielkością. Kobieta powstrzymując się od przekleństw, wróciła do łazienki, wypluła wszystko co miała w ustach i otarła twarz ręcznikiem. Minęła córki, mruknąwszy jedynie łazienka jest wolna i zniknęła w swojej sypialni, trzaskając przy tym drzwiami. Pokój pomalowany kawową farbą, do którego uciekała za każdym razem, gdy w jej życiu działo się coś, z czym nie potrafiła sobie poradzić, był jej świątynią od pięciu lat. Długie zasłony, o dwa tony jaśniejsze niż ściany, otaczały duże okno, wpuszczające do środka pojedyncze promienie słońca. Obok małżeńskiego łóżka, na nocnej szafce, stał elektroniczny zegarek wyświetlający godzinę 6:42, podtrzymując złotą ramkę ze zdjęciem przedstawiającym niewątpliwie przystojnego, białego mężczyznę. Sarah wzięła głęboki wdech, po czym znów wypuściła powietrze z płuc, jednocześnie gładząc wizerunek żołnierza. Tylko nie teraz. Nie mogła się rozkleić... Odsunęła drzwi umieszczonej na przeciwległej ścianie szafy i wyciągnęła z niej szarą podkoszulkę. Zdjęła ubrudzoną bluzkę i wciągnęła na zgrabne, choć czterdziestodwuletnie ciało czyste ubranie, ramiona okrywając bluzą z kapturem w kolorze khaki. Przejrzała się w lustrze, poprawiając zawieszony na złotym łańcuszku krzyż. Kiedy już wydawało jej się, że zupełnie ochłonęła, z dołu dobiegł ją pisk starszej z córek.
- Oddawaj moje płatki, gówniaro!
- Sama jesteś gówniarą! To moje płatki!
- Przez ciebie spóźnię się na uczelnię!
Odruchowo sięgnęła po pełną zapewne niepotrzebnych rzeczy torebkę i zbiegła na dół. Kiedy już prawie dotarła do kuchni, usłyszała jeszcze jeden, żeński głos:
- Dziewczynki, nie możecie się tak kłócić... - zatrzymała się za drzwiami, pozostając niedostrzeżoną. - Widzicie, że mamie nie jest łatwo, prawda? Odkąd zabrakło taty musi zastępować wam oboje rodziców... Proszę, bądźcie bardziej wyrozumiałe i nie dokładajcie jej zmartwień...
- Radzę sobie świetnie, mamo - powiedziała, wszedłszy do kuchni ku zaskoczeniu swojej teściowej. - Nie martw się o mnie. Leah, zabieraj plecak i pakuj się do samochodu 
- Ale nie jadłam jeszcze śniadania...
- Dam ci pieniądze. Kupisz sobie kanapkę w bufecie. Ruszaj się.
Dziewczynka ściągnęła brwi i niechętnie założyła plecak na ramię. Ciemne, kręcone włosy, które odziedziczyła po matce ściągnęła grubą frotką w wysoki kok i stanęła w progu, gotowa do wyjścia. Matka, nerwowo zerkając na tarczę zegara wiszącego nad lodówką, sięgnęła po zielone jabłko i odgryzła jego soczysty kawałek. Obie z córką były już prawie przy drzwiach, gdy zatrzymał je głos najstarszej z kobiet:
- Nie zapomniałaś o czymś, Leah?
Mała cofnęła się do kuchni, by ucałować policzek swojej babki, co było ich codziennym rytuałem odkąd tylko sięgała pamięcią. Sześćdziesięciopięcioletnia kobieta pogładziła głowę dziewczynki i szepnęła:
- No leć już - po czym już głośno dodała - Jedźcie ostrożnie.
Sarah westchnęła głośno, jak to miała w zwyczaju, energicznym krokiem wychodząc z domu wprost na podjazd, na którym stała dziesięcioletnia Honda CR-V LX. Samochód porozumiewawczo mrugnął światłami, dając im do zrozumienia, że drzwi zostały odblokowane. Dziewczynka ulokowała się na siedzeniu obok kierowcy, z uwagą przyglądając się swojemu odbiciu w bocznym lusterku. Nie pozostało to niezauważone przez jej matkę, która wkładając kluczyk do stacyjki, zapytała pobłażliwym tonem:
- A tobie co? Patrzysz, czy przypadkiem nie przybyło ci zmarszczek? - nie mogła powstrzymać uśmiechu, obserwując miny robione przez córkę.
- Nie ważne - odburknęła, kierując wzrok w zupełnie inną stronę.
- Leah, wstałaś dziś lewą nogą, czy co?
Mówiąc to, złożyła na jej czole czuły pocałunek. Mała wykrzywiła się  w grymasie niezadowolenia, z nieudawaną irytacją wycierając ślad szminki, jaki pozostawiły usta rodzicielki. Samochód zamruczał, jak dziki kot szykujący się do ataku, by chwilę potem nieoczekiwanie zgasnąć. Kobieta spróbowała odpalić go jeszcze kilkukrotnie, jednak nie przynosiło to oczekiwanego rezultatu. Zrezygnowana, uderzyła ręką w kierownicę, czego natychmiast pożałowała. Gorący ból rozszedł się po zaciśniętej w pięść dłoni. Mimo to, zacisnęła na chwilę zęby, by następnie, robiąc dobrą minę do złej gry, z zawadiackim uśmieszkiem zwrócić się do córki:
- Co powiedziałabyś na małe wagary? Dawno nigdzie razem nie wychodziłyśmy.
- Mam dziś sprawdzian z przyrody.
- Rzeczywiście... Ale busem w życiu nie zdążymy tam na czas.
Matka bezradnie wzruszyła ramionami, odgarniając niesforne pasmo włosów, które bez przerwy opadało jej na czoło. Gorączkowo myślała nad rozwiązaniem problemu, gdy zobaczyła podjeżdżający pod ich dom, srebrny samochód. Dzięki przyciemnianym szybom nie mogła rozpoznać kierowcy, szybko jednak domyśliła się, że właścicielem auta jest nikt inny, jak chłopak jej starszej córki, Sean. Zaraz z domu, z termosem ulubionej, zbożowej kawy, wybiegła Annie. Sarah wysiadła, natychmiast zwracając na siebie uwagę młodych ludzi.
- Mamo, a wy jeszcze nie w drodze? - zapytała jasnoskóra blondynka, której szaroniebieskie oczy wyglądały dokładnie tak, jak jej ojca.
- Dzień dobry, pani Anderson - z samochodu wyłonił się dwudziestoletni mężczyzna.
- Ten stary gruchot chyba na dobre skapitulował...Cześć, Sean. - dodała po chwili, jakby przypominając sobie o obecności chłopaka.
- Może gdzieś panią podrzucić?
- Nie dziękuję, ja sobie jakoś poradzę... Ale może po drodze na uczelnię, moglibyście podwieźć małą do szkoły?
- Ale wtedy my spóźnimy się na zajęcia - zaczęła niechętnie Annie.
- Nie jestem mała - zza opuszczonej szyby warknęła dwunastolatka.
- Nie ma sprawy, pani Anderson. Podrzucimy ją pod samo wejście.
- Będę ci ogromnie wdzięczna. No dalej, Leah. Pospieszcie się, bo inaczej wszyscy się pospóźniacie.
Z ust niezadowolonej dwudziestolatki dało się słyszeć ciche mruknięcie brzmiące jak coś w rodzaju serio?, jednak nie robiła większych problemów i z urażoną miną zajęła miejsce obok kierowcy. Równie zdemotywowana dziewczynka wpakowała się na tylne siedzenie i wreszcie wszystkie drzwi zamknęły się, a auto odjechało. Sarah, nie zauważając, iż ktoś obserwuje ją z okna jej własnego domu, oparła się o maskę zepsutego samochodu i jak zawsze przy takich okazjach głośno wypuściła powietrze z płuc. To, że spóźni się do pracy, było już niemal pewne. Teraz kwestią niewyjaśnioną pozostawało to, czy w ogóle uda się w niej dziś pojawić. Chwyciła się dłońmi za głowę i nabrała powietrza, wypychając przy tym policzki.
- Coś się stało, pani Anderson?
Obejrzała się, by po drugiej stronie ulicy, na trawniku, przed identycznym jak jej domem, zobaczyć ciemnoskórego mężczyznę w nieco wyciągniętym T-shircie i szarych spodniach od dresu, który w jednej ręce dzierżył kubek z parującą zawartością, a pod pachą trzymał poranną gazetę. Dwudniowy zarost tylko dodawał uroku jego przystojnej twarzy z wyraźnie zarysowaną szczęką i brązowymi oczami, czego kobieta zdawała się zupełnie nie dostrzegać.
- Nic takiego, panie Walters. Po prostu zepsuł mi się samochód.
- Może mógłbym jakoś pomóc? Chętnie podwiozę panią, dokądkolwiek pani wskaże - zadeklarował, po czym posłał jej serdeczny uśmiech.
- Nie chciałabym sprawiać kłopotu...
- To naprawdę żaden kłopot. Proszę dać mi tylko minutę na przebranie, zgoda?
- Zgoda. Dziękuję panu.
Mężczyzna, nie zwlekając dłużej, zniknął we wnętrzu swojego domu, pozostawiając Sarah, jak jej się wydawało, sam na sam. Co to właściwie za facet - zaczęła się zastanawiać, oczekując jego powrotu. Na oko trzydziestoletni, dość przystojny i uprzejmy, co ostatnio było coraz rzadziej spotykane. Mieszkał w tej okolicy chyba od kilku lat, jednak nigdy nie utrzymywali bliższych stosunków, czego nie zamierzała zmieniać w najbliższym czasie. Jednak zanim cokolwiek więcej zdążyło urodzić się w jej głowie, Ethan Walers powrócił, spryskany w odpowiedniej ilości całkiem przyjemnymi perfumami i ubrany w jeansowe spodnie oraz biały t-shirt i marynarkę. Szarmancko otworzył drzwi swojego czarnego Chevroleta i pozwolił wsiąść sąsiadce. Wtedy to zasłonka w oknie kuchni domu Andersonów ponownie poruszyła się, a ukrytej za nią babce - Erin  uśmiech rozjaśnił pomarszczoną, ale wciąż piękną twarz.

2 komentarze:

  1. I jestem. I nie wiem. Nie mam pojęcia. Co z Michaelem? Co z nim będzie miała wspólnego Sarah i jej córki? To mnie właśnie zastanawia... Mąż Sarah tak samo jak Mike, nie żyje, więc? A może żyje? Nie wiem, raczej podejrzewam, że nie. Tylko o co chodzi z Jacksonem? Ha, w ogóle na to imię 'Erin' to się uśmiechnęłam, bo kojarzy mi się z byłą żoną Axl'a Rose'a.
    Ale mamy jeszcze Ethana! I również muszę zapytać - co z nim?
    Coś się stało w tym rozdziale, coś zostało wprowadzone do opowiadania, a ja nadal nie wiem, co.
    Cudownie, jak zawsze.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co z Michaelem? Pewnie to jakieś wprowadzenie do następnego rozdziału, ale jakoś nie widzę tej Sary i nieżyjącego Mike'a... Pozostaje czekać do nexta, by się dowiedzieć, jak będzie.... Rozdział jak zawsze super
    Lolkaaa

    OdpowiedzUsuń