środa, 12 listopada 2014

This Is Not It_6

Droga przebiegała raczej w niezręcznej ciszy, przerywana cichymi chrząknięciami i uprzejmymi uśmiechami, co dało Sarah możliwość dokładniejszej oceny jej wybawcy. Walters wydawał się być najprzeciętniejszym z przeciętnych. Słuchał radia niezbyt głośno, do lusterka przywieszał leśny zapach samochodowy, a z tyłu, na półce, brązową główką rytmicznie kiwał ponadczasowy piesek. W tej chwili jedynym, co przychodziło jej do głowy było pytanie, kto, do cholery, wozi jeszcze coś takiego w aucie. Pozostając bez odpowiedzi, zajęła się taksowaniem jego dłoni ułożonych pewnie na kierownicy. Na serdecznym palcu lewej ręki nie tkwiła obrączka, natomiast na nadgarstku wyzywająco połyskiwał srebrny zegarek. Kobieta szybko zmieniła punkt widokowy, jakby obawiając się, iż mężczyzna może zauważyć jej ciekawskie spojrzenie. Kiedy z głośników (oczywiście niezbyt głośno) usłyszeli głos spikera zapowiadającego utwór Love Sex Magic Justina Timberlake'a, Sarah poczuła gorąco wstępujące na jej policzki. Bezsprzecznie nie miało to nic wspólnego z wcale nie aż tak przystojnym sąsiadem, który, teraz już była tego pewna, częściej niż powinien, zerkał na nią w lusterku. Dzięki Bogu dojeżdżali już do centrum miasta, co zapowiadało rychły koniec ich wspólnej podróży. Spróbowała całą swoją uwagę skupić na mijanych krajobrazach, co jak na razie wychodziło jej całkiem nieźle. Chodnikami, a niekiedy nawet ulicą, przewijali się przechodnie, raczej pędzący za czymś bez przerwy, niż podziwiający dostrzegalne chyba tylko dla turystów walory tłocznego Los Angeles. Kolorowe reklamy rozpraszały i tak już znerwicowanych kierowców, a roznegliżowane panny na wysokich obcasach ani myślały spojrzeć na pogwizdujących na nie facetów. Co wydawało jej się najzabawniejsze, ich uwodzicielski chód idealnie wpasowywał się w rytm piosenki cicho brzmiącej w ich samochodzie. Kątem oka obserwowała Waltersa, czy może odezwie się w nim męski instynkt i obejrzy się choćby za jedną z bezwstydnych dziewuch, jednak on, w pełni skoncentrowany na jeździe, ani myślał rozglądać się za kobietami. Z radia popłynęła kolejna piosenka w wykonaniu nastoletniej supergwiazdy, co nie uszło uwadze znudzonej Sarah.
- Moja młodsza córka uwielbia tę piosenkę. Jej pokój jest obklejony plakatami Miley Cyrus i Hannah.
Mężczyzna na jej uwagę odpowiedział tylko niepewnym uśmiechem. Dlaczego ona właściwie mu to powiedziała? Przecież tak naprawdę wcale go nie zna... Kiedy obojgu wydało się, że cisza nie może być już bardziej niezręczna, kobieta dostrzegła szyld trzygwiazdkowej restauracji "Camelia".
- To tutaj, po lewej.
- Jesteś szefem kuchni? - zapytał, nie bez podziwu.
- Zastępcą.
W aucie ponownie zrobiło się cicho. Sarah, widząc lekkie rozczarowanie malujące się na twarzy mężczyzny, natychmiast pospieszyła z wyjaśnieniami:
- Byłam szefem kuchni  do chwili, kiedy urodziła się Leah. Zdecydowałam, że wolę pracować na niższym stanowisku, żeby móc więcej czasu poświecić dziewczynkom.
- Oczywiście , to zrozumiale.
Jego aprobata dziwnie podniosła ją na duchu. Właściwie, to dlaczego tak gorączkowo mu się tłumaczyła? Bądź co bądź był tylko jej sąsiadem, a to nie dawało mu prawa do żądania od niej żadnych wyjaśnień. Ale czy on o nie prosił? Zaczynała wariować, a dla osoby która zawsze stała twardo na ziemi, takie momenty w życiu wytrącały ją z równowagi jeszcze bardziej. Na szczęście samochód już zatrzymał się przed zamkniętą jeszcze bramą restauracji i mogła nareszcie pożegnać się ze swoim wątpliwym bohaterem.
- Bardzo dziękuję panu za pomoc, panie Walters. I przepraszam za kłopot.
- Żaden kłopot, naprawdę. Może jednak przejdziemy na ty? W końcu jesteśmy sąsiadami - uśmiechnął się, wyciągając w jej kierunku zadbaną, męską dłoń. - Ethan.
- Sarah. Przepraszam, ale muszę już iść. Jeszcze raz dziękuję za podwiezienie. Do widzenia.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Do zobaczenia.
Kobieta pożegnała go nieco sztucznym uśmiechem i zatrzasnęła drzwi auta. Zanim jeszcze zdążyła przekroczyć bramę, jej torebka zaczęła niebezpiecznie wibrować. Jednocześnie szukając kluczy do furtki bocznej, wyciągnęła telefon i odebrała.
- Gdzie jesteś? Wiesz przecież, ze bez ciebie to jak bez prawej reki. Paolo się niecierpliwi.
- Lorenzo, będę za półtorej minuty - wysapała, szarpiąc się z zamkiem. - Czy ktoś mógłby, do cholery, naprawić tę furtkę?!
- Może spróbuj drugim kluczem, Bella?
- Ciao.
Pewna niedorzeczności teorii kolegi z pracy wzięła drugi, podobny klucz i wsadziła do zamka. Przecież pracowała tu od kilkunastu lat i dobrze wiedziała, jak otwiera się furtkę. Woleli zrobić z niej idiotkę, niż przyznać, że powinni byli naprawić do ustrojstwo już dawno temu. Drugi z kolei klucz nie chciał zadziałać (czego oczywiście się spodziewała). Już miała ochotę kopnąć uprzykrzającą jej życie furtkę, gdy jej wzrok ponownie padł na zamek... Był otwarty. Jakiś dureń nie przekręcił klucza, a ona straciła przez to przynajmniej cztery minuty. Jak huragan przeszła przez dziedziniec restauracji, by za chwilę, z impetem, wpaść do kuchni
- Sarah, ty ritardo! My nie zdążyć na apertura! - krzyczał niewysoki Włoch z czapką szefa kuchni przykrywającą lekką łysinę.
- Przepraszam Paolo. Auto mi nawaliło dziś rano.
- Nie chcę tego słuchać! Przebieraj się i do roboty! Più veloce!
Kobieta bez słowa uciekła do szatni, gdzie ze swojej szafki, oklejonej zdjęciami męża i córek, wyjęła podpisany fartuch. George... Nie, teraz nie było czasu na łzy. Wrzuciła torebkę do środka i pobiegła z powrotem do kuchni. Kiedy tylko zajęła swoje zwykłe stanowisko przy deserach, szef nie zapomniał zbesztać jej po raz kolejny, zarówno po włosku, jak i łamaną angielszczyzną. Wtedy poczuła lekkie ukłucie w bok i usłyszała głos Lorenza:
- Nie przejmuj się, Bella. Mój brat musi się czasem powściekać, bo inaczej wyłysiałby do końca.
Stary, dobry Lorenzo zawsze potrafił poprawić jej humor. Posłała mu pełen wdzięczności uśmiech, na co mężczyzna odpowiedział jej mrugnięciem oka. Wzięła głęboki oddech i zabrała się za przygotowywanie pochodzących z Scycylii cannoli.

4 komentarze:

  1. No i gdzie jest nasz Michael? :( Dziewczyno, ja kiedyś dostanę szału przez Ciebie, bo nie mogę się doczekać, kiedy pojawi się Mike!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć.
    Jednocześnie piszę coś głupiego na zajęcia, udaję, że uczę się na fizykę i piszę Ci tu komentarz, starając się jednocześnie rzeczywiście napisać coś mądrego i inteligentnego. Widzisz, już początek nie jest inteligentny, bo błąd, ha. Może ja już lepiej zacznę, co?
    Sarah i... I jak, jak? Jak on się zwał? Ethan? Tak, tak, nazywał się Ethan Walters, prawda? Zresztą to i tak mało istotne. Mamy Sarah i Ethena plus jeszcze Michaela, który zmarł. Zastanawia mnie, jak to się wszystko zlepi w jedną całość. Jaki Ty masz pomysł? Wiele rzeczy, opowiadań potrafię przewidzieć, ale tu nic. Pustka. A może tak - Pustak spadł mi na głowę. O, tak lepiej. Sama nie wiem, co Ci wszyscy ludzie mają ze sobą wspólnego. Nie, dwójka ludzi i duch, czy coś w tym rodzaju.
    Na dodatek Sarah jest kucharką... Nie, haha, zastępcą szefa kuchni, o! Tak się to nazywa, nie mam pojęcia czym to się różni, bo i tak wszystko związane jest z kuchnią i gotowaniem, ale nie ważne. I tu mam kolejne pytanie - gdzie Mike? Co ma z tym wspólnego Michael Jackson? Ja już sama nie wiem, co planujesz...
    Rozdział jak zwykle wspaniały.
    Dziękuję Ci za niego, i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, zacznę może od tego że jestem u Ciebie nowa i w ciągu tygodnia przeczytałam wszystkie opowiadania tutaj, muszę przyznać że wciągają, lecz ja osobiście nie przepadam za tym ped...eghm Michaelem. Zawsze gdzie się pojawia jego imię staram dodać jakieś inne, haha geniusz ja. Na tym spauzuję bo kompletnie nie wiem kto to jest ta cała Sarah i jej 'szczęśliwa' rodzinka, a tak btw. historia miała być o Michealu (znowu on) a z tego co czytałam to nie żyje(chodzi mi o opowiadanie) więc po co dalej ciągnąć? Ale no nic ja jak już wyrażam swoje zdanie i mam nadzieje że umiesz przyjmować krytykę. Życzę weny! //Suriann.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że potrafię przyjmować krytykę, jeżeli dotyczy ona mojej pracy. Jednak jeśli byłabyś tak uprzejma i nie obrażała mojego idola na stronie jemu poświęconej, byłabym Ci wdzięczna. Nie bardzo rozumiem, jak mogą podobać Ci się opowiadania na tej stronie, skoro są one o osobie, za którą nie przepadasz. O tym, czy tę historię warto jest dalej ciągnąć, przekonasz się niedługo i wtedy może zmienisz zdanie, a jeśli nie, to przecież masz do tego pełne prawo. :) Mam tylko nadzieję, że następnym razem zanim napiszesz coś obraźliwego o czyimś idolu, zupełnie go nie znając, zastanowisz się i zaniechasz tego zamiaru.
      Pozdrawiam

      Usuń