wtorek, 2 grudnia 2014

This Is Not It_12

- Annie! Zniosłaś już na dół wszystkie pudła?!
- Już idę!
Chaos jaki panował w domu przy ulicy 1449 Helen Dr był nie do opisania. Wszędzie stały kartony wypełnione ubraniami, naczyniami, pamiątkami, nikomu niepotrzebnymi rupieciami, a i tak jeszcze nie wszystko zostało spakowane. Sarah biegała w tę i z powrotem nadzorując pracę i pomagając, gdzie tylko mogła. Samochód miał przyjechać za godzinę, a jeszcze chyba nic nie było gotowe. Przynajmniej rzeczy Erin tkwiły w starannie zapakowanych i podpisanych pudełkach w przedpokoju. Kobieta, czując, że nogi odmawiają jej posłuszeństwa (czego przyczyną mógł być brak śniadania), wsparła się na poręczy schodów i zaczęła głęboko oddychać. W tej samej chwili, po schodach zbiegła wysoka, szczupła dziewczyna, o prostych blond włosach sięgających ramion, ubrana w błękitny golf i lekko poprzecierane jeansy.
- Wołałaś mnie, mamo? - zapytała, w ostatniej chwili zatrzymując się na ostatnim stopniu.
- Pytałam, czy zniosłaś już swoje rzeczy.
- Zostały mi jeszcze dwa kartony z książkami i jeden z płytami.
- W takim razie pospiesz się. A kiedy już skończysz u siebie, proszę, pomóż siostrze - już widziała, jak dwudziestotrzylatka zamierza coś powiedzieć, ale zdążyła jej przerwać. - Annie...
- No dobrze.
Młoda kobieta równie szybko, jak zeszła, wróciła na górę, aby spełnić życzenie swojej rodzicielki. Właściwie, to Sarah mogła iść do pokoju młodszej z córek już teraz, jednak wolała nie wszczynać kolejnej, niepotrzebnej awantury. I tak już nasłuchała się pretensji Leah, gdy tylko oznajmiła rodzinie o bliskiej wyprowadzce. Nastolatka nigdy tak ostro jej się nie sprzeciwiała, jednak w tym wypadku oświadczyła, że nie ruszy się na krok z domu, w którym mieszkał jej tata. W niejednej rodzinie zapewne jej argument zyskałby aprobatę większości, ale tutaj to właśnie Sarah miała decydujące zdanie, a ona już postanowiła. Nie mogły zatrzymać się i wciąż rozpaczać. Przyszedł czas na krok naprzód i choć w nieznane, kto wie, czy nie okaże się krokiem w lepszy świat. Co prawda musiały zmienić miejsce zamieszkania, ale nie będzie to kolidowało zupełnie z uczelnią Annie. Co do Leah, Jackson sam zaoferował się, iż zapłaci za jej miejsce w szkole, do której uczęszcza dwoje jego starszych dzieci. Nigdy przedtem żadna z dziewczynek nie uczyła się w szkole prywatnej, mimo to nie sądziła, by mogło to jej wyjść na złe w jakikolwiek sposób. A może nawet zaprzyjaźni się z dziećmi Michaela? Hmm... Chyba trochę zbyt pochopnie tworzyła w głowie barwne scenariusze. Musiała powtórnie stanąć twardo na ziemi i kontynuować pakowanie. Jedynym, co trzymało ją w tej okolicy, był grób jej męża, który odwiedzała może częściej, niż powinna. Nie miałbyś mi za złe tego, prawda? - zapytała, wznosząc wzrok ku niebu. - Byłbyś szczęśliwy, że uczę się żyć na nowo... Kilkukrotnie zamrugała powiekami, by pozbyć się łez stopniowo zasnuwających jej oczy szarą mgłą. Aby odgonić posępne myśli, chwyciła dość ciężkie pudełko, podpisane jej imieniem i przeniosła je z salonu prosto na korytarz. Jak na złość, dokładnie w tej chwili usłyszała dzwonek do drzwi. Wolną dłonią, podpierając karton na kolanie, przekręciła złotą gałkę.
- Dzień dobry. Nie przeszkadzam? - Ethan Walters od progu przywitał ją nienagannie białym uśmiechem, odcinającym się od jego czekoladowej skóry.
- Właściwie to właśnie się pakujemy... ale wejdź, zapraszam.
- Pozwól, że ci pomogę.
Mówiąc to wyjął z jej rąk pudło i bez najmniejszego problemu utrzymywał je jedną ręką. Spod czarnej koszulki wyglądał wyraźny zarys mięśnia dwugłowego ramienia. Bez słowa podążył za nią do kuchni, by zatrzymać się przy oknie, z którego rozciągał się widok na całą ulicę.
- Więc się wyprowadzacie? - zapytał, nie bez smutku w głosie.
- Tak. Dostałam pracę... i musimy się przenieść.
- Szkoda. Byłyście najlepszymi sąsiadkami, jakie kiedykolwiek miałem. I do tego ten jabłecznik pani Andrews...
I co mogła odpowiedzieć na takie zwierzenie? Mruknęła tylko Mhmm, bez znaczenia i przeniosła spojrzenie z twarzy rozmówcy na poruszające się za oknem postacie. Ruby, młodsza córka Hobbsów bawiła się na chodniku obok ulicy, podczas gdy jej starszy brat rzucał piłką do kosza na drzwiach garażu. Dlaczego Ethan musiał przyczepić się akurat do niej? Był dziesięć lat młodszy, chorobliwie przewidywalny i drażniąco uparty w swoich podchodach, a ona nie przechodziła kryzysu wieku średniego. Przecież mógł zakręcić się koło Yvonne, która mieszkała ze swoją babcią dwa domy dalej. Była nieco młodsza do Waltersa, ale zdecydowanie bardziej dla niego odpowiednia. Kolorowa piłeczka małej Ruby powolutku wturlała się na ulicę. Czy ten nastoletni chłystek niczego nie zauważył?! Nie przepraszając za swoje zachowanie, opuściła kuchnię i wybiegła na zewnątrz, trzaskając przy tym drzwiami. Zza zakrętu błysnęły jej światła ciemnoczerwonego samochodu niebezpiecznie zbliżającego się do pełzającej po asfalcie dziewczynki. Sarah chwyciła dziecko w ramiona i usunęła się z drogi jadącemu pięćdziesiąt kilometrów na godzinę autu. Trzymając roześmianą dziewczynkę na rękach zawołała, nawet nie starając się powstrzymywać furii, jaka ją ogarnęła.
- Gdzie są wasi rodzice?!
- Pani Andrews? - chłopak złapał piłkę, patrząc na nią pytającym wzrokiem. - Pojechali na zakupy. Dlaczego pani pyta?
- Powiedz im, żeby się ze mną skontaktowali natychmiast po powrocie. I lepiej pilnuj siostry.
Podała mu niczego nieświadomą Ruby i bez pożegnania wróciła do opanowanego przez przeprowadzkowy bałagan domu. Gdy tylko przekroczyła drzwi mieszkania, wzdłuż ulicy zaparkował duży samochód dostawczy z logo firmy transportowej na boku.
- Cholera..! Annie! Leah! Jesteście gotowe?
Odczekała chwilę, a gdy z góry nie doszła do niej żadna odpowiedź, wbiegła po schodach i stanęła w drzwiach pokoju młodszej córki. Widok zupełnie ją zaskoczył. Wszystkie rzeczy były zapakowane do kartonowych, podpisanych pudeł. Leah siedziała na podłodze kartkując książkę, której Sarah nie przypominała sobie za żadne skarby świata, podczas gdy Annie gorąco dyskutowała z Ethanem, owijając na palec pasmo złotawych włosów. A więc to dlatego nie usłyszały jej wołania. Odchrząknęła znacząco, zwracając na siebie uwagę pozostałych.
- Przyjechał już samochód. Zbieramy się. Leah, skąd masz tę książę?
Dziewczynka zmierzyła ją wzrokiem i nie odpowiadając, wzięła jedno z pudeł, by znieść je na dół. Starsza siostra poszła za jej przykładem, posyłając jedynie gościowi ostatnie, zachwycone spojrzenie. Walters uniósł dwa kartony i bez słowa odprowadził dziewczęta na dół, zostawiając kobietę samą. To wszystko chyba jej się śniło! Rozejrzała się po pustym pokoju, w który dorastała jej córka. Nic już nie będzie takie jak dawniej... Nie chciała się żegnać, zbyt wiele pozostawiła tu wspomnień, zbyt wiele niespełnionych marzeń lśni na ścianach zapisane niewidzialnym tuszem szczęścia. Gdy przejdzie przez próg, dom wyda ostatnie tchnienie, aby umrzeć razem z odejściem domowników. Ale odrodzi się na nowo, po to, by przyjąć historię następnych lokatorów...
- Zadzwonisz, gdy będziesz w okolicy? - usłyszała za sobą przygaszony głos Ethana.
- Pewnie.
Nie brzmiała przekonująco, ale czy rzeczywiście chciała go przekonać?

3 komentarze:

  1. Świetnie, super jak zawsze ;-)
    Rozumiem całą rodzinkę, że jest im przykro z powodu opuszczenia rodzinnego domu i przeprowadzki, która miała zapoczątkować nowe życie... (ale filozoficzne xD) - zaledwie jakieś 3 miesiące temu przeżywałam to samo, tyle, że jeszcze do innego miasta.Trudne, jednak trzeba się pozbierać i będzie dobrze ;-)
    Omg, tak się rozpisałam ( gaduła xD), ale wróćmy do dzisiejszej notki. Jestem ciekawa, jak wszyscy bd funkcjonować, mieszkając pod jednym dachem z Michaelem... Z pewnością będzie to ciekawe xD Wcześniej też myślałam, że Leah zaprzyjaźni się z Princem i Paris, wszystko zależy od Cb :)
    Pozdr. I czekam na next, Lolkaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadrobiłam! :D jak zwykle wyszło C-U-D-O-W-N-I-E! :D Czekam na nexta!! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, tyle rzeczy wydarzyło się przez te kilka dni. A mam na myśli wygląd, taki bardziej zimowy, ha. Pasuje do pogody, choć śniegu jeszcze nie ma to zimno jest. Bardzo mi się podoba, a na dodatek rozdział jest dłuższy! Tyle dobrego w tym pięknym dniu. Nie, nie pięknym, bo nie polazłam do szkoły, ale cicho.
    Wyprowadzka nastąpiła, albo następuje - tak, tak o wiele lepiej brzmi i pasuje, bo samochód dopiero podjechał. No, ale ta wyprowadzka jest przerażająco wyjątkowa! Wszyscy powinni się z niej cieszyć, choć... Ja bym się chyba nie wyprowadziła. Stawiałabym opór, ponieważ strasznie się przywiązuje do miejsc, wyglądu, ludzi i po prostu czegoś by mi brakowało. A tym bardziej Leah, która musi opuścić dom, w którym mieszkał jej ojciec. To tutaj dorastała, to tutaj spędzała z nim wolny czas, on tam po prostu był i nadal jest. Czytając niektóre fragmenty, łzy zebrały mi się do oczu, w końcu to trudne. Tak się wyprowadzić i zostawić takie miejsce.
    No dobra, ale w końcu jadą do domu samego Michaela Jacksona, a sąsiad... Sąsiad niech nie staruje do sąsiadeczki, bo ona ma już kogoś zarezerwowanego. Niech Ethan weźmie sobie Annie, tak. O wiele lepiej, ha.
    Teraz muszę lecieć, dalej, bo zaległości się zrobiły dosyć spore... Pozdrawiam Cię i nalegam (tak, ja nalegam), aby każdy rozdział był przynajmniej takiej długości!

    OdpowiedzUsuń