czwartek, 18 grudnia 2014

This Is Not It_16

Dwa pierwsze tygodnie w willi Jacksona minęły tak szybko, jak mrugnięcie oka. Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia, a jeszcze nic nie było gotowe. Za dwa dni mieli zasiąść wspólnie do suto zastawionego stołu, dlatego Sarah od rana nie przerywała pracy. Prince, Paris, Blanket i Leah byli jeszcze w szkole, Annie na uczelni, a Erin, której Bill- kierowca i przyjaciel pana domu zaoferował podwiezienie, wróciła na cały dzień na 1449 Helen Dr, by odwiedzić swoje przyjaciółki. Michael, z tego, co słyszała od pozostałych pracowników, zaszył się w swoim gabinecie i od szóstej nad ranem nie wytknął z niego nawet koniuszka nosa. Swoją drogą było jej to bardzo na rękę, gdyż w pełni mogła oddać się świątecznej gorączce gotowania. To był ostatni pracujący dzień i musiała wykorzystać nieobecność domowników jak najlepiej. Martwiło ją tylko to, że wózek z tacą, na której podała śniadanie Jacksonowi, pozostał po zewnętrznej stronie zamkniętych drzwi. Kiedy zgłodnieje, na pewno wyłoni się ze swojej jamy. Jeśli nie ściągnie go do kuchni zagniatanych przez jej delikatne dłonie ciasteczek maślanych, które za chwilę wylądują w piekarniku, to nie miała pojęcia co dałoby radę. Ze słuchawkami w uszach, kołysząc się miękko z nogi na nogę, wyrabiała ciasto tak, by stało się kruche i słodkie. Kiedy Like a Virgin Madonny, zamieniło się w Isn't She Lovely? Stevie'ego Wondera, nogi same rwały się jej do tańca. Rozejrzała się dookoła, a upewniwszy się, że nikt nie może jej teraz widzieć, przestała się strofować. Jej biodra kołysały się do łagodnego rytmu muzyki geniusza, a usta niemo wyśpiewywały tekst. Nie zapomniała, jak piosenka ta rozbrzmiała, wykonywana przez kościelną scholę i orkiestrę, podczas jej drogi do ołtarza, przy którym czekał na nią rozpromieniony George. Zapamiętała doskonale uśmiech, jaki pojawił się wtedy na jego twarzy. Widziała go tylko trzy razy... Pierwszy raz, gdy zobaczył ją w sukni ślubnej, kroczącą w symbolicznej bieli główną nawą kościoła, drugi i trzeci - przy narodzinach obu dziewczynek. Wtedy oboje były tak szczęśliwi, jakby żadne troski miały już nigdy ich nie dotknąć. Uśmiechała się na same wspomnienie tamtych chwil, nie przerywając tańca. Gdy już wszystkie ciasteczka, przyjąwszy kształty choinek, reniferów, bałwanków i innych świątecznych postaci, wylądowały na piekarniku, Sarah wykonała półobrót na palcach, kończąc go twarzą w twarz ze swoim pracodawcą. Ich nosy były oddalone od siebie zaledwie o centymetr, a w jego oczach kobieta dostrzegała zabawne iskierki, śmiejące się do niej, w przeciwieństwie do ust, który kąciki ani odrobinę się nie uniosły. Odsunęła się nieznacznie i spuściwszy głowę, wyciągnęła słuchawki z uszu, czekając na reprymendę.
- No no... Wiedziałem, że przyjąłem pod dach znakomitą kucharkę, ale o twoich zdolnościach tanecznych Kai nie pisnęła nawet słówka - jego poważny głos przez cały czas kontrastował z roześmianym spojrzeniem. Ta sytuacja nie była Sarah na rękę.
- Przepraszam, to się więcej nie powtórzy.
Zwinęła długi kabelek na dłoni wciąż oprószonej ciemną mąką i ukryła go w kieszeni fartucha. Nie zamierzała pozwolić mu na zbytnią poufałość. W końcu był tylko jej szefem.
- Ale przecież nic takiego się nie stało, a muszę przyznać, że prawdziwą przyjemnością było podziwiać takie przedstawienie.
Nie do wiary. Czy on przed chwilą puścił do niej oczko?! Stała tak, z policzkami płonącymi ze wstydu, mając jednocześnie ochotę zapaść się pod ziemię i wymierzyć mu solidny policzek. Czyżby jednak jej poprzedniczka się co do niego nie pomyliła? Ciężko jej było w to uwierzyć, jednak przed momentem dostała dowód potwierdzający zdanie Kai. Mimo wszystko, nie była na tyle głupia, by pozwolić mu wpędzić się w jeszcze większe zawstydzenie. Uniosła brodę, może nieco mniej niż zamierzała i spojrzała mu prosto w oczy, przywołując na twarz najbardziej uprzejmy z uśmiechów.
- W takim razie, cieszę się, że mogłam panu umilić popołudnie.
Jej słowa, brzmiące słodko, przyjęły gorzki smak, który w jednej chwili spowodował, iż iskierki w oczach Michaela nieco przygasły. Spojrzał na nią nierozumiejącym wzrokiem, a na jego twarzy wypisane było pytanie: Co się stało? Oczywiście, mogłaby mu na nie odpowiedzieć, ale nie zamierzała tak łatwo się nad nim zlitować. Myślał, że będzie mógł ją sobie zakręcić wokół palca tak łatwo, jak wszystkie inne kobiety, które z uwielbieniem poddawały się jego czarowi. Jednak nie przewidział jednego. Tego, że wraz z jej mężem, pogrzebane zostały wszelkie inne uczucia (z wyjątkiem niegroźnej sympatii) w stosunku do płci przeciwnej. Ethan Walters także nie miał o tym pojęcia, ale to jeszcze szczeniak. Na pewno szybko znalazł pocieszenie w ramionach Yvonne, albo innej, młodszej i bardziej wyluzowanej panienki. Zresztą, co ją to obchodziło? Najważniejsze, żeby nie zbliżał się ani do niej, ani do Annie na mniejszą odległość, niż to konieczne do zachowania w miarę przyjaznych stosunków. Co do Jacksona, byłoby lepiej, gdyby on także pozostał w bezpiecznej odległości.
- Mogę w czymś jeszcze pomóc? - zapytała, głosem tak chłodnym, że bez przeszkód mógłby on malować szronowe obrazy na gładkiej tafli szkła.
- Nie, dziękuję... Śniadanie było naprawdę wyśmienite.
Patrzył na nią z nadzieją, jakby oczekując, że jej nagła niechęć zniknie równie szybko, jak się pojawiła. Nie otrzymawszy jednak upragnionego przychylnego spojrzenia, dodał z pochmurną miną:
- W takim razie, wrócę już do siebie.
Nie chciała go zatrzymywać, bo i po co. Miała już po dziurki w nosie jego buźki i tych sarnich oczu przyglądających się jej ciekawie spod firanek długich rzęs. Kiedy odszedł, mimowolnie powiodła za nim spojrzeniem, wdychając głęboko zapach jego perfum. Koniecznie musi sprawdzić, co to za marka, inaczej nie da jej to spokoju... Wróciła do zwykłej, kuchennej krzątaniny, w przyspieszonym tempie, próbując zdążyć z przygotowaniem obiadu przed powrotem dzieci. Erin twierdziła, że nie wróci przed wieczorem, ale Sarah przezornie nakryła do stołu dla wszystkich ośmiu osób. Może jaśnie pan mogę mieć każdą też raczy zaszczycić ich swoją obecnością podczas wspólnego posiłku? Co, jak co, ale iście królewskich manier nie mogła mu odmówić. Był prawdziwym dżentelmenem i tego samego oczekiwał od swoich synów. Szkoda tylko, że Paris nie była tak karna, jak chłopcy... Od dwóch tygodni wszyscy mieszkający pod tym dachem mogli podziwiać jej humory, bezskutecznie oczekując na reakcję ojca dziewczyny. To oczywiste, że miał słabość do swojej jedynej córeczki, ale wszystko powinno mieć swoje granice. Właściwie, dlaczego tak bardzo się uniosła? Czyżby sama nie znała tego problemu? George był równie nieoceniony w rozpieszczaniu dziewczynek i dlatego to ona musiała przejąć rolę głosu rozsądku w ich dziwnej rodzinie. W końcu chyba każdy rodzic faworyzuje któreś z dzieci, martwiąc się, czy aby pozostali potomkowie już się tego nie domyślili. Ulubienicą George'a była Leah, natomiast Michaela - Paris i nic, ani nikt nie potrafiłby tego zmienić. Przerywając swoje rozważania, usłyszała głosy dochodzące z hallu, z sekundy na sekundę zbliżające się do kuchni.
- Dzień dobry - powiedziało jedno po drugim rodzeństwo Jacksonów.
- Dzień dobry. Jak tam w szkole?
- Całkiem nieźle, miło, że pani pyta - Prince od początku zachowywał się w porządku, czego nie można było powiedzieć o jego siostrze.
- Nie ma sprawy. Idźcie umyć ręce, obiad będzie gotowy za dziesięć minut. Odprowadziła ich wzrokiem, jednocześnie ostatecznie doprawiając sos mieszany drewnianą łyżką, który parował przyjemnie, roznosząc pikantno-miodowy zapach po całej kuchni. Jeszcze tylko chwila... Kurczak już dochodził, brązowy ryż czekał na podanie, a zieloniutkie brokuły i śnieżnobiały kalafior zachęcały do spróbowania. Nakrycie do stołu w przestronnej jadalni zajęło jej mniej czasu, niż się spodziewała, dlatego, stukając palcami od drewniany blat kuchennej szafki, oczekiwała na resztę domowników. Kolejno do miejsca rodzinnych spotkań schodzili się: Prince, Blanket, Paris, Annie, z wciąż widocznymi rumieńcami na policzkach, która przed sekundą zdążyła wrócić z uczelni. Nawet Michael zajął już swoje stałe miejsce przy stole, nie nawiązując z Sarah nawet kontaktu wzrokowego, odkąd przekroczył próg jadalni. Brakowało jeszcze tylko jej młodszej córki, co nie umknęło uwadze pozostałych.
- Gdzie Leah? - zapytała Annie, kulturalnie czekając z rozpoczęciem jedzenia, do zjawienia się wszystkich.
Pięć par oczu spoczęło na Sarah, spodziewając się, że przynajmniej ona zna odpowiedź. Jednak zmiarkowawszy z wyrazu jej twarzy, że i ona nie ma pojęcia co dzieje się z najmłodszą z Andersonów, wrócili do wpatrywania się w lśniące nienaganną czystością talerze.
- Może zacznijcie już jeść, bo inaczej wszystko wystygnie, a ja pójdę jej poszukać - zaproponowała, widząc tęskne spojrzenia dzieci w kierunku jedzenia, ale pan domu stanowczo zaprzeczył.
- Zaczekamy. To niegrzecznie zaczynać posiłek, kiedy nie wszyscy siedzą przy stole.
Kobieta niemo przytaknęła swojemu pracodawcy i opuściwszy aromatyczną jadalnię, udała się na górę, do sypialni, którą zajmowała jej córka.

4 komentarze:

  1. ,, Żyjący w blasku sceny...
    Podziwiany przez miliony ...
    Stał się legendą , a każda legenda opowiada
    o podboju i wolności .
    Zdobył świat , został królem ...
    Lecz czasem los jest okrutny ...
    Kieruje się prostą zasadą :
    - Dać życie , ale szczęście ukraść .
    Daję majątek , bogactwo , uwielbienie
    oraz samotność ... "

    Hej !
    Chciałam was wszystkich zaprosić na mojego bloga .
    link :
    KingPopAndKingWorld.blogspot.com

    Będzie to opowiadanie i MJ . Mam nadzieje, że wam się spodoba i będziecie często tam zaglądać . Jestem fanką Michael'a Jacksona i chciałam dzielić się moją sympatią względem jego z wami .
    Gorąco zapraszam :)

    Proszę ... daj mi szansę .

    Ps. Rozdział Super <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem, jestem i poświęcam się tutaj dla blogosfery! Ominie mnie odcinek mojego ukochanego serialu, a co jeśli Chuck się na mnie obrazi? A co jeśli już nie będę mogła być panią Norris? Jesteś odpowiedzialna za wszystkie konsekwencje, Liberian_Girl!
    Rozdział był śliczny, ale ja jestem nadal po stronie Paris, nie wiem dlaczego, ale jestem po jej stronie i nie zamierzam jej zmieniać. Ale muszę Ci tu coś ważnego powiedzieć - poza tym, że jesteś odpowiedzialna za to, że Chuck Norris może się na mnie obrazić, to jeszcze zamorduję Cię za to, że skończyłaś rozdział! Tak, mord będzie. Powinnaś pisać dłuższe, bo Twoje opowiadanie jako jedno z niewielu jest naprawdę fantastyczne i naprawdę chcę je czytać, bardzo. Po prostu uwielbiam je.
    Przed chwilą moja mama powiedziała bardzo bolące słowa - ,,Wyłączcie mi tego Walkera, bo mnie denerwuje!". Wyszłam tylko na chwilę, a ona już mi przełącza. ;___; Niestety nie kocha ona go tak, jak ja.
    Ale powracając do rozdziału - bardzo mi się podoba to, co jest pomiędzy Michaelem a Sarah. I mam jednak nadzieję, że to się nie zmieni. Tak, tak, szybko zmieniłam zdanie. Teraz chcę, aby razem nie byli. Nie wiem (tak, tu również), dlaczego, ale tak jest. Po prostu.
    Teraz ja zmykam, bo nie tyko o Strażnika Teksasu tu chodzi, wbrew pozorom. ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wracam do komentowania. :D
    Dawno mnie tu nie było, co nie znaczy, że nie czekałam.
    Oczywiście rozdział jak zawsze świetny i bez nielogicznych wydarzeń czy reakcji bohaterów. Uwielbiam! :* Sarah jest bardzo realna, a Michael w twojej interpretacji - słodki, ale dość prawdziwy. :)
    Ja nie jestem po stronie Paris... Dostosowałabym się... Ale to tylko ja - taka jestem. Każdy może sądzić inaczej.
    Tak jak Faith nie chce żeby żeby byli razem, a nawet jeśli będą... To niech się dzieje i niech się kłócą. :> xD
    Cóż... Weny życzę. :>
    Pozdrawiam i całuski.
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  4. Super xD śmieszna i zarazem krępująca sytuacja w kuchni. Szkoda, że Sarah tak się wkurzyła, w końcu Michael nie zrobił nieczego złego...
    Nie lubię Paris. Naprawdę, zmień te jej humorki, bo to wkurzające. No ale - wszystko zależy od Cb :)
    Lolkaaa

    OdpowiedzUsuń