niedziela, 4 stycznia 2015

This Is Not It_21


ZPINOM, skarbiemój - Zapnij Pasy Ilekroć Nadejdzie Odpowiedni Moment.
- Stephen King Historia Lisey


Kiedy magia pozwoliła? Wieczór, który przyszedł pięć dni później wydawał się być dla magii idealną chwilą. Wszyscy w willi, łącznie z personelem, który zdążył już wrócić z urlopu, czuli, że niedługo wydarzy się coś niesamowitego. Niestety, nikt z wyjątkiem pana domu, nie miał pojęcia, o co mogło chodzić. Słyszało się głosy, że ma ich odwiedzić Josh Hutcherson i Jennifer Lawrence, odtwórcy głównych ról kinowego i książkowego hitu Igrzyska Śmierci, których fanami zostało dwoje starszych dzieci Jacksona. Krążyły także pogłoski o rzekomym przybyciu trupy teatralnej mającej odegrać Piotrusia Pana na specjalne życzenie gospodarza. Nikt jednak nie podejrzewał tego, co rzeczywiście zaplanował Michael. Noc Sylwestrowa jest przecież tylko raz w roku więc nie było potrzeby rezygnować z dodatkowych atrakcji, które mogłyby umilić czas oczekiwania na przyjście Nowego Roku. Cały dom, uprzątnięty ze świątecznych dekoracji, został ozdobiony kolorowymi balonami, lampkami i łańcuchami z krepiny, a pod sufitem w salonie podwieszono kulę dyskotekową, która rzucała migotliwe światła na meble oraz ściany. Za domem wynajęci przez Jacksona ludzie w czarnych kombinezonach rozłożyli ogromny, biały namiot i wszyscy, włącznie z personelem mieli zakaz zbliżania się do niego na mniej niż dziesięć metrów. Blanket, wysłany na przeszpiegi przez starsze rodzeństwo, wrócił z niczym. Mówiąc szczerze, nie do końca z niczym, bo przecież reprymenda od ojca to nie takie znowu nic. Na szczęście zapadał już zmierzch, a niebo od czasu do czasu rozjaśniały, puszczane przez niecierpliwych świętujących, fajerwerki. Michael poprosił, aby każdy ubrał się odświętnie, by z klasą przywitać Nowy Rok. Sam stał teraz przed lustrem w swojej sypialni, oglądając garnitur kupiony specjalnie na tę okazję. Od czasu prób do This Is It i pobytu w szpitalu, przybrał na wadze i musiał przyznać (aczkolwiek niechętnie), że wygląda naprawdę korzystnie. Czas spędzony pod okiem trenerki, którą zatrudnił, wmawiając wszystkim, że jest ona tylko nauczycielką medytacji, dawał już owoce. Ramiona znów były szerokie i silne, brzuch płaski, ale nieprzesadnie umięśniony, a nogi porządnie wzmocnione. Wypracował formę w jakiej nie był, od kiedy poślubił Lisę. To w tamtym okresie czuł się świetnie, a jego ciało tylko to potwierdzało. Poza tym treningi z Kimberly cieszyły nie tylko ciało, ale i duszę. Może to płytkie, ale nic nie uspokajało go lepiej, niż widok jędrnego, pełnego tyłeczka dwudziestosześcioletniej królowej sportu. Nie mógł powstrzymać cisnącego mu się na usta uśmiechu. Pupa tej dziewczyny była naprawdę fantastyczna. Lepszą mogła pochwalić się jedynie Beyoncé... Chociaż Sarah również mieściła się w ścisłej czołówce. Ta kobieta z ciętym językiem i wyrazistym charakterkiem biła na głowę nawet jego młodziutką trenerkę, chociaż nigdy nie widział jej ćwiczącej cokolwiek, choćby jogę. Z takim tyłkiem trzeba się chyba urodzić. A jeżeli z tego co jest pomiędzy nimi nic nie miało wyniknąć (a nic nie wskazywało na to, by kucharka miała w najbliższym czasie zmienić zdanie), to on przynajmniej nacieszy swoje oczy. Trzeba przecież korzystać z życia, prawda? Na wezgłowiu potężnego, małżeńskiego łoża leżał krawat zawiązany przez jego córkę. Przez pięćdziesiąt lat swojego życia nie znalazł czasu, by nauczyć się wiązać to diabelskie stworzenie, jednak na całe szczęście Paris doszła w tym do czystej perfekcji. Przełożył głowę przez czarną pętlę, potem pod śnieżnobiały kołnierzyk koszuli i zacisnął. Hebanowe włosy zostały spięte w kucyk, od kiedy postanowił ponownie wrócić do loczków. Curls for my Girls, jak głosił napis na koszulce podarowanej mu przez fankę. która teraz zajmowała honorowe miejsce w jego garderobie. Znów zmierzył wzrokiem swoje odbicie w lustrze. Był gotowy i nie mógł oprzeć się wrażeniu, że cofnął się w czasie do 1995 roku, gdzie za chwilę miał zgrać ostatnią scenę w swoim nowym krótkim filmie HIStory. Po tamtym nagraniu wrócił do domu, gdzie już czekała na niego ukochana żona, siedząca w ich wspólnej sypialni z nogą założoną na nogę, mając na sobie jego nową kurtkę zaprojektowaną na rozpoczynającą się niedługo trasę koncertową. Musicie dobrze go rozumieć. Była ubrana TYLKO w tę srebrną, wysadzaną błyszczącymi kamieniami kurtkę. Powietrze w pokoju nagle zrobiło się jakieś cięższe i bardziej gorące, dlatego nie zastanawiał się długo, zanim otworzył okno wychodzące na tyły domu. Pochodnie przed wejściem do namiotu paliły się już, posyłając ku niebu czarny dym, a czerwony dywan wylewał się z zacienionego w głębi wejścia. Zapach ognia unosił się wysoko do góry tak, że zaczynał go już czuć nawet w swojej sypialni. Ostatni rzut oka na mężczyznę w lustrze. Wygładził dłońmi poły idealnie leżącej marynarki i ruszył w stronę wyjścia.

*

Gdy wreszcie była gotowa, okazało się, że wszyscy już czekali. Nie lubiła się spóźniać, bo zawsze uważała, że to nie jest w dobrym tonie. Teraz jednak to drobne spóźnienie pozwoliło jej ogranąć wzrokiem wszystkich zebranych. Leah była ubrana w chabrową sukienkę, rozkloszowaną pod biustem, sięgającą przed kolano. Jej włosy opadały kaskadą loczków na odkryte plecy. Sarah miała wrażenie, że dziewczynka zeszczuplała w ciągu tych pięciu dni, lecz może była to kwestia odpowiednio padającego światła. Zresztą, jej młodsza córka wyglądała niesamowicie blado, więc to na pewno musiała być wina oświetlenia. Dalej, z Seanem w eleganckim, granatowym garniturze, stała Annie w obcisłej, szmaragdowej sukience na długi rękaw i do połowy uda. Wysokie, czarne szpilki, które dzięki brokatowi migotały wesoło, tylko wydłużały jej i tak niebotycznie długie i zgrabne nogi. Jasnoblond włosy zakręcone w delikatne loki okalały jej nieprzesadnie umalowaną buzię. Prowadząc cichą rozmowę ze swoim chłopakiem, niepostrzeżenie zerkała od czasu do czasu w stronę oddalonego o przekątną salonu młodego mężczyzny, który niezmordowanie zabawiał kolejnymi żartami Erin wystrojoną jak nigdy. Ona nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Siedemdziesiąt dwa lata, a wyrywa młodzieniaszka, jak trzydziestoletnia seksbomba - pomyślała. Dalej stało czworo Jacksonów, troje zacierających ręce z ciekawości i zniecierpliwienia, czwarty, uśmiechający się do nich, najwyraźniej coś przy tym tłumacząc. Kiedy pewnym krokiem zeszła po schodach w złotych szpilkach, Michael utkwił w niej wzrok nie zważając na lekkie kuksańce w bok od najmłodszego z dzieci. Sarah podobało się to spojrzenie. W końcu, jak nigdy, poświęciła ponad dwie godziny na przygotowanie się do tego wieczoru i nie był to czas stracony. Teraz już wszyscy bez wyjątku patrzyli na nią jak zahipnotyzowani. Wieczorowa suknia w kolorze kremowym idealnie kontrastowała z jej ciemną skórą. Długi rękawy opinające ramiona świetnie rekompensował głęboki do mostka dekolt w serek. Suknia zwężała się, podkreślając talię, a później także i pośladki, z których od zawsze była dumna. Bądź co bądź, były pierwszą częścią ciała, na którą zwrócił uwagę George. Gdyby on tu teraz był... Ciekawe, co by powiedział - przyszło jej na myśl, a cichy głosik w głowie odpowiedział jej niemal natychmiast: No jak to co? Powiedziałby, że co prawda wyglądasz ślicznie, jednak nie było potrzeby tak się stroić, bo on i tak to wszystko z Ciebie zerwie, nim zdążycie wyjść z domu. Poczuła, że mimowolnie się rumieni, więc zaczęła przeklinać w myślach swoją głupotę, która nakazała jej wykonać tego dnia lżejszy makijaż. Nie powinna była się martwić. Rumieńce tylko dodawały jej uroku. Długie włosy, zwykle skręcone w naturalne, gęste loki teraz lśniły gładko na jej nieco odkrytych plecach, perfekcyjnie wyprostowane. Ale jak widać nie tylko ona zmieniła dziś fryzurę. Kiedy spojrzała na swojego pracodawcę, przez moment miała wrażenie, że jej serce nieco zmieniło rytm. Wrócił do tych obłędnych loczków, w których kiedyś była zakochana po uszy, gdy była jeszcze jego fanką, a nie pracownicą. I teraz także wyglądał w nich... zachęcająco.
- Świetnie wyglądasz - powiedział, zanim zdążyła się odezwać. - Skoro już wszyscy są gotowi, zapraszam na zewnątrz.
Zaoferował Sarah swoje ramię i uśmiechnął się przymilnie. Popatrzcie państwo, wystarczy, że kobieta troszkę się odpicuje, a nawet facet zacznie gadać ludzkim głosem. Mimo wszystko postanowiła przyjąć jego propozycję i tak oto, niespiesznym krokiem ruszyli w kierunku tajemniczego namiotu. Już w wejściu powitał ich elegancko ubrany kelner, częstując wszystkich pełnoletnich słodkim szampanem. Kobieta, nie puszczając ramienia swojego dzisiejszego partnera, obejrzała się za siebie, a gdy jej wzrok spoczął na młodszej córce, która zbladła (o ile to możliwe) jeszcze bardziej, jej ciało przeszedł niekontrolowany dreszcz.
- Wszystko w porządku? - usłyszała cichy głos Michaela, a jej twarz owionął jego miętowy oddech.
Czyżby pan na coś liczył, panie Jackson? Ha! W takim razie, pana niedoczekanie.
- Tak... Chodźmy.
Czerwony dywan oświetlony po bokach małymi lampeczkami prowadził do rzędów krzeseł ustawionego vis a vis okrągłej areny. A więc cyrk? Sarah posłała swojemu kompanowi pytające spojrzenie, na co ten tylko tajemniczo się uśmiechnął. Gdy wszyscy zajęli wyznaczone miejsca, prawie namacalną ciszę przeszył jak strzała głośny łomot. To właśnie była ta piosenka, którą usiłował jej pokazać w wieczór Bożego Narodzenia... Szczęk łańcuchów, przeplatał się z krzykami, wprawiając wszystkich w całkowite osłupienie. Jednak scena wciąż pozostawała pusta. Dopiero, gdy rozbrzmiały pierwsze słowa wyśpiewane przez Michaela w akompaniamencie nieco spokojniejszej melodii, na arenie pojawiło się dwóch mężczyzn w błyszczących milionami świateł garniturach, a obok nich dumnie kroczył ogromny biały tygrys. Pieszczotą zachęcili bestię do otwarcia paszczy, po czym jeden z nich umieścił w niej na dłuższą chwilę swoją dłoń. Wśród nielicznej publiki dało się usłyszeć pomruk uznania mieszającego się ze strachem, a gdy głos Jacksona zaśpiewał dwa nazwiska:

Siegfried & Roy

panowie i tygrys ukłonili się. Gospodarz spojrzał na siedzącą obok niego zjawiskową kobietę (o dziwo wciąż wtuloną w jego ramię), której oczy lśniły, śledząc emocjonujące widowisko. Warto było zorganizować coś takiego, choćby po to, by zobaczyć zachwycone twarze jej i pozostałych domowników oraz pracowników. Gdy na scenie pojawił się kolejny tygrys, tym razem w bardziej pospolitym kolorze, jednak znacznie większy od swojego kompana, z prawej strony dał się słyszeć natarczywy szept.
- Leah... Leah, wszystko ok? - Annie gorączkowo poklepywała młodszą siostrę po policzkach.
Po chwili szept przerodził się w krzyk, a czas jakby nagle się zatrzymał.
- Mamo! Leah zemdlała!
Dwaj magicy starali się uspokoić rozdrażnione zamieszaniem wielkie kot, podczas gdy wokół nieprzytomnej dziewczyny już zebrał się wianuszek przerażonych gości. Jako pierwsza dopadła ją Sarah. Otarła kropelki potu z czoła pozbawionej życia córki, nie zważając na to, ze po jej policzku powoli toczy się samotna łza.
- Niech ktoś do cholery zadzwoni na pogotowie!

4 komentarze:

  1. Rozdział cudowny i jak zawsze przeplatany świetnym poczuciem humoru. Tylko tak trzymać. :-D Rozpaływałam się czytając opis wyglądu Michael'a i tyłka jego trenerki. Cóż... Moja wyobraźnia pozwala sobie na zbyt wiele , ale jak to mówi moja mama "Michael był śliczny jak laleczka." No i był wspaniałym, utalentowanym człowiekiem. :p Świetnie to ukazujesz w tym opowiadaniu. Jestem ciekawa czy Leah zemdlała ze strachu czy osłabienia... Z nią jak zawsze dzieje się coś niepokojącego. :-( Erin piękna i blondwłosa, a ja nie wiem co jeszcze pisać. Nie potrafię komentować...
    Przepraszam, całuje, dziękuję i czekam.
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ps. Nowa notka na moim blogu już jest. Jak chcesz to usuń ten komentarz.

      Usuń
    2. Bardzo dziękuję :) Oczywiście zaraz do Ciebie zajrzę ;) I musi tutaj nastąpić małe sprostowanie: Piękna i blond włosa jest Annie. Erin to jej babcia :)

      Usuń
  2. Rozdział cudowny, nie mogłam przestać chichotać z Michaela i jego rozmyślań o tyłkach xD Jak typowy facet xD
    Mam nadzieję, że Sarah dowie się o tym, że Leah się tnie i coś z tym zrobi.
    Czekam na next, Lolkaaa

    OdpowiedzUsuń