piątek, 23 stycznia 2015

This Is Not It_24


- Jestem szczęśliwa. Nigdy w całym moim życiu nie czułam się tak dobrze. A ty?
- Ja? – przytula ją do siebie – ja czuję się znakomicie.
- Tak, że mógłbyś palcem dotknąć nieba?
- Nie, nie tak.
- Jak to, nie tak?
- O wiele wyżej. Co najmniej trzy metry nad niebem.

- Federico Moccia Trzy metry nad niebem


- Musisz być dumna z Annie...
- Dumna?! Z tego, że zamierza lecieć na drugi koniec świata, żeby próbować leczyć chorych w kompletnej dziczy, narażając przy tym własne życie?!
- Jeśli mielibyśmy być dokładni, Afryka to sąsiedni kontynent, a nie od razu koniec świata...
- Zamierzasz mnie jeszcze teraz uczyć geografii?! Ja chyba śnię!
Chodziła to w jedną, to w drugą stronę, wściekle wymachując papierami znalezionymi całkowicie przypadkowo w pokoju starszej z córek. Gniew, jaki przepełniał ją od stóp do głów, z jednej strony nieco ją przerażał, z drugiej zaś była w stanie prawie całkowicie go usprawiedliwić. No bo jakim prawem jej pierworodna wybiera się tak daleko, nawet nie racząc jej powiadomić, chociaż dokumenty świadczą o tym, iż wylatuje ze Stanów za trzy dni?! Nie zważała na czekoladowe oczy jej pracodawcy, obserwujące ją z rozbawieniem, ani na spłoszone spojrzenie Leah rzucane znad krawędzi parusetstronicowej książki, którą dostała od Michaela. Miała gdzieś, co sobie o niej pomyślą. Wściekała się i miała do tego pełne prawo. Niech no tylko ta smarkula wróci... Już ona sobie z nią porozmawia! Nie po to pochowała jej ojca, by niedługo musieć urządzać pogrzeb córki. Kto wie, czym ona może się tam zarazić... Ebola, AIDS, malaria... To nie takie trudne, złapać jakieś świństwo, zwłaszcza, gdy non stop przebywa się w otoczeniu ludzi chorych. Poza tym, czy ona zdawała sobie sprawę o ile gorsze warunki panują tam, niż tutaj? Ciekawe, co by powiedziała na niemożność wzięcia gorącego prysznica przez przynajmniej pół roku, nie mówiąc już o skorzystaniu z PRYWATNEJ toalety. Goniła za dziecinnymi mrzonkami, zapominając o szarych realiach. A rodzina? Czy pomyślała, jak poczuje się Erin, gdy jedna z jej wnuczek wyniesie się na drugi koni... na sąsiedni kontynent. Niech ci będzie, Jackson. - powiedział głos w jej głowie. Czy zastanawiała się, jaki wpływ będzie miała jej wyprowadzka na Leah? Co będzie, kiedy małej zabraknie autorytetu w postaci starszej siostry (o taak... już dawno przestała się łudzić, jakoby to ona miała być dla nastolatki wzorem do naśladowania)? Czy wreszcie pomyślała o swojej matce, może jeszcze nie takiej starej, ale znów nie tak młodej, która bezsprzecznie uschnie tutaj z tęsknoty? Doskonale pamiętała godziny przeciągające się w dni, tygodnie, a potem miesiące, kiedy to z drżeniem serca wyczekiwała choćby najkrótszego listu od George'a, który nigdy nie pozostawał w jednej bazie dłużej niż dwa tygodnie. A co z Seanem? Przecież chyba nie zostawi tutaj swojego chłopaka na pół roku... Może zadzwoni teraz do niego i zapyta, czy Annie wspominała mu cokolwiek o wyjeździe? Wyciągnęła komórkę z kieszeni luźnych spodni w kolorze khaki i wykręciła numer. Zanim jednak zdążyła nacisnąć zieloną słuchawkę, usłyszała głos pana domu.
- Chyba do niej nie dzwonisz... Nie wydaje ci się, że to nie rozmowa na telefon?
- Daj spokój! Dzwonię do Seana. Może on wie cokolwiek o tym wariackim pomyśle.
- Zaczekaj! A co, jeśli nic mu jeszcze nie powiedziała? Chyba nie byłoby dobrze, gdyby dowiedział się tego od ciebie.
Spojrzała na niego przekrwionymi z gniewu i zmęczenia oczami. Od pobytu Leah w szpitalu nie sypiała najlepiej, ponadto nie miała apetytu, ani większej chęci do wstawania z łóżka. Mimo że córka wróciła już do domu, Sarah wciąż tkwiła w dziwnym amoku, z którego wyrywała się tylko na czas nocnych wycieczek na taras, podczas których prowadziła całkiem ciekawe rozmowy ze swoim szefem. Odkąd spotkała go tam pierwszy raz, omijała tamto miejsce do czasu, gdy po chorobie córki okazało się, że tylko tam jest w stanie poukładać sobie myśli kłębiące się w jej głowie. Zdając sobie sprawę, że słuszność i tym razem leży po stronie mężczyzny, bezsilnie opadła na fotel.
- Może masz rację, ale co twoim zdaniem powinnam teraz zrobić? Grzecznie poczekać, aż wróci do domu i mi to wszystko wyjaśni?
- Chyba nie masz innego wyjścia - odparł, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Co cię właściwie tak bawi, hę?
- Po prostu chyba nigdy nie spotkałem kobiety, która z rozszalałego wulkanu przemienia się w oazę spokoju w mniej niż pięć sekund.
Poczuła napływający na jej policzki subtelny rumieniec, choć nie wyczuła w jego głosie jakiejkolwiek dwuznaczności. Bojąc się, iż rozmowa mogłaby zejść na niebezpieczne dla niej tematy, z troską przyjrzała się młodszej córce.
- Leah, poprosiłaś Prince'a, żeby dowiedział się, co twoja klasa robi w tym tygodniu na lekcjach?
- Tak, mamo, obiecał, że zapyta nauczycieli, żebym mogła nadrobić zaległości - odpowiedziała pokornie dziewczyna, wychylając się zza czytanej książki.
- A podziękowałaś mu?
- Jeszcze nie...
- Przecież jeszcze nie ma za co - do rozmowy włączył się wciąż lekko rozbawiony Michael. - Leah, nie powiedziałaś mi jeszcze, jak podoba ci się powieść?
- Doszłam dopiero do siedemdziesiątej strony, ale już teraz mogę powiedzieć, że jest naprawdę świetna. Nie wpadłabym na to, że można napisać książkę o książkach.
Nastolatka z czułością pogładziła okładkę Atramentowego Serca pióra Cornelii Funke. Pięćset stronic przesiąknęło zapachem biblioteki Jacksona, bogatej jak żadna inna, którą do tej pory widziała. Mimo iż nieco krępował ją tak wielkoduszny gest ze strony pracodawcy jej matki, z radością przyjęła podarek. Książki, to coś, co kochała. To dzięki lekturze przeżywała kolejne życia, dzieliła przygody z bohaterami, a także płakała, śmiała się, czy też tęskniła razem z nimi. Świat pisany miał jeszcze jedną, zasadniczą zaletę, którą odebrano światu realnemu, a mianowicie możliwości opuszczenia go w dowolnej chwili bez żadnych konsekwencji. Słysząc milczenie, jakie zapadło między zebranymi, które potraktowała, jako zakończenie rozmowy, wróciła do upragnionej lektury. Każde z nich, pogrążone we własnych myślach, zapomniało o istnieniu drugiego w oczekiwaniu na powrót sprawczyni całego zamieszania.

*

Jak to możliwe, że w ciągu niecałej godziny, pogoda tak bardzo się pogorszyła? Miała na sobie obcisłe, białe jeansy, swój ulubiony sweter w kolorze kawy z mlekiem i puchowy bezrękawnik z puszkiem wokół kaptura, równie biały, jak jej spodnie. Dygotała z zimna, obserwując strugi deszczu spływające z blaszanego dachu przystanku autobusowego, pod którym się ukryła. Przyglądała się ludziom biegiem pokonującym dystans, jaki dzielił ich od przystanku do drzwi głównych dworca. Jedni przemoknięci od stóp do głów, drudzy przemykający pod tarczą parasola. Wszyscy jednakowo obojętni na otaczający ich świat. Z utęsknieniem przesuwała wzrokiem po obcych twarzach, szukając w nich znajomych rys ukochanego, jednocześnie rozcierając skostniałe dłonie. Czerwone plamy powstałe na jej bladej skórze przypominały, że jeżeli postoi tak jeszcze przez jakiś czas, zamarznie, pomimo dodatniej temperatury, pod wpływem przenikliwego i lodowatego wiatru. Pośród tłumu wylewającego się z szarego autobusu, dostrzegła zakapturzoną sylwetkę mężczyzny, zbliżającego się do niej znajomym, lekkim krokiem. W samą porę. Chłopak objął ją w pasie i mocno przytulił, nie zważając na skrzypienie ich ocierających się o siebie, mokrych kurtek. Kiedy zdjął kaptur, zobaczyła jego intensywnie czekoladowe oczy, wokół których pojawiły się, z powodu uśmiechu, nieznaczne zmarszczki. Próbowała odwzajemnić jego radość, lecz gdy z wysiłkiem próbowała unieść choć odrobinę kąciki swoich ust, poczuła ciepłą kroplę spływającą po jej policzku.
- Hej, kochanie, co jest? - zapytał, gładząc palcem wskazującym jej skroń.
Musiała się pozbierać. Teraz było już za późno, aby się wycofać. Wzięła głęboki wdech, policzyła do dziecięciu i wytarła niepokorną łzę wierzchem dłoni. Potem ujęła jego rękę, prowadząc w kierunku wejścia do hali głównej, zapominając o niesłabnącym deszczu zalewającym ziemię tak, jakby nigdy nie zamierzał przestać.
- Lepiej chodźmy gdzieś usiąść.
Właściwie nie wiedziała, dokąd go ciągnie. Czy istniało dobre miejsce do tego, by porozmawiać o tym, co wydarzyło się przed godziną? Nie przestawała drżeć. Nie wiedziała, czy z zimna, czy z szoku, jednak nie bardzo miała czas, by się nad tym zastanawiać. Obojętnie mijała ludzi, czasem zderzając się z nimi, nie zawsze przy tym przepraszając. Zdezorientowany Omer próbował dotrzymywać kroku, nie pozwalając jej puścić swojej dłoni, by przypadkiem nie zniknęła mu z pola widzenia. A nie trudno było się zgubić. Ogromna hala, wzdłuż której w nieskończoność ciągnęły się małe sklepiki, knajpki, podrzędne restauracje, butiki i księgarnie, pękała w szwach. Nie mógł powstrzymać myśli, iż nie była to najlepsza godzina na spotkanie w miejscu takim, jak to, jednak nie śmiał się odezwać. Gdy niespodziewanie dziewczyna skręciła, o mały włos nie wylądował rozpłaszczony jak żaba, na szybie jakiejś jadłodajni. Jak się za chwilę okazało, przyprowadziła go do KFC, które ku zdumieniu obojga, nie było tego dnia oblegane. Mężczyzna uśmiechnął się na samo wspomnienie nierzadkich wizyt w restauracjach takich jak ta w towarzystwie przebranego Michaela i jego dzieci. Doskonale pamiętał, jak po przyniesieniu zamówienia przez ochroniarza, cierpliwie zeskrobywał panierkę z kurczaków przeznaczonych dla maluchów, twierdząc, że jest ona niezdrowa. Wtedy o tym nie myślał, ale dziś, zastanawiając się nad tym trochę dłużej nie był pewien, czy Jackson robił to z rzeczywiście z troski o swoje pociechy, czy też zwyczajnie chciał zabrać lepsze kąski dla siebie...
- Omer, czy ty mnie w ogóle słuchasz?
Nawet nie zauważył, kiedy usiedli przy jednym z tych bocznych, nieco zacienionych stolików. Annie zdążyła już zdjąć z siebie wilgotną kurtkę, podczas gdy on z roztargnieniem rozglądał się dookoła. Czuł, jak  żołądek przewraca mu się do góry nogami z głodu, mimo iż zjadł pokaźne śniadanie. Ale kto nie byłby głodny po trzygodzinnym, prywatnym treningu z samym Królem Popu, podczas którego miało rozstrzygnąć się, czy uczeń nareszcie przerósł mistrza. Jednak mimo swoich pięćdziesięciu pięciu lat, Michael pozostawał niepokonany.
- Przepraszam cię... Jestem po prostu trochę głodny. O czym mówiłaś?
- Może chcesz coś zamówić? - sprawiała wrażenie naprawdę zmartwionej.
- Najpierw opowiedz mi, co takiego się wydarzyło.
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, by za chwilę z miną winowajczyni przedstawić ukochanemu całą tę niedorzeczną historię.
- Byłam dziś u Seana, ale o tym już wiesz. Miałam zamiar powiedzieć mu o moim wyjeździe i jednocześnie oznajmić mu, że z nami koniec. Siedzieliśmy w jego pokoju, kiedy przyznałam, że przez pół roku nie będzie mnie w kraju i powinniśmy ze sobą zerwać, nie ze względu na mnie, ale na niego. On, słysząc to, zamiast się wkurzyć, popłakać, zrobić cokolwiek... siedział sobie, z takim dziwnym wyrazem twarzy, lekko uśmiechnięty, jakby już obmyślił cały plan. No i rzeczywiście już go w swojej głowie opracował. Zaczął mnie przekonywać, że tutaj na mnie zaczeka, a jeśli chcę zostać dłużej w Afryce, to on pojedzie tam ze mną. Kiedy zawzięcie próbowałam mu to wybić z głowy, on bez żadnego ostrzeżenia uklęknął przede mną i się oświadczył!
- Co zrobił?!
- Oświadczył mi się!
Chłopak w jednej chwili zbladł tak, że Annie miała wrażenie, że za chwilę zemdleje. Mocniej uścisnęła jego chłodną dłoń i nieco uniosła kąciki ust. Widziała to niewypowiedziane pytanie w jego ciemnych oczach.
- Nie bądź niemądry... Przecież wiesz, że w życiu bym się nie zgodziła. To ciebie kocham...
Jeśli to było możliwe, jego skóra zbladła jeszcze bardziej. Dziewczyna w jednej chwili, zdając sobie sprawę, co takiego powiedziała, spuściła wzrok, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Jak mogła być tak głupia? Pewnie za chwile wyśmieje jej sentymentalizm i tę beznadziejną uczuciowość, niwecząc marzenia nieśmiało rysujące się w jej wyobraźni.Czy to możliwe, by po zaledwie trzech tygodniach tego niedorzecznego romansu, który wcale nie miał się wydarzyć, mogła czuć do niego coś tak poważnego? Gdy szukała odpowiedzi na to pytanie w otchłani swoich poplątanych myśli, usłyszała jego szept.
- Co przed chwilą powiedziałaś?
- Ja? Ja nic takiego nie powiedziałam. A co usłyszałeś?
- Sama wiesz. A więc powtórzysz, co powiedziałaś?
- Opowiedziałam ci, jak Sean poprosił mnie o rękę.
- A potem?
- Potem powiedziałam, że mu odmówiłam.
- A potem?
- Potem zapytałeś, co przed chwilą powiedziałam. - próbowała wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji za wszelką cenę.
- Nie prawda. Powiedziałaś coś jeszcze...
- Niby co takiego?
- Oj, wiesz dobrze.
- Nie mam pojęcia.
Jeśli uda jej się wyjść z tego bez szwanku i rany na własnej dumie, będzie niesamowicie szczęśliwa. Wydawało jej się, że wyparcie, to jedyna słuszna metoda, dlatego nie poddawała się, dopóki znów nie usłyszała jego głosu okraszonego tym urzekającym półuśmiechem.
- Ja też.
- Ja też co? - nie dbała o to, jak idiotycznie zabrzmiało to pytanie.
- Też cię kocham.
- Co?
- O nie... Nie zmusisz mnie do powiedzenia tego jeszcze raz.
Nachylił się nad nią, opierając się o czerwony stolik i lekko dotknął swoimi jej warg. Pasmo złotawych włosów założył jej za ucho i wyszeptał, sprawiając, że jej ciałem wstrząsnął nieoczekiwany dreszcz.
- Chyba kompletnie oszalałem, ale naprawdę cię kocham, Annie.
Ponownie połączeni pocałunkiem nie zwrócili uwagi na cztery nastolatki siedzące kilka stolików dalej, które przyglądały się im z błyszczącymi oczyma. To ciekawe, że kiedy widzisz szczęśliwą parę, zatracającą się w swoich objęciach, najczęściej nie marzysz o niczym innym, niż o powieleniu ich idealnej miłości. Gdy już wreszcie odsunęli się od siebie na nieco mniej niż metr, promieniejąc szczęściem, drobna blondynka powiedziała do swojego ukochanego o wiele pewniejszym głosem.
- Wracajmy. Muszę powiedzieć mamie o wyjeździe.

3 komentarze:

  1. Wow! Tyle zmian na blogu Meg Jackson! :D Nowy look i nowy nick. :D Świetna kolorystyka i wypada mi przeprosić za nieskomentowanie poprzedniego rozdziału. Przepraszam.
    Dużo się dzieje, Michael i Sarah chyba często rozmawiają... :D:D A Annie szaleje! Dwóch chłopaków na raz! :O To znaczy teraz już nie, ale... To wyznanie miłości mnie rozczuliło oraz wiele wyjaśniło. :D Michael i 3 godziny treningu - no nieźle. :D Chciałabym go teraz zobaczyć jakby wyglądał mając taką formę w wieku 53 lat. :) No cóż, świetnie wszystko napisałaś, a w dodatku twoje rozdziały są, mam wrażenie, coraz dłuższe, lepsze i opisy stoją na wysokim poziomie. Dialogi też. :* Tylko chwalić. Czuję, że duuużo czytasz. :D Jak ja kiedyś. :D Ale niedługo ferie więc zabiorę się za to. :D
    Dziękuję za ten rozdział, czekam z niecierpliwością na następny i pozdrawiam cieplutko.
    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie. Nie mogę się napatrzeć na nowy "styl bloga" Mimo tej aksamitnej bieli, strona bije ciepłem!
    Rozdział świetny, jak zwykle ;)
    Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na następny wpis,
    Paulina!
    PS U mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  3. witaj kochanie!
    przepraszam, ze nie komentowałam ale jestem cały czas na bierząco!
    Małe kłopoty ze zdrowiem. Mam nadzieje ze mi wybaczysz. Nowe opowiadanie bardzo mi się podoba, i czekam co bedzie dalej.
    Zapraszam do siebie, wróciłam i liczę na opinię http://man-in-the-mirror-mj.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń