piątek, 30 stycznia 2015

This Is Not It_25

Lepiej kochać, a potem płakać. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić. 
- Harlan Coben Nie mów nikomu

Kompletnie nie wierzyła w to, że siedziała właśnie w wygodnym fotelu samolotowym, obok jednej z najważniejszych osób w jej życiu. Jakimś cudem udało jej się przetrwać burzę, która rozpętała się tuż po jej powrocie do domu. Dzięki Bogu, wybiła Omerowi z głowy pomysł, o pojawieniu się w salonie razem z nią, dzięki czemu wzbudziliby jeszcze większe podejrzenia domowników. Niestety, wiązało się to z tym, iż musiała samodzielnie stawić czoła gniewowi matki, co przy temperamencie rodzicielki nie wydawało się takie proste. Nie wiedzieć czemu, gdy tylko przeszła przez główne drzwi, zobaczyła Sarah wachlującą się dokładnie tym samym plikiem papierów, który w tamtej chwili powinien leżeć sobie spokojnie w jej sypialni. Świetnie pamiętała, jak drobne kropelki potu wstąpiły jej na czoło, a głos uwiązł w gardle. Matka, kiedy tylko ją zobaczyła, zerwała się z fotela i stając tuż przed nią, rozpoczęła reprymendę, nie oszczędzając przy tym swojego gardła. Jak długo zamierzałaś trzymać to w tajemnicy?! Chcesz zostawić babcię i siostrę na pół roku?! Czy w ogóle pomyślałaś o tym, jak ty tam przeżyjesz?! Niech ci się nie wydaje, że pozwolę ci gdziekolwiek wyjechać, moja droga! Po moim trupie! Pojawiło się jeszcze parę zdań wygłoszonych w podobnym tonie, zanim zdołała nieśmiało przerwać swojej rodzicielce. Kiedy wreszcie mogła zacząć się tłumaczyć, do środka wparowało rodzeństwo Jacksonów, uważnie przyglądając się wszystkim zebranym. Z ich perspektywy musiało to wyglądać naprawdę ciekawie: Leah, zaczytana w grubym tomiszczu, starsza z dziewcząt, stojąca ze spuszczoną głową, niczym mała dziewczynka, Sarah, czerwona od gniewu lecz milcząca i wreszcie ich ojciec, z rozbawieniem przyglądający się całej tej sytuacji. Jednak, zamiast okazać w jakikolwiek sposób swoje zaskoczenie, każde z nich podeszło do Michaela i otrzymało od niego powitalny pocałunek w czoło. Przez krótką chwilę w głowie Annie pojawiło się pytanie: jak wiele skrajnie nietypowych sytuacji musiały widzieć te dzieci, skoro będąc świadkiem tej jednej, nie posłały im nawet pojedynczego, zaskoczonego spojrzenia... Jednak ta myśl rozpłynęła się równie szybko, jak się pojawiła, gdy jako kolejny, w salonie pojawił się Omer. Uśmiechnięty, z oczami błyszczącymi jak najszlachetniejsze diamenty, zatrzymał się w ustami otwartymi w połowie rozpoczętego zdania. No cóż... przynajmniej jego choć odrobinę zdziwiła ta dramatyczna scena. Jego ukochana posłała mu natychmiast ostrzegawcze spojrzenie, przypominając, by nie wspomniał przypadkowo o tych trzech wspólnie spędzonych tygodniach. Sarah, speszona nagłym, nietypowym zbiorowiskiem, rzuciła tylko krótkie jeszcze z tobą nie skończyłam, Anno Faith Anderson i opuściła pomieszczenie, purpurowa od gniewu i wstydu. Przez resztę dnia obie kobiety nie wymieniły miedzy sobą nawet jednego słowa. Nastąpiło to dopiero wtedy, gdy niczego nieświadoma Erin podczas kolacji, którą już od dłuższego czasu jadali razem z Jacksonami, zapytała:
- A skąd taka mina, kochanie? - zwrócając się do swojej starszej wnuczki.
Wtedy dziewczyna, chcąc nie chcąc, musiała również przed babcią przyznać się do swojego nieodwołalnego, jak postanowiła, wyjazdu. Potem wydarzyło się coś, czego zupełnie się nie spodziewała i nie do końca była pewna, jak zareagować na taki obrót spraw. Erin uśmiechała się, wyrozumiale potakując głową, wsłuchana w opowieść blondwłosej studentki. Potem wyraziła swój podziw dla jej odwagi, nie szczędząc jej przy tym wyrazów bezgranicznej miłości i zaufania. Nie przemilczała oczywiście kwestii bezpieczeństwa, jednak nie działała tak histerycznie, jak jej synowa, dzięki czemu wszyscy obecni stopniowo się rozluźnili. Tak naprawdę, tylko dzięki babce udało się Annie zdobyć zgodę Sarah na wyjazd, a ta była niepospolicie twardą zawodniczką. Gdy już brakowało jej oręża w nierównej walce przeciwko córce i teściowej, chwyciła się ostatniego argumentu, niczym tonący przysłowiowej brzytwy: A co z Seanem? To pytanie zamknęło usta najstarszej z Andersonów, a tę o wiele młodszą wprawiło w zakłopotanie. Nie mogła tak zwyczajnie przyznać się do porzucenia tego ciemnoskórego, wcielonego ideału każdej szanującej się amerykańskiej matki, bo z prawie wywalczoną zgodą na wyjazd mogłaby się pożegnać. Musiała grać na zwłokę, powiedzieć, że przyda im się mały odpoczynek, co oczywiście nie przekreśla całego związku. Czy pomyślała o tym, że Sean mógłby skontaktować się z jej matką i opowiedzieć jej o odrzuconych zaręczynach? Oczywiście. Jednak chłopak nie znał powodu jej odmowy, co zostawiało jej bliskim pewną swobodę w interpretacji. Poza tym, kiedy już wróci z Afryki, jej były zdąży zagoić rany i zapomni, pozwalając jej wieść spokojne życie u boku, rozpoczynającego swoją światową karierę, mężczyzny. Może, gdy ponownie zawita do ojczyzny, rodzina zdoła zaakceptować jej szalony romans, który w ciągu trzech tygodni przerodził się w miłość poza grób. Uśmiechnęła się, czując dłoń Omera ściskającą delikatnie jej własną. To, że leciał z nią dla pozostałych było równie nieoczywiste, jak ich skrywany związek. Chłopak cierpiał, mając świadomość, iż okłamał swego mentora, także jego dzieci, za które po części czuł się odpowiedzialny. Rozumiał jednak, że w innym wypadku cały ich plan spali na panewce, do czego w żadnym wypadku nie chciał doprowadzić. Dlatego też wszyscy byli pewni, iż wysiądzie w Argentynie, gdzie miał ponoć zaplanowane spotkania z ludźmi odpowiedzialnymi za doprowadzenie do końca prac nad jego pierwszym w życiu albumem studyjnym. Właściwie on również nie do końca minął się z prawdą. Spotkania faktycznie miały odbywać się w Argentynie, jednak dopiero w przyszłym miesiącu, gdy pogoda nieco się poprawi i będzie można rozpocząć prace nad jednym z klipów. Dzięki takiemu rozwiązaniu, papużki nierozłączki mogły spędzić razem kolejne, przepełnione miłością, cztery tygodnie, bez wtajemniczania w szczegóły osób trzecich. Samolot zamruczał, najpierw jak dachowiec z radością odbierający pieszczotę, potem jak dziki kot szykujący się do skoku. Blondwłosa stewardessa w biało-fioletowym mundurku i liliowej apaszce na szyi, już po udzieleniu obowiązkowego instruktażu, zajęła się pasażerami siedzącymi bliżej kokpitu. Po krótkiej chwili przy zakochanej parze pojawiła się inna ślicznotka, tym razem w hebanowo czarnych lokach związanych w wysoką kitę, prosząc ich, by zapięli pasy, gdyż zbliża się pora startu. Potem zapytała, czy aby czegoś nie potrzebują, a gdy przecząco pokręcili głowami, życzyła im już tylko przyjemnej podróży i zniknęła w dalszej części pokładu.
- Omer!
Posłała mu dość mocnego kuksańca w bok, gdy tylko zauważyła, jak oczy jej lubego mimowolnie wędrują za ciasno opiętymi purpurowym materiałem, krągłymi pośladkami stewardessy.
- Ałć! Coś ty, karate trenowała w dzieciństwie?
- Nie, ale jak będzie trzeba, to skopię ci tyłek, skarbie.
- Zerknąłem tylko dla porównania. Dzięki temu moja hipoteza została potwierdzona: twoja pupa jest najcudowniejsza na świecie - powiedział, ukazując w szerokim uśmiechu rząd śnieżnobiałych zębów.
- Następnym razem, dla własnego dobra, potraktuj to jako dogmat, ok?
- Tak jest, wasza wysokość.
- Jesteś niemożliwy! - złożyła na jego ustach krótki pocałunek. - Masz ochotę posłuchać muzyki?
Z bagażu podręcznego wyciągnęła skręcone w prawdziwie marynarski węzeł, czarne słuchawki i jedną z nich podała chłopakowi, drugą zaś wetknęła do swojego ucha. Nie trzeba było czekać długo, by do ich uszu dopłynęły pierwsze takty piosenki Olly'ego Mursa Dear Darling. Omer przymknął ozdobione długimi rzęsami powieki i odpłynął, nie zwracając uwagi na to, co działo się z Annie. W jej głowie, równocześnie ze słowami:

I can’t stop my hands from shaking
'Cause I’m cold and alone tonight.
I miss you and nothing hurts like no you.

w jej myślach pojawiła się twarz Seana. Jak się trzymał? Czy był na nią zły? Czy kiedyś jej to wszystko wybaczy. Gdy tylko wyobraziła go sobie, dłońmi zakrywającego zapłakane twarz, przeklęła cicho samą siebie. Nie powinna rozdrapywać tak świeżej rany. Śladem swojego ukochanego zamknęła oczy i poddała się chwili relaksu, ani na moment nie puszczając jego dłoni. Gdyby tylko wiedziała, jak bardzo jej wyobrażenia różnią się od rzeczywistości... Wyjrzałaby przez niewielkie okienko ogromnej maszyny, by dostrzec samotnego chłopaka stojącego na płycie lotniska, z głową wpatrzoną w niebo, którego policzków nie przecinała nawet pojedyncza łza, a serce pozostało twarde, jak pęknięty w połowie, zimny głaz.



5 komentarzy:

  1. Rozdział świetny, chyba nie muszę pisać. Sama dobrze to wiesz ;)
    Poruszył mnie cytat. Akurat nie miałam zbyt przyjemnych dni ostatnio. Wiele smutku i płaczu. Zero sił, więc… Nie było też u mnie nowego wpisu…
    Nie ważne, nad tym nie będziemy się rozwodzić :)
    Jedyna rzecz, do której mogę się przyczepić… Za krótko!
    Czekam na więcej,
    Paulina

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę, genialny rozdział! Dawno mnie tu nie było...

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam.
    Trafiłam na Twojego bloga przypadkiem, bo często piszę słowa kluczowe w Googlach i czytam jakieś ciekawe blogi. W taki oto sposób trafiłam na Twój :D Przepraszam, ale nie umiem tak dobrze pisać komentarzy :)
    Powracając do Twojego bloga...
    Jestem zachwycona. Umiesz wyrwać na czytelniku takie emocje, że... ach!
    Z wielką przyjemnością czytałam Twoje rozdziały i nie żałuję.
    Cieszę się ogromnie, że znalazłam Twojego bloga ^^
    Już mogę oświadczyć, że leci on do mojej listy ulubionych blogów :D
    Czekam na więcej :D
    Pozdrawiam.

    P.S. Nie wiem, czy lubisz czytać czyjeś blogi, ale jeśli tak, to serdecznie zapraszam na mojego. Jest to opowiadanie o Michaelu. ( Dopiero zaczynam, ale myślę, że Ci sie spodoba)
    first-time-i-see-the-glow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne opowiadanie! Kiedy pojawi się następna część?

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepiękna część jak zawsze :) mogę powiedzieć tylko łał i czemu tak krótko xd ,czekam na nexta dawaj go szybko pozdrawiam i zapraszam na nową część do siebie ;)
    http://miloscjestzawszesilna.blogspot.com/
    Weny życzę

    OdpowiedzUsuń