Kiedy ludzie żyją, kochają. Kiedy umierają, kochają dalej.Jeśli uczucie umiera wraz z człowiekiem nie jest to prawdziwa miłość.
- Lisa See Miłość Peonii
- Carrie Bradshaw Seks w Wielkim Mieście
Okazuje się, że nawet najtwardsze kobiety, miękną w obliczu miłości.
Krzyżowe sklepienie ozdobione barwnymi freskami zamykało się wysoko jak niebo nad jej głową. Stukot obcasów roznosił się echem po całej świątyni, przerywając nieskalaną do tej pory ciszę. Przyklęknęła w jednej z pierwszych ławek pustego kościoła i wbiła wzrok w majestatyczny krzyż z przybitą do niego umęczoną postacią Zbawiciela. Dokładnie widziała grymas twarzy Chrystusa wyrażający nieopisany ból. Namalowane stróżki krwi spływały z ran na dłoniach, głowie, stopach, a także wypływały z przebitego boku. Szara i postrzępiona szmata wisiała żałośnie na Jego biodrach, a cierniowa korona tkwiła wbita w Jego skronie, tuż pod szyderczym napisem INRI. Jezus Nazarejczyk Król Żydowski wznosił oczy ku Ojcu swojemu w Niebie i Jemu poświęcał zarówno swoje życie, jak i ostatnie tchnienie... Lubiła tego typu świątynie. Gdy wchodziła do środka, grube ściany odcinały wnętrze od zgiełku miasta i pozwalały człowiekowi zanurzyć się w zupełnie innej, duchowej rzeczywistości. Zapomniała już, jakie to uczucie zamknąć za sobą cały świat i w spokoju zajrzeć wgłąb siebie. W kościele nie pojawiła się od dnia pogrzebu George'a, w którym przeklinała Boga, przestając tylko w chwilach, gdy łzy dławiły jej słowa. Rana po śmierci ukochanego wciąż pozostała niezabliźniona, a za jej zadanie potrafiła obwiniać tylko Stwórcę. Skoro jest tak potężny, wieczny i wszystkowiedzący, dlaczego zabrał matce jedynego syna, żonie umiłowanego męża, a córkom niezastąpionego ojca? Dlaczego pozwolił, aby przykładny obywatel, patriota i żołnierz z powołania zasnął snem wiecznym, nie dając mu szansy na nawet krótkie pożegnanie? Jej zaciśnięta do bladości pięść uderzyła z imponującą siłą w brzeg ławki. Łzy, kolejno, spływały po jej policzkach, razem z resztkami makijażu, których nie zmyły ich poprzedniczki. Na całe szczęście rumieniec, jaki pojawił się na jej twarzy po niezręcznej rozmowie z Billem, podczas której musiała wyjaśnić, dlaczego nie chce jechać prosto do hotelu i zapewnić, że później wróci sama, całkowicie zniknął. Czerwony płaszczyk nie działał tak dobrze, jakby się tego spodziewała. Tyrolskie miasto Vils okazało się nieco chłodniejsze niż podejrzewała. Dygocząc z zimna złożyła ręce do modlitwy. To, co wydarzyło się w samolocie, w żadnym wypadku nie powinno mieć miejsca. Co z tego, że George nie żył od 9 lat? Nie uważała, by była gotowa na wpuszczenie kogoś nowego do swojego serca i nie podejrzewała, by kiedykolwiek miało to nastąpić. Co by powiedział jej mąż, gdyby dowiedział się, że pokochała kogoś innego? Nerwowo odwróciła głowę, słysząc kroki przemykającej boczną nawą zakonnicy. Wdech i wydech... - przywołała się do porządku, starając się znów pozbierać myśli. Postanowione. Nie dopuści, by ten pocałunek kiedykolwiek się powtórzył. Ani z Michaelem Jacksonem, ani z Ethanem Waltersem, ani z nikim innym.
Daj spokój, Lola... Przecież wiesz dobrze, że nie pragnę niczego, z wyjątkiem szczęścia Twojego i dziewczynek.
Słyszała ten głos wyraźniej, niż kiedykolwiek (chociaż tylko w swojej głowie) i była pewna, co do tożsamości jego właściciela... Tylko George zwracał się do niej per Lola, odwołując się do niezapomnianej króliczki z Kosmicznego meczu, za którą uganiał się sam Bugs. Nazywał ją tak, odkąd się poznali, aż wreszcie ta ksywka przylgnęła do niej na dobre, przynajmniej wśród ich wspólnych znajomych. Potem, po przyjściu na świat dziewczynek, zdarzało mu się nazwać ją tak podczas podawania jej niedzielnego śniadania, czy kiedy zostawali sam na sam. Ten pieszczotliwy zwrot potrafił za każdym razem wywołać na jej twarzy uśmiech i załagodzić nawet największy gniew. Od dziewięciu lat nie sądziła, że kiedykolwiek jeszcze usłyszy to imię.
Skarbie, wiem, że mnie kochasz. Nie musisz mi tego udowadniać, pozostając zgorzkniałą wdową do końca życia.
Trzeba mu przyznać, że nawet w jej głowie nie brakło mu tego uszczypliwego poczucia humoru. Mimo wszystko cudownie było go słyszeć i w pewien sposób czuć jego bliskość. Była pewna, że to nie wyobraźnia płatała jej figla. W końcu klęczała na zimniej posadzce kościoła... Tutaj naprawdę wszystko mogło się wydarzyć.
Rozświetl życie tego gościa swoim światłem, tak jak to zrobiłaś z moim. Uczyń go najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi, bo wiem, że tylko Ty jesteś w stanie tego dokonać, Maleńka.
*
- Wróciłaś już? Wszystko w porządku? Wyglądasz... inaczej. - podsumował Bill, stojący przed pokojem swojego pracodawcy.- Tak. Musiałam trochę odpocząć po podróży, ale już jest ok.
- Mam zawołać Clintona, żeby pokazał ci twój pokój? Twój bagaż jest już w środku.
- Nie, dzięki. Po prostu podaj mi numer, sama trafię. Jest szef? Mam do niego sprawę.
- 1218, czwarty po lewej. Co do MJa, siedzi w środku odkąd przyjechaliśmy i nie wytknął nosa na zewnątrz nawet na obiad. Nie wiesz, co się stało?
- Myślę, że mogę temu zaradzić. Wpuścisz mnie?
- Próbuj. Nie pozwala wejść nikomu, ale może tobie się uda. Powodzenia.
Olbrzym w czarnym garniturze usunął się z drogi, a ona podeszła, wzięła głęboki wdech i zapukała dość głośno. Zza drzwi dobiegł ją cichy, choć stanowczy głos Jacksona:
- Bill, chyba mówiłem ci już, że nie chcę nikogo widzieć.
Niezrażona jego tonem odważyła się nacisnąć klamkę, po czym weszła do środka, zamykając za sobą drzwi. Apartament składał się z kilku pokoju, jednak ten, w którym się znajdowali, spełniał rolę salonu. Mężczyzna siedział na zielonej sofie, kurczowo wtulając się w kremową poduszkę. Panował tam niesamowity chłód, spowodowany otwartym oknem, przez które wpadało do środka mroźne, alpejskie powietrze. Wolała nie myśleć, co się teraz stanie. Podeszła do niego i przyciągając za poły błękitnej koszuli, mocno przylgnęła swoimi do jego ust. Widziała nierozumiejące spojrzenie, które stopniowo rozpływało się pod wpływem tego pocałunku, aż wreszcie kompletnie zniknęło pod przymkniętymi z rozkoszy powiekami. Powoli puściła koszulę i ułożyła obie dłonie na jego piersi, by popatrzeć na jego rozanieloną twarz.
- Przepraszam.
Mówiła to naprawdę szczerze. Marzyła, by to, co wydarzyło się w samolocie, zostało zapomniane i aby dali sobie szansę na jeszcze jeden start. Nie musiała ubierać tego w słowa. Wszystko mieściło się w jej spojrzeniu.
- Obiecaj mi... - zaczął wciąż rozedrganym głosem - że nigdy więcej nie każesz mi o sobie zapomnieć.
- Nigdy... - obiecała, całując go tego dnia po raz trzeci.
Po prostu magia! :D ach Mike i Sarah *.* no po prostu magia! Tylko tyle jestem w stanie powiedzieć xD czekam na nexta i życzę weny! :D
OdpowiedzUsuńKocham, kocham, kocham!!!
OdpowiedzUsuńOch, jestem znów pod wielkim wrażeniem.
Nareszcie Sarah poczuła do niego miłość <3
Geroge... To dobrze, że pozwolił jej dojść do zrozumienia, aby nie ukrywała już dłużej swojego uczucia... Czuwa nad nią... To wspaniałe.
Notka cudowna :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny.
Susie.