Napisy końcowe po filmie "Karate Kid II" przewijały się przez wielki ekran. Garstka ludzi skupiona wysoko, w środkowym rzędzie leniwie zbierała się do wyjścia. Samotny mężczyzna próbował zawiązać but, pomimo wyraźnego, piwnego brzucha, który nie ułatwiał mu zadania. Dziewczyna założyła swoją nieco przydużą marynarkę i zabrawszy pustą torebkę po popcornie, opuściła salę kinową. Na zewnątrz afisze zachęcały do obejrzenia "Pustynnego Kwiatu", "Star Trek IV", a także filmu dozwolonego od lat 21: "9 i pół tygodnia". Jeden z plakatów w szczególności ją zainteresował. Delikatne kolory, śnieżnobiała cera głównej bohaterki, olśniewająca blond czupryna jej partnera... Film historyczny pod tytułem "Lady Jane" jeszcze przed obejrzeniem skradł jej serce. Już wiedziała, jak spędzi kolejny piątkowy wieczór. Porzucając zainteresowanie nowinkami filmowymi, skierowała wzrok nieco wyżej. Niebo przyobleczone było w bezkształtne, chmurne łachmany o mdłym odcieniu błękitu. Wszechobecna szarówka nie zachęcała do długich spacerów, a żółte taksówki niczym pszczoły krążące od ula do ula rozwoziły najróżniejszych pasażerów. Westchnęła. Choćby to dziś wypadał dzień wypłaty i tak nie mogłaby pozwolić sobie na taki luksus, jak powrót taryfą. Mocniej zacisnęła poły marynarki i ruszyła przed siebie, starając się wyglądać tak nijako i nieinteresująco, jak to tylko było możliwe. Życie na przedmieściach zwalniało. Zegar na jednej z witryn sklepowych wskazywał kwadrans po ósmej, a większość zakładów i prywatnych interesów już dawno została zamknięta. Jedynie bary, speluny cieszące się lepszą lub gorszą sławą po brzegi wypełnione były klientami, których zasada: "Osobom poniżej 21 roku życia oraz nietrzeźwym alkoholu nie sprzedajemy" zdawała się zupełnie nie dotyczyć. Unikając kontaktu wzrokowego z szemranym towarzystwem, przemknęła szybko obok, słysząc za sobą obrzydliwy głos wydobywający się z przepłukiwanego od wielu lat alkoholem gardła: "Gdzie tak się spieszysz, laleczko?!". W oka mgnieniu skręciła w zacienioną uliczkę, znikając z oczu potencjalnemu napastnikowi. Starała się przekonać własne serce, by nieco spowolniło bicie, choć z trudem powstrzymywała nawet drżenie dłoni. Czego tak się bała? Przecież to nie pierwszy raz, kiedy jakiś pijak woła za nią na ulicy. Wieczorny spacer po tej dzielnicy również nie był dla niej żadną nowością. Jeszcze tylko kilka przecznic i dotrze do drzwi klatki szeregowca, w którym wynajmuje mieszkanie. Była ciekawa, czy Ariana mocno się na nią wścieknie za te rachunki, których zapomniała zapłacić. W końcu nie pierwszy raz nie spełniła jej prośby, mimo najszczerszych chęci. To nie tak, że była złośliwa. Po prostu dorosłość zupełnie ją przerastała i choć miała na karku już 23 lata, w najmniejszym stopniu nie potrafiła zapanować nad swoim życiem. Dlaczego nie posłuchała matki i nie została w domu, we Francji? Tam w najgorszym razie zostałaby kelnerką, tak jak tutaj. Z tym, że w Stanach Zjednoczonych praca kelnera nie była jeszcze najmroczniejszym z możliwych scenariuszy. Krótki bieg pozwolił jej na szybsze dotarcie do upragnionych drzwi. Pozostawało jedynie pokonanie trzech pięter po schodach i nareszcie będzie mogła spokojnie odetchnąć. Skrzypnięcie uchylanych drzwi prowadzących do piwnic zmusiło ją do ponownego przyspieszenia kroku. Kto wie, co mogło się za nimi czaić... Trzy krótkie dzwonki stanowiły znak, po którym współlokatorki rozpoznawały się bez konieczności otwierania. Po krótkiej chwili niepewnego rozglądania się dookoła, usłyszała kroki dobiegające z wynajmowanego przez nią mieszkania, a następnie głos przyjaciółki:
- To ty, Teddy?
- Tak.
Szczęk dokładnie siedmiu zamków poprzedził otwarcie się niezbyt solidnie wyglądających drzwi. Wyraz twarzy młodej kobiety stojącej w progu nie zapowiadał nic dobrego.
- Coś nie tak, Ari?
- Wejdź. Musimy porozmawiać.
Dziewczyna niepewnie spojrzała na przyjaciółkę, po czym weszła do ich wspólnego mieszkania. Ciepły blask lampy oświetlał wąski przedpokój, którego pokryte boazerią ściany ozdobione były kilkoma zdjęciami w kolorowych ramkach. Chwilę potem obie wkroczyły do skromnie urządzonego, lecz niezwykle przytulnego salonu. Ariana zająwszy miejsce na brązowej kanapie, patrzyła wyczekująco na przyjaciółkę. Zza okien zaciągniętych bordowymi zasłonami dobiegało słabe stukanie. Pojedyncze krople uderzały lekko o blaszany parapet wypełniając tę krótką ciszę, jaka zapanowała w lokalu na trzecim piętrze, pod numerem 58 przy 4347 Bedford Street. Nagle milczenie to przerwało ciche chrząknięcie. Druga z kobiet usiadła na swoim ulubionym fotelu, by wysłuchać tego, co współlokatorka miała jej do powiedzenia.
- Teddy, Marcus znalazł dla nas nowe mieszkanie - powiedziała prosto z mostu, tak jak to miała w zwyczaju.
- Mieszkanie? Przecież to, w którym teraz mieszkamy jest całkiem w porządku. Po co miałybyśmy się przeprowadzać?
- Nie zrozumiałaś mnie... Miałam na myśli mieszkanie dla mnie i Marcusa.
- Och...
23-latka poczuła jak jej twarz zaczyna płonąć ze wstydu. Jej dłoń mimowolnie powędrowała w stronę sięgających za ucho włosów w kolorze mlecznej czekolady. Przeczesała je palcami, wzrokiem omijając postać przyjaciółki, która wpatrywała się w nią z taką troską.
- Wiesz przecież, że planujemy wziąć ślub już za rok. Chyba nie myślałaś, że będziemy do końca życia mieszkać razem?
- Nie... Oczywiście, że nie, ale... Jakby to powiedzieć, trochę mnie zaskoczyłaś. Czy to już pewne?
- Przeprowadzam się za trzy tygodnie.
- Przecież nie dam rady sama płacić czynszu. Nawet teraz nie stać mnie na wiele.
- I właśnie dlatego mam dla ciebie propozycję. W oddziale bankowym, w którym pracuję, szukają kogoś do porządkowania dokumentów. Płacą nie najgorzej i masz możliwość awansu. Co ty na to?
- Uhm... sama nie wiem.
- Nie powinnaś kręcić nosem, mała. Jak się już zastanowisz, to daj mi znać. Tylko nie zwlekaj zbyt długo - powiedziała, po chwili dodając już z dobrotliwym uśmiechem - Masz ochotę, na herbatę?
Zaskoczona tą niespodziewaną zmianą nastroju dziewczyna zdobyła się tylko na nieme kiwnięcie głową. Ariana poklepała ramię przyjaciółki i chwilę potem zniknęła w korytarzu prowadzącym do kuchni. A więc tak teraz będzie wyglądało jej życie? Praca wśród zakurzonych papierów, osiem godzin dziennie... Może kelnerowanie nie było szczytem jej marzeń, jednak dawało poczucie choćby minimalnej swobody. Teddy westchnęła ciężko, po czym kilkukrotnie zamrugała, chcąc pozbyć się łez napływających jej do oczu. To nie by czas na płacz. Koniec pewnej epoki nie był przecież równoznaczny z końcem świata, prawda? Miała taką nadzieję...
I jest!
OdpowiedzUsuńJest nasza autorka!
Warto było czekać tak długo na tę notkę.
Zapowiada się bardzo ciekawie.
Czekam z miłą chęcią na następne rozdziały.
Pozdrawiam.
Wchodzę na bloggera i patrzę, a tu Liberian dodała nową notkę! Od razu uśmiech zagościł na moich ustach! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wróciłaś! :D
Notka jest bardzo wciągająca. :)
Czekam na pierwsze spotkanie Teddy i Michaela! :D
Weny! :D
Gdybyś chciała, to zapraszam do siebie- www.whoisit1.blogspot.com :)
Dodawaj częściej ! <3 Znęcacie się każąc tyle czekać xd ^^
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie --->
Od niedawna prowadze blog tez z opowiadaniem o MJ, jeśli Cie zainteresuje to zapraszam:)
http://remember-to-be-happy-mj.blogspot.com
21 year old VP Accounting Magdalene Whitten, hailing from Victoriaville enjoys watching movies like Donovan's Echo and Jigsaw puzzles. Took a trip to Historic Fortified Town of Campeche and drives a Delahaye 135 Competition Court Torpedo Roadster. Zobacz wiecej informacji
OdpowiedzUsuń